18.10.18 Łódź
Klubokawiarnia Niebostan, znana z ekscentrycznego wystroju oraz z organizowania ambitnych spotkań literackich, gości dziś Krystynę Rodowską, wybitną tłumaczkę i świetną poetkę. Tematem dnia jest „W stronę Swanna” – przetłumaczony właśnie przez Rodowską pierwszy tom cyklu powieściowego Marcela Prousta „W poszukiwaniu utraconego czasu” (a nie jak w przekładzie Boya – „straconego”). Książkę opublikowało łódzkie wydawnictwo Officyna, które planuje już kolejne części, przełożone przez innych tłumaczy.
Gospodynią wieczoru jest Justyna Sobolewska, która zwraca uwagę, że tłumaczyć Prousta 81 lat po Boyu to duża odwaga. Oprócz Boya pierwszy tom przekładali też Henryk Elzenberg i Anna Iwaszkiewiczowa. Dwa ostatnie tomy tłumaczenia Boya zaginęły po wybuchu wojny i rozstrzelaniu go przez Niemców we Lwowie, w 1941 r., więc przełożyli je na nowo Maciej Żurowski i Julian Rogoziński. W ostatnich latach dzieło Prousta przetłumaczyła Magdalena Tulli.
Jak doszło do obecnej wersji? Dwadzieścia lat temu ukazał się Proustowski numer „Literatury na Świecie”, a w nim m.in. 50-stronicowe tłumaczenie fragmentu „W stronę Swanna” (ze słynną „magdalenką”), autorstwa Krystyny Rodowskiej. Mimo propozycji wydawców nie kontynuowała ona jednak wtedy swoich prac i do przekładu całego tomu wróciła dopiero po latach.
Dlaczego „czas utracony”? Jaki był przekład Boya? KR: – Bo „utrata” jest czymś poważniejszym niż „strata”. Jeśli chodzi o styl Boya, to uważał on, że musi dostosować zdanie Proustowskie do języka polskiego, stąd częste skracanie. Traktował dzieło Prousta jako powieść, a to nie jest powieść, tylko stop różnych gatunków i form. Trzeba też było trochę wyczyścić warstwę archaiczną, która jest u Boya, bo to by przeszkadzało młodszemu czytelnikowi. U Boya było wiele niedokładności, przekłamań, dziwactw. Opatrzyłam mojego Prousta przypisami, u Boya ich nie ma. Chciałam, by to był Proust dla czytelnika XXI wieku.
JS: – To nie jest tylko nowy przekład, ale nowa interpretacja całości. Teraz jest inna sytuacja niż za Boya. Jak napisał Jerzy Jarniewicz, „tłumacz jest pisarzem”.
KR: – Tak. Musiałam przemyśleć całość, odbyć całą podróż...
Gdy Krystyna Rodowska czyta dłuższy fragment pierwszej części (z „magdalenką”), pada propozycja, by to nagrać w formie audiobooka. Tłumaczka uważa, że to dobry pomysł, bo dopiero w głośnym czytaniu wybrzmiewa intonacja, podkreślająca jak protagonista dociera do źródła smaku.
Czas jest bohaterem tego siedmioksięgu. To rzecz o pamięci; o smakowaniu i spowolnieniu czasu; powolności, cierpliwości. KR: – Czas jest u Boya „odnaleziony”, ale lepiej by było, gdyby był „odzyskany”. – Wytrącenie z czasu prowadzi do doświadczenia pozaczasu, wieczności. Tym doznaniem jest sztuka, bo Proust był jej fanatykiem jako czegoś w rodzaju religii. Był on spadkobiercą symbolizmu, Baudelaire’a. Czerpał z tradycji pełnymi garściami, także z malarstwa i muzyki. „W poszukiwaniu utraconego czasu” to powieść kreacyjna, a nie autobiograficzna. To również powieść inicjacyjna – o dojrzewaniu do pisania.
KR: – Zależało mi, żeby pokazać Prousta jako wspaniałego poetę w prozie. Jestem bardzo ciekawa, jaki będzie odbiór mojego Prousta. Bo to jest mój Proust.
© Marek Czuku