Szeregowy Franek
Gdy zatrzasnęły się bramy koszar,
moje życie skończyło się.
Stałem się kawałkiem czerwonego mięsa w czapce.
Panowie rezerwa zabrali się do mnie trzeciej nocy.
Zbili mnie mokrymi ręcznikami skręconymi w rzepkę,
na więcej musieli czekać tydzień, aż wyjdę ze szpitala.
Nic nikomu nie powiedziałem, nikt mnie o nic nie pytał.
Szef kompanii ryknął, żebym przestał rżnąć wariata,
wylegiwać w piernatach mogę się w swojej wiosce.
Którejś nocy kazali mi rozebrać się do naga,
stanąć na stole i w świetle żarówki strugać krasnala.
Bili, gdy płakałem.
Śmiali się, gdy osunąłem się na kolana,
i zamknęli w metalowej szafie do rana.
Gdy szef kompanii zapytał mnie,
dlaczego mam wiecznie takie podkrążone oczy,
i jak tak dalej będę walił konia,
to mi włosy między palcami wyrosną.
Opowiedziałem mu co i jak.
Tak mnie panowie rezerwa za to stłukli,
że w końcu zrozumiałem, po co tu jestem, i dałem spokój.
Powiedziałem sobie, że wytrzymam wszystko,
aby tylko za dwa lata wrócić do lasu, do motyli
i złożyć głowę na miękkich piersiach Magdaleny.
Gdyby ten chudy kapral nie upił się i nie stał na warcie,
i gdyby nie dowiedział się wieczorem, że zdradza go żona,
pewnie nigdy nie zastrzeliłby mnie,
tej nocy, gdy zaczynały kwitnąć kasztany.
© Dariusz Muszer
►oficjalna strona internetowa autora