EKER ANDA (1912-1936). Po raz trzeci zasiadam do wierszy młodo zmarłej lwowianki. I po raz trzeci gubię się pośród jej zupełnie dobrych tekstów. Na pewno dobrych w 1935 roku:
Codziennie przechodzę pod twojemi oknami,
mój najbliższy i najbardziej daleki.
I codziennie pojmuję, jaka przepaść istnieje
między jednym a drugim człowiekiem.
A czasem cię widzę naprawdę i blisko,
tam, w górze, na tle białej szyby.
I męczę się myślą: – A gdybym tak weszła?
a może... a gdyby? – a gdyby?
Tylko trzeba do środka przez bramę otwartą,
potem sień – potem schodów jest kilka,
potem drzwi (jak łatwo!), mamy dzwonek, tabliczka,
wizytówka... I tylko... I tylko...
I odchodzę ze łzami ogromnemi, ciężkiemi
i znów staję, zatrzymuję się chwilę,
aby móc się obejrzeć raz jedyny, na rogu,
za tym blisko-dalekim profilem.
Wybrałem „Codziennie” Eker, choć można przywołać parę innych utworów („O zakochanych z fotosu, którzy nie pocałują się nigdy”, „Gruby pan płacze”, „O dziesiątej na dworcu”, „Babuleńki”). Nie rezygnujmy z tekstu pod tytułem „Jeszcze o śniegu”, który Eker dedykowała Maurycemu Szymlowi (1903-1942), również lwowskiemu poecie.
Dedykacje zapraszają nas do lwowskiego i żydowskiego świata Eker (kim była Sydka Amarantówna?), zresztą nie tylko dedykacje. Polecam „Wiersz o sobocie”. Przynajmniej pierwszą zwrotkę: „Na stole leżał biały, nowy obrus / z naszym wielkim, rodzinnym, modrym monogramem. / I zaraz się przypomną czyjeś ręce dobre, / które go haftowały. Ręce mojej mamy”.
Debiut Andy Eker wymaga dalszych opracowań. Trzeba mu się przyjrzeć, chociażby dla tekstów, które Eker poświęciła Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, nawiązując zapewne tu i ówdzie do twórczości wybitnej poetki. Nie znam się na tym. Nie znam się zwłaszcza na wpływologii.
Anda Eker: „Na cienkiej strunie”. Układ graficzny Józefa Weitzmana. Nakładem Księgarni Lwowskiej, Lwów 1935, s. 128
[10 IV 2015]
© Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki