MODERN LOVE
Kochany, pijemy mleko i patrzymy na to samo niebo i to już jest sex. Kochany, oddaleni o setki kilometrów od siebie używamy tego samego języka wrażliwości i to już jest Art przez duże A. Jestem złym chłopcem. Zresztą jako kosmiczny chłopiec odbieram miłosne sygnały z innej galaktyki: Z kim mam się dzielić pięknem? Z kim mam się dzielić bólem? Z jakiej całości wynika szczegół? Mężczyzna w białej marynarce czyta książkę, którą jeszcze nikt nie napisał. On czyta, a ta która patrzy na niego zna treść. Zapytasz mnie ile asów mam w rękawie? „Utnę ci stopy abyś nigdy ode mnie nie odszedł”, zwłaszcza przed ostatnim rozdaniem. Śmierć. Ciągle ta śmierć. Od dziecka. Od urodzenia. Ciągle jest obecna przy mnie. Czuję to. Czuję ją. Śmierć – widziałam ją – ta staruszka z monetami na oczach w trumnie była tak blisko mnie. Groza, przeniknęła mnie od stóp do głów. Zrozumiałam, że z każdego miejsca świata wyłania się śmierć. Śmierć – te sny trzyletniego dziecka. Te niekończące się cmentarze. Cmentarz i jeszcze jeden cmentarz. Śmierć – przecież to tylko żart. Śmierć nie istnieje... ale czy nie lepiej być pyłem niż być świadkiem tego Ogromu? Nie dorośliśmy do życia, nie dorośliśmy do śmierci a co dopiero do tamtego świata. Śmierć czy prezent? Mała dziewczynka dostaje baletki i księżycową koronę – a teraz tańcz! – wołała do mnie babka – o czym ona wiedziała? Jest w tobie coś co nigdy nie może zostać uruchomione, jeśli, twój świat przybierze kształt maszyny. Ktoś mówi: Bowie-szaman, Bowie? To jakieś przekierowanie świadomości śmierci na zabawę w kocham-nie kocham, uwielbiam – Biotekst, z którego wynika, że istnieje ktoś jedyny. Jeden i ten sam? Podobne do podobnego? Ta sama częstotliwość? Te same fale? Ten sam próg wrażliwości? Nic z tego. Zakłócenia w odbiorze. Nic z tego. Tamto z tym nie ma nic wspólnego. Malarka podobna do ciebie pije lampkę czerwonego wina... odgadniesz ile asów jest w tym rozdaniu? Mężczyzna śpiewa sopranem w centrum miasta, przypomina mi ciebie, zwłaszcza jego biała koszula z falbanami, klatka piersiowa i sposób układania rąk i ust. On przypomina mi również gołębia, którego ktoś zabił dwa dni temu. Biały gołąb z przeciętą klatką piersiową. Przeciętą tak głęboko, że jego serce wyszło na zewnątrz. Pulsowało na białych skrzydłach. I krew. Krew na bieli tych skrzydeł. A teraz ty, twój głos i dramatyczna próba by przekazać siebie, jakby twoja klatka piersiowa stała się więzieniem dla duszy tamtego gołębia.
© Ewa Sonnenberg