GAIŃSKI WALDEMAR MICHAŁ (1952-2011). Narzekam po wielekroć na poezję współczesną. Na poezję moich rówieśnych. Co rusz znajduję w ich tekstach „skurwione róże” lub „syfilis czasu”. Albo „spermę ich oddechu”. Nie przesadzam z tą spermą. Zajrzyjmy do „Kobiety przed lustrem na szóstym piętrze wieżowca Miasta Stołecznego w Europie Środkowej”:
moi mężczyźni przynosili kwiaty prezerwatyw
w podwójnych kieszeniach zawsze zasobnego serca
jadłam z nimi czekoladki ich zepsutych zębów
i w tajemne wargi przyjmowałam spermę ich oddechu
kiedy leżąc skatowana ich potęgą
w lustrze piersi odbijałam neonowy puls wieżowca
zapach parujących żył partnera
całe świństwo optymizmu w jego ustach
opowieść o wygranych wojnach w jego biurze
i paszporcie w wyższy rejon znaczeń i zaszczytów
aż do ostatniego zrywu jego bohaterstwa w jądrach
do hejnału śpiewających mord porannych autobusów
które wywoziły wszystkich moich mężczyzn
do obozu pracy otrutego miasta (...).
Wynotowałem dla siebie kilka wierszy („Rozmowa obywatela Jana K. z lekarzem dyżurnym Szpitala dla Nerwowo Chorych w Pruszkowie”, „Rozważania obywatela Jana K. pod szpitalnym murem, w chwilę po zamknięciu bramy”), nie wykluczam, że będą mi potrzebne przy lekturze debiutanckiego „Poematu ulicznego” z 1977 roku. Bo w Gaińskim zechcę się zapodziać.
Waldemar Gaiński: „Asfaltowy blues”. Ilustracje: Stanisław Młodożeniec. Młodzieżowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1981, s. 63
[17 X 2017]
© Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki