Krystyna Rodowska jest przede wszystkim poetką. W młodości odebrała wykształcenie muzyczne – śpiewała i grała na fortepianie. Studia na filologii romańskiej Uniwersytetu Warszawskiego, praca w ambasadzie Meksyku, wieloletnia współpraca z miesięcznikiem „Literatura na Świecie”, zagraniczne podróże i stypendia – wszystko to ukształtowało jedną z najważniejszych obecnie tłumaczek literatury języka hiszpańskiego i francuskiego. Rolę tłumacza poetka rozumie jako mediatora „w przestrzeni między nieuniknioną obcością a możliwym do osiągnięcia przybliżeniem”. A z pewnością powinien być on pisarzem.
(...)
W „proustowskim” numerze „Literatury na Świecie” (1-2 z roku 1998) ukazał się nowatorski przekład fragmentu „W stronę Swanna” z najsłynniejszą magdalenką na świecie. Jego autorka, Krystyna Rodowska, zaproponowała jednocześnie nowy tytuł całego cyklu: „W poszukiwaniu utraconego czasu”. W kanonicznym tłumaczeniu Tadeusza Boya-Żeleńskiego z 1937 roku mowa o „stracie”. To zmiana pozornie nieznaczna, lecz dla tłumaczki istotna, bo oddaje całą dotkliwość i powagę „czasu utraconego”. „Dopiero jego przeciwwaga – »czas odnaleziony« nadaje Sens wszelkim przeszłym wydarzeniom, cierpieniom, złudzeniom, perwersjom, wszystkiemu, co zostało »utracone« wydawałoby się bezpowrotnie” – wyjaśnia Rodowska we wstępie do pierwszego tomu siedmioksięgu, który obdarzyła teraz (2018) nowym życiem.
(...)
Krystyna Rodowska przeszła jako poetka długą drogę. Od młodzieńczych zauroczeń Słowackim i Gałczyńskim, przez terminowanie w okolicach debiutu u Przybosia i trochę u Grochowiaka (dzięki któremu zaistniała w tygodniku „Kultura”), a potem u Karpowicza – po dojrzałą twórczość spod znaku Mistrzyni, „krakowskiej Pani: poetki staroświeckiej elegancji stylu i na wskroś współczesnej ironii, autoironii i morderczej przenikliwości w spojrzeniu na człowieka”. Nie można oczywiście pominąć „spotkań z poezją w nieustannym ruchu Tadeusza Różewicza”, która „wychodzi poza ramy wiersza, kpiąc ze wszystkiego, także z samej siebie i z cmentarnej łopaty”. „Nie ma chyba polskiego poety współczesnego, któryby poddawał siebie tak ekstremalnym duchowym terapiom wstrząsowym” (wszystkie cytaty pochodzą z wypowiedzi Rodowskiej).
(...)
Ponieważ jesteśmy skazani na przemijanie, powinniśmy korzystać z każdej chwili („chwilo trwaj”). Życie to zarówno szukanie sensu („wszyscy pijemy przez chwilę / ze źródła”), jak i trwoga. Metafizyka Rodowskiej jest wysokiej próby. Poetka mierzy się z tajemnicami bytu, zawieszonego między światłem a ciemnością, zanurzonego w odmętach czasu. Pociąga ją uroda symboli, które łączą, a także znaków, runów, magii. Sięga często po wschodnie inspiracje, np. do Księgi Przemian „I-Cing”, wyznając swoje egzystencjalne credo: „Dziwię się, więc (raz jeszcze) jestem”. A z zadziwienia światem wywodzi się paradoksalnie jej wiara, że słowo może mieć moc (s)twórczą:
„biją dzwony
monotonne przewiewne wołanie
o udział w wieczności
w świątyni bez murów bez dogmatów
całej z oddechu galaktyk
wołam więc Jesteś”
(„De profundis”)
To wszystko wyczytałem w wyborze wierszy Krystyny Rodowskiej z półwiecza twórczości pt. „Nic prócz O” (Warszawa 2019).
[cały szkic będzie można przeczytać w numerze 4/2022 „Wyspy”]
© Marek Czuku