To, że odeszła dowiedziałam się wiele lat później. Przypadkiem. To był dla mnie szok. Straciłam J.N. kogoś tak bliskiego. W ogóle to miało wyglądać inaczej. To miał być mój wielki powrót do niej. Gdy zachorowałam na depresję uciekłam, ukryłam się. Jak zwierzę, które samo chce wylizywać się ze swoich ran. Wyjechałam bez jednego słowa. Nie odbierałam od niej telefonów, nie odpisywałam na listy. Jak miałam się pokazać pokonana, gdy obiecywałam jej że zdobędę świat. Czułam się przegrana. Wstydziłam się swojej choroby. Gdy chciałam wrócić jej już nie było. Przez chwilę poczułam się jakbym była nią. Ten sam rodzaj gestów, ten sam rodzaj stawiania kroków. Szłam ulicą a wokół spadały płatki śniegu. Przez chwilę odczułam jej obecność. Znów mogłam zacząć pisać. Odeszła. Bez słowa. Tak jak ja kiedyś. Ale ona odeszła na zawsze, tam skąd się już nie wraca. Ból mieszał się ze wspomnieniami. Naraz zdałam sobie sprawę, że nie mam dla kogo pisać. Poczułam pustkę w sobie. Bałam się, że nie napiszę już ani jednego wiersza. Jeszcze tego samego wieczoru zaczęłam pisać o niej. Ale pisało mi się źle. Już nie czułam tego czegoś, co odczuwałam dawniej jakby zniknęło wraz z wiadomością o jej śmierci. Długo trwało zanim pogodziłam się z jej nieobecnością. Odeszła tak samo nagle jak się pojawiła w moim życiu. Miałam jej tyle do opowiedzenia. To ona była jedną z nielicznych osób, które umiały i chciały mnie słuchać. To dla niej jest fragment z wiersza „Zanim mnie zabiją do końca” z tomiku „Hologramy” (2015): Jeśli umrę nie myśl że byłam jedyna / Ale jedną z wielu jak każdy z nas / Z tych którzy przyszli na Ziemię. Tak bardzo te słowa pasowały do niej. Do jej codziennych walk z twardą rzeczywistością i do jakiejś niespotykanej wrażliwości na sprawy duchowe. Nikt też jak ona nie wierzył w drugiego człowieka. Mówiła: każdy nosi w sobie coś cennego. Cóż, ja byłam i jestem innego zdania, ale to pewnie kwestia doświadczeń życiowych. Zresztą szanowałam jej otwartość na drugiego człowieka. Gdy odeszła zdałam sobie sprawę, że straciłam kogoś ważnego – prawdziwego Przyjaciela. Było mi trudno. Może dlatego napisałam dla niej poemat „Uniwersalny plan miasta”. Poetycki opis tego, co przeżywałyśmy razem. I miasto, które tworzyłyśmy swoim uczuciem. Gdy wracałam do tamtego czasu wszystko wydawało mi się jakby było oświetlone światłem słońca. Wszystko takie jasne, aż niekiedy oślepiające. Białe frezje, które dla niej zawsze kupowałam. Naszyjnik z ametystów, który jej podarowałam. Obrazy przesuwały się jak stare fotografie. Nasze miejsca, gdzie umawiałyśmy się na sekretne spotkania. Nasze ulice, na których chciałam jej udowodnić, że jestem jedyna na świecie. Byłam wtedy harda gotowa na wszystko. Nasze schadzki były jak szepty naszych stóp biegnące do siebie. Teraz ja musiałam stać się sama dla siebie kimś kto przeprowadzi mnie przez kolejne miasto. Bo w naszym życiu przechodzimy przez wiele miast niekiedy nawet nie wiedząc o ich istnieniu.
© Ewa Sonnenberg