Nagle okazało się że mam umrzeć. Nawet przyniosło mi to ulgę. Nawet bardziej umiałam się cieszyć każdą chwilą. Czułam niewysłowioną ulgę nie tylko dlatego, że skończy się moja gehenna. Że wreszcie ta wyrzucona poza nawias społeczeństwa i życia zostanie w końcu wypierdolona z tego całego gówna na dobre i raz na zawsze. Nawet nie wiecie jaką poczułam ulgę nawet ten ból, który w dzień i w nocy jest kolejnym krzyżem jakoś mi już tak nie przeszkadza. A raczej już tak tego nie przeżywam. Ani na sposób codzienny, ani odświętny, ani duchowy, ani mistyczny. To taki ładny dodatek do tego umierania. Tym razem za nikogo nie umieram. A jeśli to tylko za samą siebie. Prawie jak na obrazie z napisem „Jezu ufam tobie”. Chrystus na obrazie pokazuje na serce i mówi to tajemnicze zdanie skierowane do każdego kto się przed nim modli. Bo teraz nie on jest Chrystusem ale tym Chrystusem ma być każdy z was. A jeśli nie to inaczej się nie zbawicie. Ale nikt nie zdobędzie się na to oręże bólu. Nikt z was nie podąży za cierpieniem. Więc kicha. Jesteście w wielkim szambie. Ale jak chciałam was odwiedzić nie chcieliście. Ale jak chciałam żebyście wy mnie odwiedzili nie chcieliście. Bo ja nie wiszę na jednym krzyżu to byłoby zbyt proste. Ja każdego dnia jestem przybijana do kolejnego krzyża. Gdy mam umrzeć nagle okazało się, że ludzie potrafią być mili. Nagle na siłę chcą mnie ściągnąć z tego krzyża. Ale mnie już jakoś to nie interesuje. Po tym wszystkim mam jedną zasadę jest miły zajebać, jest niemiły zajebać, jest dobry zajebać, jest zły zajebać. Potem że niby mam iść na jakieś badania. Mają mi włożyć do gardła rurę i dotrzeć do sedna tego wszystkiego. Do żołądka. Karmiliście się moim bólem, moim cierpieniem, moim upokorzeniem, moim poniżeniem. Nie rozumiem po co te cyrki z rurą w gębie, że niby badanie żołądka. A wsadźcie sobie tę rurę do dupy. Mój żołądek to moje cudowne środowisko kwasowe. I ja mam pozwolić na ingerencję w swój prywatny kwas solny? To byłoby tak jakbym zdradziła swojego przyjaciela. My ze środowiska kwasowego źle reagujemy na takie propozycje. Lepiej trzymać się od nas z daleka. Gdzie nie splunę tam kwas wypala dziury. Gdzie nie splunę tam kwas przeżera się do nagiej prawdy. Przecież chcieliście mnie zamordować. Przecież chcieliście się mnie pozbyć. Wiem będzie trudno nikt inny tak nie cierpiał za was jak ja. Będzie cholernie trudno beze mnie. Ani komu przypierdolić. Ani z kogo się pośmiać. Ani kogo niszczyć w tak bestialski sposób,. Po co te cyrki przecież mnie nie ma. Po co te wzruszenia przecież nie istnieję dla was. Owszem jestem wam potrzebna bo przyzwyczailiście się do obiektu swoich zwyrodniałych instynktów. Będzie wam bardzo trudno jak zdechnę, nawet nie umrę bo przecież już kiedyś mówiliście „zdychaj tak jak ja zdychałem”. To wasze „diabeł zdycha” pod moim oknem. Albo „ty gruba kurwo”, „ty kurwo pierdolona”. To dla mnie komplement bo ja taka skromniutka prawie jak ze świętego obrazka a tu nagle kurwa. O kurwa lepiej być nie może. Chociaż tyle po tej mojej ciężkiej pracy przez całe życie. Po tych gestach dobra, po tych żałosnych odruchach serca. Chociaż tyle lepiej być kurwą niż katoliczką. Lepiej być kurwą niż polską poetka. Z jednym się nie zgadzam nie jestem gruba w jakiś błyskawiczny sposób chudnę. Niebawem będę jak przecinek, który nie jest przerywnikiem w zdaniu złożonym. Łączy dwa światy, które niebawem jak zniknie przecinek staną się jednym. Ten przecinek powinniście odnaleźć w jednym z moich wierszy.
© Ewa Sonnenberg