Pogoda zakrapiana, choć z przebłyskami. Ciepło. Od samego początku Oslo jest dla nas łaskawe i daje swoje ciepło nawet w nadmiarze, gdy uwzględni się położenie geograficzne miasta. W zasadzie od połowy sierpnia Norwegia powoli chyli się ku jesieni, a mimo to wciąż jest tu ciepło. Spacer po Oslo Pass, żeby można było swobodnie przemieszczać się i wchodzić do licznych muzeów, które wabią nas zasobami. Ale to pozór. Tu w zasadzie wystawia się rzeczy bardzo przeciętnej wartości.
Krótka podróż morska na półwysep BygdØy. W oczekiwaniu na stateczek pasażerski, którym popłyniemy do kilku położonych na półwyspie muzeów, podziwiamy architekturę nowoczesnego Oslo. Umiejętność łączenia różnych porządków architektonicznych przez Norwegów jest opanowana do perfekcji. Być może bierze się to stąd, że tak dawniej, jak i teraz mieszkańcy Christianii gustują w surowym umiarkowaniu. Nabrzeże zapełnia się życiem: wszystkie języki świata mieszają się z gardłowo-śpiewną mową Norwegów, którzy nieśpiesznie idą do swoich prac. Ogromne pływające miasta-hotele stoją w porcie, oczekując na bogatych podróżnych. Mam wrażenie, że tam dzień od nocy niewiele się różni, może kolorem nakrycia stołu czy tytułem wyświetlanego na ogromnym telebimie filmu. Nawet rano dochodzą stamtąd głośne krzyki świadczące o tym, że na którymś z dziesiątków pokładów wciąż trwa lub dopiero rozpoczyna się urodzinowa impreza.
© Maciej Wróblewski