Bałkany były moją odskocznią. To na Bałkanach kochało się moją poezję. Nazywano mnie „księżniczką bałkańską”, „kwiatem północy”. Wielokrotnie tam wracałam. Podróż stała się jak rytuał. Kuszetka do Budapesztu. W Budapeszcie restauracja na dworcu Keleti z białym fortepianem. Już przy tym fortepianie robiłam pierwsze notatki poetyckie z podróży. Potem bezpośredni pociąg do Belgradu. Około dziewięciu godzin, podczas których zastanawiałam się dlaczego na Bałkanach tak kochają moją poezję. To był jakiś fenomen. Moja poezja docierała do tych ludzi jakby była pisana dla nich. Ich zainteresowanie każdym moim słowem i mną. Tam dostrzegano mnie, tam byłam jedną z nich, tam moja poezja była potrzebna. Nie ma w życiu poety nic ważniejszego jak to by być potrzebnym poprzez swoje wiersze. Jakby te wiersze były lustrem, w którym oni umieli się przejrzeć. Tam nikt nie bawił się poezją, każdy wiersz był traktowany na serio. Tam nikt nie śmiał się ze mnie, byłam dla nich kimś kogo oczekiwali. Nic dziwnego, że chciałam o tych podróżach napisać wiersz. Napisałam poemat „Balkan Rhapsody” z tomiku „Wiersze dla jednego człowieka” (2017). Notatki do tego poematu robiłam rzeczywiście na Bałkanach. W Belgradzie, Sarajewie, Skopji, Podgoricy i wielu innych miastach. To, co opisuję ma swoje odniesienia do tego, co autentycznie się wydarzało. Nie zamierzałam szukać jakichś chwytów poetyckich, by opisać moją obecność na Bałkanach. Pisałam tak jak odbierałam tamtą rzeczywistość. Postacie, które się pojawiają są autentyczne i realnie istniejące. Jak choćby jedna z części poematu zadedykowana Biserce Rajcic. Kobiecie wyjątkowej i niezwykłej, która była moją bałkańską tłumaczką i przewodniczką. Mogłabym opisywać tak wiele historii, od których miały początek te wiersze z poematu. Jak choćby obecność Kruka gdy szłam do Meczetu z białego kamienia, sprzedawca sandałów, który wkładał mi je na stopy w jakimś mistycznym wręcz skupieniu, noc gdy tańczyłam z Saszą Petrovem, suficki poeta Muniam Alfaker, który mówi jak bardzo trzeba być dizzy by odczuć Boga, Mahmud Darwish, który od pierwszego wejrzenia stał mi się bliski, Dejan Matic, który był moim pierwszym bałkańskim przyjacielem, poezja Vasco Popy, i moja spełniona miłość do Mario Benedetti, brzegi Dunaju, mit o Attyli, cukierki i alkohol na grobie macedońskiego poety. Poemat pomimo, że miałam notatki powstawał długo. Chciałam w nim zawrzeć to, co było istotne. Tak wiele miałam wspomnień, że trudno było mi wybrać te najważniejsze, które stałyby się kanwą tego poematu. Retrospekcja miejsc, gdzie czułam się jak u siebie, w otoczeniu ludzi serca. Czułam jak moja praca i trud tworzenia jest dostrzeżony i uznawany. Ale nawet nie o to chodzi. Raczej o miejsca i ludzi, z którymi tak wiele mnie łączyło.
© Ewa Sonnenberg