Czołowy współczesny poeta niemiecki, Durs Grünbein, a jednocześnie profesor poetyki, eseista i tłumacz, to autor niezwykle pracowity oraz inteligentny, o bardzo szerokim kręgu zainteresowań. Wydał do tej pory kilkanaście tomów wierszy i szkiców, a jego stosunek do twórczości wyrażają słowa:
„Wiersz
Jest nurkiem, idzie w głąb,
Na zwiad, szuka skarbów na dnie mórz,
Głęboko w mózgu. Konspiruje
Ze zgasłymi gwiazdami”.
(wiersz „Noc rozjaśniona”)
Durs Grünbein urodził się w NRD, w Dreźnie. Lata przeżyte w państwie realnego socjalizmu wywarły silny i trwały wpływ na świadomość i światopogląd autora, który debiutował tomem wierszy „Zona szarości, rano” (1988). Metafora szarości ma tu podwójne znaczenie: określa szary świat Wschodu, a jednocześnie szare komórki mózgu, dające nadzieję na wyjście z szarej zony ku politycznej i duchowej wolności. Mózg oczywiście symbolizuje racjonalistyczną postawę oraz patronat Kartezjusza, ale i fascynację poety naukami przyrodniczymi.
Inspiracje czerpał Grünbein z wielu źródeł. Wczesne wiersze powstały pod wyraźnym wpływem Ezry Pounda, ale również i Eliota. A więc pojawia się w nich żywioł mowy potocznej oraz topos wędrówki, dla której tło stanowi miasto-moloch z zatłoczonymi tramwajami, tłumem ludzi na ulicach i oddziałem rosyjskich żołnierzy. Świat ten trwa w permanentnym kryzysie. Inni ważni patroni poezji Grünbeina to Hölderlin, Kawafis, Enzensberger, a także nasz Herbert.
Z wojennymi losami Drezna rozlicza się poeta w tomie „Porcelana. Poemat o zagładzie mojego miasta” (2005), w którym bez wątpienia nawiązuje do „Piosenki o porcelanie” Czesława Miłosza. „Lalki, wazy, naczynia z miśnieńskiego złota” „rozbito w drobny mak” w lutym 1945 roku, podczas bombardowania przez lotnictwo brytyjskie i amerykańskie okrytej hańbą „Florencji Północy”. Ten poemat to elegia o zniknięciu rodzinnego miasta i zrobieniu z tego „pawia Saksonii” krateru, a jednocześnie „obraz przyszłych zdarzeń”. Bo Durs Grünbein nieustannie mierzy się z historią, z przemijaniem i wszechobecnym rozpadem, ze śmiertelnością oraz jej banalnością i bezsensownością. Czyli z czasem, tym „śmiercionośnym parowozem” (wiersz „Lumière”), którego nie da się przecież prosto i jednoznacznie zdefiniować.
Trudność tę znakomicie oddaje i rozwija nieco dłuższy wiersz „Aporia Augustyna (o czasie)”, w którym drogą eliminacji oraz w sposób obrazowy i metaforyczny poeta dochodzi do konkluzji, że jednak „czas to nie zagadka”. Nie jest on zatem „niczym, co znasz”, „co widzisz”, „co słyszysz”, „co zdołasz ogarnąć”, „co można zmierzyć”, „co się rusza”, „co niszczy”, żadnym „wkrótce”, „jeszcze”, „już” i „niegdyś”. Być może jest „drobnym rozczarowaniem”, „wierszem z czasów Pliniusza”, „ponownym spotkaniem”, „niezmiennym rytmem serca”, „myszą, która w spichrzu chrobocze”, „bezwiednym dzieckiem, co (...) podpala biblioteki”, czy wreszcie klątwą, paniką... „Co się oku jawiło, wnet jest wspomnieniem, a karmi je nadzieja: / Tak nas łudzi to, co zowie się czasem”.
(...)
[całą recenzję będzie można przeczytać w numerze 2/2023 „Nowych Książek”]
© Marek Czuku