nowości 2025

Maria Bigoszewska Gwiezdne zwierzęta

Jan Drzeżdżon Rotardania

Anna Frajlich Pył [wiersze zebrane. tom 3]

Tomasz Hrynacz Corto muso

Jarosław Jakubowski Żywołapka

Wojciech Juzyszyn Efemerofit

Bogusław Kierc Nie ma mowy

Andrzej Kopacki Agrygent

Zbigniew Kosiorowski Nawrót

Kazimierz Kyrcz Jr Punk Ogito na grzybach

Artur Daniel Liskowacki Zimno

Grażyna Obrąpalska Poprawki

Jakub Michał Pawłowski Agrestowe sny

Uta Przyboś Coraz

Gustaw Rajmus Królestwa

Karol Samsel Autodafe 8

Karol Samsel Cairo declaration

Andrzej Wojciechowski Nędza do całowania

książki z 2024

Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy

Edward Balcerzan Domysły

Henryk Bereza Epistoły 2

Roman Ciepliński Nogami do góry

Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3

Anna Frajlich Odrastamy od drzewa

Adrian Gleń I

Guillevic Mieszkańcy światła

Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra

Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji

Zdzisław Lipiński Krople

Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden

Tomasz Majzel Części

Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła

Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta

Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu

Karol Samsel Autodafe 7

Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III

Marek Warchoł Bezdzień

Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane

MACHNIĘCIA, Smoleński dzienniczek 6

2018-10-26 15:18

5 września 2017, Smoleńsk, 1

Deszcz idzie po oknach gęsty, nierześki. Oko otwieram, patrzę jak w oddali idą jacyś studenci. Grupkami chodzą przez szeroki jak lotnisko korytarz łączący dwa uniwersyteckie budynki. Przez chwilę ich obserwuję, zamykam oko, zasypiam. Budzę się. Idę. Szykuję swój wykład.

Gadamy z D. o programie, który przygotowali dla nas koledzy Rosjanie. Wykreślamy wizytę w Katyniu. Deszcz za oknem coraz intensywniej pada. Szarość ma tutaj dziwne natężenie, szczególnie we wrześniu. Może latem jest tu inna szarość, ale teraz szarość robi się głęboka i wielowymiarowa.

Punktualnie o 9.30 staje w drzwiach hotelu R. i zaprasza na śniadanie. Smoleński uniwersytet wita nas dużą ścienną mozaiką z podobiznami Marksa i Lenina. Ucięte od korpusów głowy są trochę śmieszne, karykaturalne, pozbawione znaczenia. Idziemy korytarzami, kontrolujący strażnicy przepuszczają nas. Mowa rosyjska chodzi po korytarzach ładnie i zwyczajnie. Zapraszają nas do stołówki na śniadanie, a w zasadzie robi się obiad. Wybieram nadziewaną pieczoną paprykę, słodki twaróg i zieloną herbatę. D. gustuje w gulaszu. Mnie wszystko smakuje. Patrzę na deszcz, na chudego studenta zajadającego mocno zakręconego rogala, na ścianę pomalowaną uniwersyteckim kiczem.

© Maciej Wróblewski