Podczas ostatnich generalnych porządków odkryłem w moim pokoju pokryty kurzem plik starych listów. Wszystkie łączyło to, że zostały wysłane w gorące lato 1987 roku z Mauritiusu, maleńkiej wysepki na Oceanie Indyjskim, słynącej z ptaka dodo i znaczków pocztowych. Z dodanych do przesyłek fotek uśmiechają się dwudziestoparoletnie wówczas, czarnoskóre piękności („I am thin and I have black & long hair, brown eyes”). Krótka epistoła od niejakiej Pameli kończy się słowami: „In the hope of reading you soon”.
Muszę się ze wstydem przyznać, że nie odpisałem żadnej z tych panien. Z mroków niepamięci zaczęły się wyłaniać lata osiemdziesiąte minionego już na dobre wieku. Nie było wtedy jeszcze internetu ani Facebooka, a paszporty należały do z trudem zdobywanych rarytasów. Wśród młodzieży popularne były tzw. penpal bądź penfriend clubs, które miały własne międzynarodowe katalogi. Przypominam sobie, że na druk swojej sylwetki w „The Karkkonen Book” czekałem chyba ze trzy-cztery lata, w międzyczasie zdążyłem się ożenić i zostać ojcem. To wszystko chyba mnie wystarczająco usprawiedliwia i rozgrzesza z tego, że znacznie opóźniona korespondencja trafiła na obrzeża pokoju, w zakamarki zapomnienia.
Z nostalgią i rozrzewnieniem wspominam wcześniejszych penfriendów z Włoch, Belgii i USA, z którymi zdążyłem wymienić trochę listów, tej namiastki prawdziwych przyjaźni i podróży. Jeden z korespondentów, Igino, przysłał mi nawet zaproszenie w okolice Perugii, ale nie odwiedziłem go, bo nie zdobyłem w porę paszportu, zresztą koszty takiej wyprawy były dla typowego „demoluda” niebotyczne.
A teraz nadchodzi gorące lato A.D. 2015, wokół turkusowy ocean, kryształowe laguny, białe plaże, dorodne palmy i eleganckie hotele. Na progu jednego z nich wita mnie pięćdziesięcioletnia, nadal piękna Pamela, trzymając na rękach uroczą wnuczkę o przenikliwych, ciemnych oczach. Najpierw pijemy świeży sok z ananasów i jemy owoce morza, a potem idziemy posurfować razem po zatoce. Przecież napisała, że „my favourite hobbies are: songs, reading books, magazines, newspapers and going out in the open air”, ma więc z pewnością wyobraźnię.
© Marek Czuku