nowości 2025

Maria Bigoszewska Gwiezdne zwierzęta

Tomasz Hrynacz Corto muso

Jarosław Jakubowski Żywołapka

Wojciech Juzyszyn Efemerofit

Bogusław Kierc Nie ma mowy

Andrzej Kopacki Agrygent

Zbigniew Kosiorowski Nawrót

Kazimierz Kyrcz Jr Punk Ogito na grzybach

Jakub Michał Pawłowski Agrestowe sny

Gustaw Rajmus Królestwa

Karol Samsel Autodafe 8

książki z 2024

Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy

Edward Balcerzan Domysły

Henryk Bereza Epistoły 2

Roman Ciepliński Nogami do góry

Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3

Anna Frajlich Odrastamy od drzewa

Adrian Gleń I

Guillevic Mieszkańcy światła

Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra

Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji

Zdzisław Lipiński Krople

Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden

Tomasz Majzel Części

Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła

Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta

Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu

Karol Samsel Autodafe 7

Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III

Marek Warchoł Bezdzień

Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane

NOTES, Notatki dublińskie (3)

2022-07-06 15:49

Dziesiąty dzień po powrocie

Toalety na Dworcu Zachodnim ograniczone zostały do jednego ledwie przedziału. Z jednego WC wymontowano zamki, żeńskie kabiny (bez wyjątku) zatrzaśnięto. Wszystkie Ukrainki wraz z dziećmi tłoczą się do „witryn” męskich. Symboliczna pustka przy skutych głęboko i ostro w dal sali męskich pisuarach: niemy, a właściwie pustobrzmiący znak, że dworzec zdominowały kobiety uciekające przed wojną, zdrowe i chore (jedna ze starszych Ukrainek rysuje w powietrzu kształt, któremu niechętnie i nieuważnie się przyglądam). Do Płońska, gdzie mam wygłosić wykład o Norwidzie, dotrzeć mogę tylko przez Dworzec Zachodni. Jak opisałbym ten obraz Joyce’owi? Czy użyłbym może słów Becketta, choćby o tym, że mistrzostwo, w tym także mistrzostwo literackie, jest skutkiem ubocznym walki o przetrwanie? Jak produkować podobne skutki uboczne, a zatem – jak drogą uboczną destylować w literaturze mistrzostwo? Podobne pytanie chciałby chyba zadać Beckettowi Dublin? Na dzień przed odlotem do Warszawy Krystyna pokazuje nam – „Finn’s Hotel”, w którym pracowała Nora Barnacle pamiętnego czerwca roli 1904. A jeżeli to jednak nie Stenka (zbyt Schillerowska) grałaby Molly Bloom? Tylko Nora Barnacle? A jeżeli to w „Finn’s Hotel” znajdowałby się słynny Long Room, i to w „Finn’s Hotel” powstawałyby moje (właściwie nasze?) „long room stories”. Nazwalibyśmy je „finnies”, a następnie opowiadania z tego gatunku, drobne, rezolutne „finnies” sprzedawalibyśmy za pensa irlandzkiego. Toaleta, mycie za „finnies”? Komu „finnies”?
Zadeklarowałbym się w podobnej sytuacji do czegoś popisowego. Przykładowo, do przepisania „Fausta” Goethego, zarówno części pierwszej, jak i części drugiej, uczciwie, w co najwyżej dwudziestu ekscytujących „finnies”. Kto wie, może dołożyłbym starań, aby zmieścić obie fabuły w „finnies” dwunastu? Krystyna opowiada o mężu żarliwie krytykującym polski tytuł „Murzyna z załogi ‘Narcyza’”. „Jakim cudem i jakim prawem? Przecież „The Nigger of the ‘Narcissus’” to kontrastywna gra słów. „Nigger” – czerń, „Narcissus” – biel. Po co tam jeszcze polska „załoga”, skoro mąci cały kontrast, osłabia go i rozdziela. Winno być „Czerń z bieli” (jak „Bóg z Boga” czy jak „Światłość ze światłości”), a nie „Czerń z załogi bieli” (bo na Boga: „Bóg z załogi Boga”?, „Światłość z załogi światłości”?, czy sine ira et studio mówiąc już – „Dublin z załogi Dublina). Rozmawialiśmy w Trinity College, opowiadałem o frustracji Wajdy, sprowokowanej niewdzięcznym przenoszeniem „Smugi cienia” na ekran. Zastanawiałem się przez moment, który już raz odwieczne Trinity słyszy nazwisko tego reżysera, którym z kolei pozostaję głosem, którym w kolejności, wypowiadającym ów dwusylabowy symbol polskiego XX wieku w murach „Coláiste na Tríonóide”.
Nic mi nie wiadomo o tym, czy Wajda Irlandię odwiedził ani tym bardziej kiedy ewentualnie to zrobił, wszelako 65. Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Cork uroczyście wyświetlał w 2020 roku „Popiół i diament”. Co więc gdybym ruszył po śladach „Popiołu i diamentu” z Dublina do Cork, poniekąd tak, jak Leopold Bloom wyruszył rano 16 czerwca po śladach pamięci osób, po libido z własnych interesów – na pogrzeb Paddy’ego Dignama? Byłby to mój polski „Ulisses”? „Polisses”? Czy każdy musi mieć „Ulissesa” własnego – jak własną zarodnikowość, własną reprodukującą się komórkę literatury, ściankę, ścianki, zaściankowość i ściankowość? Święte słowa George’a Augustusa Moore’a z 1913 roku: „Art must be parochial in the beginning to become cosmopolitan in the end”. Co jednak, jeśliby wpadł na nie dwa i pół wieku wcześniej Oliver Goldsmith, w „Plebanie z Wakefieldu”? W jakim miejscu dzisiaj byłaby wówczas Irlandia? Poza tym – „parochial in the beginning, cosmopolitan in the end”, to przecież kwintesencja „Ulissesa”. Kwintensencja-probierz.

© Karol Samsel