Ponoć Merkury wymyślił sztukę wraz z aktem kradzieży. Czy więc tworzenie nie jest rodzajem kradzieży? Prometejskim aktem ukazywania tego, co powinno być przed ludźmi zakryte? Ryzyko bycia sobą i do końca. Ekstremalna liryka: kaskaderstwo wyobraźni, ryzyko emocji, optymalna wrażliwości. Gdy wypowiemy nigdy nie wiadomo jakie treści przyniesie nam echo. Damien Hirst i jego trupia czaszka FOR THE LOVE OF GOD, wysadzana brylantami (wartość: 73 miliony euro), Jakby mówiła: uśmiech na miarę twojej niechęci lub „Boże, co ty mi zrobiłeś”. $$$$$$$$$$$??????????. Czaszka, jeden z odpadów naszej biotechnologicznej konstrukcji, staje się jak niegdyś pisuar Duchampa nowym gestem współczesnego artysty. Buntem? Konteksty z beznadziejnością ciała są jak najbardziej wskazane. I brylanty. Korespondują z pomysłem, by z kremowanych ludzkich zwłok odtwarzać te drogocenne kamienie. Hirst tworzy więc swoiste artystyczno-filozoficzne równanie: śmierć plus śmierć. Śmierć podwojona przez recykling śmierci. Śmierć jako towar, który można sprzedać. Ale artysta jest przebiegły: odpowiedzialnością za destrukcję ciała obarcza tego, kto je stworzył. Jakbyśmy byli fragmentem jakiejś nieudanej zabawy, jakbyśmy stanowili efekt uboczny jakiegoś błędnego eksperymentu, jakbyśmy byli odpadem czegoś, co jest czymś doskonałym, ale WCIĄŻ SŁYSZYMY: poza naszym zasięgiem, ABONENT CZASOWO WYŁĄCZONY, abonent czasowo niedostępny...
© Ewa Sonnenberg