„Lekcja rzeczywistości” z tomiku „Smycz” (2000) powstała w jednej chwili. Siedziałam w autobusie jadąc z Dzierżoniowa, gdzie przygotowywałam tomik do druku „Kraina tysiąca notesów” do Wrocławia, gdzie czekały mnie potyczki z realiami. W jednej chwili zaczęłam w sobie mówić a raczej pytać: co to jest? To jest strach. Pytałam jak dziecko dziwiące się ogromowi, który nagle spoczął na jego wątłych ramionach. Dokładnie tak się czułam jak rzucona w złowrogą codzienność, z którą nie umiałam sobie poradzić. Oderwana od tego co było moim dzieciństwem stawałam się łatwym łupem tego, co brutalne i nieludzkie. Obdarta z jakichkolwiek złudzeń nie umiałam dotrzeć do samej siebie. Nie pozostawało mi nic poza bezradną, dziecinną formą zadawania pytań. Nie miałam żadnej nadziei gdy pisałam ten wiersz. Gorzej, czułam się jakby pochłonęła mnie wroga otchłań. Nieczuła na bycie ludzkim czy odruchy dobra. Byłam jakby pozbawiona siebie. Nie przynależałam ani do przeszłości, ani do teraźniejszości, tym bardziej nie umiałam wyobrazić sobie swojej przyszłości. Był to ciężki czas przynależenia do czegoś co niszczyło mnie. Co nie dawało żadnych szans na bycie tym kim chciałam być. Walka o samego siebie przybrała monumentalny wymiar. Buntowałam się, może dlatego powstały wtedy najbardziej buntownicze wiersze, ale też najbardziej drastyczne w swojej wymowie. Co to jest? To jest ból. Mówiłam do siebie jadąc autobusem. Za oknami rozpościerały się pola jak niema. Szare, zimowe, nieme. Tylko te pytania mogły dotrzeć do tego co ukrywała ta ziemia w swoich głębinach. Tylko te pytania były jak koło ratunkowe rzucone na ratunek. Od tych pytań miał zacząć się mój nowy świat. Co to jest? To jest ból. Coś rozrywało mnie od środka. Nie dawało za wygraną. Kołowało nade mną jak złowieszcze skrzydła gigantycznego ptaka.
© Ewa Sonnenberg