Młodzi rzymianie przekomarzają się w drodze do szkoły. Nie widać w ich zachowaniu wulgarności i gwałtowności – wszystkie swoje uczucia i emocje lokują w konwersacji. Nawet mijane dzieci, kilkuletnie zaledwie, pewnie na wycieczce szkolnej w stolicy, mówią szybko, używając w tym celu niemal całego ciała. Ludzie starzy przemierzają wolno wąskie i gwarne uliczki Campo Marzio, mężczyźni mają w ręku gazetę i często palą cygaro. W ogóle Italczycy bez kawy i papierosa wymienianego niekiedy na ciepłą bułkę ze słodkim nadzieniem z wielkim trudem się obywają. Nie dziwię się temu, bo jeśli w każdą chwilę swojego publicznego – a pewnie i prywatnego życia – wkładają sporo wysiłku, to muszą co jakiś czas podniecać swój umysł i donosić mu energię. Na Corso Vittorio Emanuelle widziałem tego przykład: mężczyzna przechodził wraz z kolorowo ubranym jamnikiem na pasach, gdy jeden z tassi, czyli taksówkarz, gwałtownie zatrzymał przed nimi wóz, co wystraszyło psa. Właściciel wzburzony wygrażał taksówkarzowi, złorzecząc w jego kierunku. Słów nie rozumiałem, bo stałem za daleko, ale ich brzmienie, gestykulacja nie pozostawiały złudzeń, o czym ten człowiek mówił. Gdy z samochodu wyszedł kierowca, było pewne, że bójka jest nieunikniona. Po krótkiej a gwałtownej wymianie zdań obaj uśmiechnęli się do siebie i przepraszająco wycofali – kierowca wsiadł do auta, pieszy wraz z zalęknionym jamnikiem przeszli na drugą stronę.
Lunedi, 25 listopada 2013 (2)
© Maciej Wróblewski