Niekiedy pisanie wiersza jest bezpośrednią relacją z tego, co widzę. To, co ukazuje się przed moimi oczami. Nie wiem czy jest to realność czy nierealność. Niektórzy nazywają to chorobą. Niektórzy widzeniami. Jeszcze inni wyobraźnią. Ale dla mnie to wiara w to, co jest mi ukazywane. To miłość ku temu, co wychodzi mi naprzeciw. Z obrazów, które widzę powstają niektóre moje wierze. Obrazy są przebłyskiem chwili. Ułamkiem sekundy. Cichym szeptem wprost do mojego serca. Oczy są tylko kamerą, która rejestruje to, co komunikuje się z moim sercem. Tak powstał wiersz „Rzeka?”. Siedziałam nad Odrą we Wrocławiu. Wygrzewałam się w słońcu jak kot. Lubię wygrzewać się w słońcu. Lubię blisko siebie obecność wody. Zapach wody miesza się zapachem słońca. Zapach nieba miesza się z zapachem mojej skóry. Wtedy wracam do dzieciństwa. Wtedy spotykam Kauzo Ohno. Wtedy on wykrada mnie światu i idziemy małym mostkiem. On biegnie trzymając parasolkę, ja biegnę za nim. On udaje moją matkę, ja przywieram do czegoś na nadgarstku i mówię: transformacja. Zmieniamy się on jest teraz czajnikiem, ja jestem wrzącą woda. On jest drutami w parasolce, ja smagam go promieniami słońca. On jest dla mnie wszystkim, ja jestem jego cieniem. On rozpacza za mną w czarnym welonie, ja w czarnych, koronkowych rękawiczkach staje się trupem. Nad Odrą jakby nigdy nic, podczas czytania poezji spojrzałam na rzekę. Powierzchnia wody była zaniepokojona i zagniewana. Mówiła do mnie: mój gniew jest połyskujący jak paznokcie na twoich obolałych stopach. Mój gniew, bo wiem czym jest twoja rana. Ona wiedziała, ale ja nie rozumiałam dlaczego tak do mnie mówi. Nie wiedziałam, ale czułam jej gniew. Woda gromadziła się w rzece, ale wyglądała jak wielka cielesna forma, która jest częścią mnie. Gniew, tak zaczęłam pisać ten wiersz: „Woda jest zagniewana. Nie gniewaj się wodo”. Potem odczułam ulgę. Zawsze tak mam, gdy zapisze coś, co do mnie mówi odczuwam ulgę. Jakby materia, która przemawia do mnie chciała ujrzeć siebie w słowach. Dalej nad rzeką spojrzałam na przeciwległy brzeg, nagle na drzewie zobaczyłam kwiaty. Olbrzymie kwiaty w kolorze, który nie ma nazwy. Może dlatego w wierszu pojawia się fraza: „uschnięte drzewa nagle całe w kwiatach”. Drzewo vis a vis mnie przemówiło do mnie kwiatami. To vis a vis, gdy wybiegamy sobie na spotkanie. Ja i mój ukochany. Mój ukochany ukochana ukochany, jak zobaczenie mojej prababki w progu. Też wtedy ujrzałam ją vis a vis mnie. Uśmiechała się. Była tak samo ubrana jak na jednym ze zdjęć. To jest jak powrót przodków. Z odległych czasów. Tak odległych jak gwiazdy w gwiazdozbiorze Oriona. Gdy drzewo ukryło swoje kwiaty spojrzałam na rzekę i wtedy nagle rzeka zaczęła wysyłać na swojej powierzchni świetliste okna. Okna uginały się pod wpływem fal. Rzeka mówiła: możesz je otworzyć tam znajdziesz kolejne wiersze. Tam jest komnata twojego serca i tych którzy powrócili po ciebie. Potem wróciłam do swojego biurka zaczęłam pracować nad tym wierszem. Gdy nagle nocą zobaczyłam wiele obrazów przed sobą: pancerz, który lśnił złotym blaskiem słońca. Był dokładnie zobaczony, ale nie umiałabym go opisać. Nie wiem z jakiego materiału był zrobiony. Ale był tak jak woda, która zamieniła się w ten pancerz. Nagle ta sama woda oddaliła się ode mnie i zobaczyłam wyspę, z daleka wyglądała na zieleniącą się. Jakby dopiero została powołana do życia. Potem wyspa zamieniła się w wielkie Oko. I dostrzegłam, że woda jest łzą w oku Boga. To wszystko jest opisane w tym wierszu. Nie wiem czym są te obrazy. Jakby wizualnymi natchnieniami. Tak powstają moje wiersze. Czy ma ktoś jeszcze jakieś pytania?
© Ewa Sonnenberg