8 września, 3
Jesteśmy. Chwytamy jak inni nasze bagaże i ślup na sunącą taśmę. Za firanką robią prześwietlenie naszym wewnętrznym sprawom. Pancerna torba i waliza na konia. Znów chwytamy nasze toboły i do automatu na bilety: połyka, wypluwa. Chwytamy. Strażnik jak siedem nieszczęść lekko przechadza się po peronie i czasem spogląda na nas – tych oddzielonych od niego i peronu taśmą. Czeka na sygnał, by gromadzących się coraz liczniej w przedsionku prowadzącym na peron wpuścić. Mieszają się głosy, języki, garnitury i bluzeczki jak ślad po pajęczynie. Puścił. Tłum kolorowy napiera, przyśpiesza, faluje i ginie nagle w аероекспрессе.
Na lotnisku w końcu mamy polski internet. Skrzynka D. zapchana. Trudno mu wyjść z listów kleconych naprędce i tych błagalnych, odstudenckich. Potem picie, ciastko, toaleta. Wejście otwierają powoli. Najpierw odprawiają niepełnosprawnego, potem grupkę ważniejszych, w końcu nas. Chodzimy, siadamy, lot, lot. Chmury i brzęczenie z boku. Zachód świeci mi prosto w oczy. Warszawa. I gnamy na złamanie karku, żeby zdążyć na pociąg do Torunia. A tu jeszcze straż graniczna, kupowanie biletu w maszynie, żeby dojechać na Warszawa Zachodnia. Liczenie minut, dreptanie, nerwowe chwile i obliczenia tak zbędne. Z D. dzielimy się nadzieją jak opłatkiem, zdążymy. Poganiamy zamykanie drzwi. Służewiec, Al. Jerozolimskie, Zachodnia. Wiemy, że „Brda” stoi na szóstym, więc чемаданы nasze taszczymy. Ze schodów i na schody, ręce mdleją od tych naszych włości podróżnych. To idzie 12 godzina naszej odysei. Pociągu brak robi nam tak mocno niedobrze na sercu, na duszy i rozumie, że muszę spojrzeć na żółty księżyc jakby chory był na coś nieprzyjemnego i wstydliwego. Pomaga. Opóźnienia na Zachodniej mocarne się zrobiły, że nawet „Brda” przyjechana – jak wyklarował kierownik w spoconej koszuli – jest spóźniona bardziej jeszcze niż mówią przez megafon automatyczne głosy naśladujące średnio wykształconą kobietę z lekkim wąsem pod nosem. Lepiej, mówi kierownik w spoconej koszuli z raportówką byle co zawierającą, jechać „Uznamem”. Jezu drogi na Świnoujście. Biegniemy schodami na dół przez zwykłe smrody Zachodniej. Automat sprzedaje nam na „Uznam” dwa miejsca na jednym bilecie. Wagon 20, miejsca 63 i 64.
© Maciej Wróblewski