Wiersz „Aktorka” z tomiku „Hazard” (1995) nie jest wierszem przypadkowym. Powstał z autentycznego wydarzenia mocno zakorzenionego w realiach. Był rok 1990 wiosna, brałam udział w próbach do spektaklu „Trójkąt bermudzki”, wystawianego przez teatr Kalambur. W spektaklu grałam na pianinie grając rolę pianistki. Po jednej z prób pewna aktorka zaproponowała mi żebyśmy zjadły razem obiad. Poszłam do niej, do Domu Aktora. Po drodze rozmawiałyśmy o sztuce, o miłości, o ludziach. Powiedziała wtedy, że są różne rodzaje ludzi: ludzie-ptaki, ludzie-koty, ludzie-psy. Zastanowiło mnie to. Zdałam sobie sprawę, że jej obserwacja jest prawdziwa. Szukałam w sobie zwierzęcego odpowiednika. Ale to, co zwierzęce w człowieku pod wpływem zdarzeń i doświadczeń zmienia się. Kiedyś byłam ptakiem, potem psem, teraz znów jestem ptakiem. Przypominają mi się słowa Daisuke Yoshimoto, tancerza butoh, który zwrócił uwagę na jednym ze swoich warsztatów, że człowiek powinien używać nie tylko mięśni, które przynależą do świadomości ludzkiej, ale również zwierzęcej. Zwierzę w nas bywa niekiedy bardziej zranione od tego, co bywa w nas człowiekiem. Zwierzę w nas jest tym kimś, kto niekiedy bardziej rozumie i odczuwa otoczenie. Spotkanie z aktorką w jej domu było niezwykłe. Miało w sobie coś z dzikiej wolności pełnej fantazji i wyzwolenia. Byłyśmy młode zapatrzone w obietnicę sztuki. Wierzyłyśmy, że poprzez sztukę zrealizujemy nie tylko swoje marzenia, ale oswoimy to zwierzę w sobie. Miałyśmy w sobie wolności, która dana jest jedynie prawdziwym artystom, którzy umieją obcować z rzeczywistością dostrzegając jej mechanizmy. Nie było w tym ani pozy czy egzaltacji, ale szczerość oddania się jakiejś idei. I to jej przygotowywanie obiadu. Otwierała kolejne szafki i wszystko, co miała pod ręką wrzucała do przygotowywanych naleśników. Jej pokój był oazą artystyczną. Tą aktorką była Małgorzata Osiej. Chciałam jej zadedykować ten wiersz, ale najpierw chciałam zapytać ją czy się zgadza. Niestety kontakt się na tyle urwał, że nie dotarłam do niej. Po kilku latach spotkałam ją przypadkiem. Opowiedziałam o tym wierszu, a ona, że szkoda, bo oczywiście zgadza się. Niestety wiersz powędrował w świat bez dedykacji i tak już zostało. Wiersz zrobił karierę, pamiętam, że był moment, gdy był publikowany w kilku miejscach naraz. Nie wiem dlaczego, ale ten wiersz tak bardzo się podobał. Stał się wręcz hitem poetyckim lat 90.
© Ewa Sonnenberg