Prosty tytuł nowego tomu wierszy poetki z Sieradza, Joanny Chachuły, „Krew” (Sopot 2019) – otwiera przed czytelnikiem ogromny obszar kulturowo-symbolicznych interpretacji, mający swoje źródła już w najdawniejszych cywilizacjach. Krew wiąże się z życiem, ale i ze śmiercią, a jako siedlisko duszy jest elementem boskim w człowieku. To w kulturze judeo-chrześcijańskiej (i nie tylko) symbol ofiary, oczyszczenia, męczeństwa, ale także wtajemniczenia, pokrewieństwa czy kobiecości. Zaledwie 26 niezbyt długich wierszy, ale dużo treści. Sporo mott i dedykacji. Bogata symbolika, którą poza krwią niosą również: słowo, ciało, woda, ogień, ogród, droga, góra, pustynia, światło. Motywy biblijne, niekiedy literackie.
Jeden z kluczowych problemów poruszonych w tomie Chachuły to stwarzanie-tworzenie. Może być nim czułe nazywanie przez Stwórcę po kolei każdej części kobiecego ciała, co prowadzi do jego stawania się (wiersz „Słowo ciałem?”, bo na początku było słowo). Centralnym miejscem w tym akcie jest serce, które „wypełnia się krwią”, a więc staje się żywe. Wyraźnie nawiązano tu do Księgi Genesis, ale można ten utwór odczytać również jako quasi-erotyk.
W procesie tworzenia ważne są nie tylko usta wypowiadające słowa, ale i palce. Poetka w wierszu „»Złam palce« mówi poeta” nawiązuje do wiersza Wojciecha Kassa „Nieznośna letniość”. To właśnie złamanie palców, którymi autor chciałby posiąść słowa, stanowiłoby antidotum na letniość. Ale Chachuła idzie jeszcze dalej niż Kass, sugerując twórcy, by nie poprzestawał na samym nazywaniu, ale próbował ożywić zapisane przez siebie słowa. Taka wizja świata przypomina nieco dualistyczną koncepcję Platona: bytu idealnego (nazywanego) oraz zmysłowego (a więc żywego, krwistego). Bo – jak to ujął Zbigniew Herbert – „słowo jest oknem na rzeczywistość”. Wypowiedź ta jest mottem do wiersza, w którym wykorzystano dwuznaczność słowa „pokój”: tam Adam i Ewa „nie walczą”, ale „słuchają serca” („Pokój z widokiem”).
Joanna Chachuła porusza elementarne problemy etyczne. „Bóg jest szefem śmierci” (to motto z Krystyny Kofty do wiersza „Przykazanie pierwsze”), gdy w ogrodzie po udach kobiety z pustym brzuchem spływa krew, kobieta staje się bogiem mężczyzny, a jabłko dojrzewa do grzechu. Stwórca może też odczuwać samotność, gdy usłyszy „słowa ostateczne / albowiem już cię nie kocham”, które stawiają Go na równi ze starą, odrzuconą prostytutką. On wprawdzie mówi człowiekowi, co ma robić, ale tak naprawdę powinien mu zaufać, bo ten jest ulepiony „na obraz i podobieństwo” („Dzień pierwszy”). W utworze tym poetka przywołuje losy swojej skrzywdzonej przez rosyjskiego żołnierza babki oraz dziewczynki obserwującej, jak ojciec bije matkę, i zestawia je z historią Hioba. Prowadzi to do pytań o naturę człowieka jako boskiego stworzenia oraz o pochodzenie dobra i zła.
(...)
[całą recenzję będzie można przeczytać w numerze 33 (3/2020) „eleWatora”]
© Marek Czuku