Nie mam pamięci. Wymazuję to, co mi przeszkadza. Mam komuś opowiedzieć życie, a nie mogę przypomnieć sobie dat, miejsc. Nie wlokę przeszłości za sobą. Pobieżnie owszem, jakieś sytuacje, twarze, ogólnie coś tam, ale tak to ciemność. Amfora połknęła i zniknęło. Z trudem wracam i zawsze wydaje mi się, że to, co pamiętam, jest w jakiś sposób zafałszowane. Jakbym kodowała tylko urocze i niezwykłe myśli. Imponują mi wielcy myśliciele. Niezłomni i piękni. Pamiętają wszystko i podsycają wątpliwości. Czy to jest moje, a może zmyśliłam wystające z kartonów rzeczy, miodowe obrusy i dzień, w którym je zamówiłam i odebrałam. Niezaradna, niesystematyczna, niepoukładana. Później zaczęłam pić dużo kawy, trochę to trwało, ale zaczęłam również pisać pamiętnik, który okazuje się pomocny. Podzielony na miesiące zawiera przedziwne opowieści z cechami prowokacji. „Rozwijasz się” – powiedział Paddy, kiedy opowiedziałam mu o rozległych horyzontach i naukach, które pochłaniałam jako dziecko. Wrażliwość na sztukę, talent muzyczny, mnóstwo fobii i przekleństw. Wciąż się powstrzymuję. Zagłuszam potrzebę mówienia nieludzkim głosem. Tak mówiła babcia, kiedy czasami wyrwało mi się jakieś przekleństwo. To po niej nie lubię wulgarnych ludzi, wystarczająco dużo nawdychałam się zła, by wciąż tolerować leniwych i nerwowych, posługujących się nieludzkimi słowami. Tak, przypomniało mi się, że od tego się zaczęło. By widzieć człowieka bez tych wszystkich cech, które coś ukrywają, najczęściej siebie.
© Małgorzata Południak