Każdy ma taki pociąg, na jaki zasłużył. Na przykład 15:10 do Yumy. Klasyczny napad na dyliżans. Na skostniały język, powtarzalne krajobrazy, przewidywalne dialogi z samym sobą. Nudzie na pohybel, a czasem i ku pokrzepieniu serc. Poza barierę światła.
3.09.15 Kraków
Do królewskiego grodu przyjeżdżam na zaproszenie wszechstronnej artystki, Bożeny Boby-Dygi, na promocję jej nowego zbioru wierszy Koniec sezonu. Budynek powstałego w 1901 r. Pałacu Sztuki, integrujący architekturę, rzeźbę i ornamentykę (w stylu rozmaicie nazywanym: secesją, modernizmem bądź symbolizmem), to doskonałe miejsce dla takich wydarzeń. Dziś bowiem dochodzi do ucieleśnienia idei syntezy sztuk, jako że prezentacji poezji towarzyszy wernisaż wystawy malarstwa Jadwigi Żołyniak oraz autorski koncert muzyki na akordeon Macieja Zimki. Obrazy Jadwigi stanowiły inspirację zarówno dla wierszy Bożenki w prezentowanym zbiorze (ich reprodukcje trafiły do książki jako ilustracje), jak i dla improwizowanych kompozycji Maćka.
Wiersze Bożenki są delikatne, czułe, subtelne i nieco melancholijne. Starają się łapać ulotne chwile oraz kontemplują zanurzone w nich piękno przyrody, sztuki oraz ludzkich uczuć. W metafizykę przemijania wpisują ludzkie losy oraz wrażliwość podmiotu. Afirmują życie jako cud, podkreślając przy tym znaczenie dobra, śmiechu, natury. Na ogół są krótkie, obrazowe i wrażeniowe, chociaż tytułowy wiersz jest stosunkowo długi i bardziej dyskursywny, pełen dociekliwych spostrzeżeń dotyczących zarówno historii, jak i dnia dzisiejszego. Impresyjne i kolorystyczne obrazy abstrakcyjne Jadwigi charakteryzują się artystyczną odwagą w doborze i kontrastowaniu zdecydowanych, mocnych barw oraz w bezkompromisowości szerokich pociągnięć pędzla. Natomiast Maciek świetnie się czuje zarówno w klimatach muzyki klasycznej, jak i nowoczesnej oraz mocno poszukującej. Jego występ jest bardzo dynamiczny, z częstymi zmianami tempa i nastroju.
Jak to często po takich spotkaniach bywa, jest okazja do małego after party w pobliskim pubie oraz miłych rozmów ze znajomymi, a także do zawarcia nowych znajomości. Poznaję tam m.in. Krystynę Bratkowską, która opublikowała tomik Bożenki w Wydawnictwie Nisza; autorkę FORMY (podobnie jak ja), Ewę Elżbietę Nowakowską, której tomik kiedyś omawiałem; oraz „zwariowaną” korespondentkę wielu redakcji z Brukseli, Dominikę Ćosić, która zaskakuje mnie niesamowitymi opowieściami, będącymi jednocześnie kawałkami dobrej, miejscami nadrealnej prozy, pełnej specyficznego, absurdalnego humoru. To lubię!
14.09.15 Frankfurt nad Odrą
Do Niemiec jadę pierwszy raz w życiu. Wraz z Łucją Dudzińską i Bożeną Bobą-Dygą wysiadam z pociągu do Berlina na stacji Frankfurt an der Oder. Naszym celem jest miejska biblioteka, gdzie przewidziano inaugurację cyklu ponad dwudziestu spotkań promocyjnych polsko-niemieckiej antologii Dzieciństwo w Polsce / Kindheit in Deutschland. W książce znalazły się wiersze i proza 27 autorów z Polski, Niemiec oraz Austrii. Wydawcą jest lokalne stowarzyszenie Literatur-Kollegium Brandenburg, które istnieje już 25 lat i zrzesza ok. 80 pisarzy, głównie z północnej części dawnego NRD. W obcym kraju i mieście dajemy sobie jednak sami radę – dochodzimy do centrum i od razu odnajdujemy interesujący nas budynek. Po drodze robimy sobie fotki, m.in. przy drogowskazie do Europejskiego Uniwersytetu Viadrina, który specjalizuje się w kontaktach z Polską. Moje pierwsze wrażenia związane z naszym zachodnim sąsiadem są dosyć naturalne i spokojne: z jednej strony spodziewałem się sporej różnicy w stosunku do tego, co jest w Polsce, a z drugiej – okazało się, że jest podobnie, choć oczywiście nie całkiem.
Ktoś mi powiedział, że niemieckie biblioteki są znane z tego, że są na wysokim poziomie. Potwierdza się to we Frankfurcie: nowoczesne, zadbane wnętrze, spory księgozbiór, jednym słowem czystość i porządek. Zaraz po przekroczeniu progu witam się z prezesem LKB, Heinrichem von der Haarem w nieodłącznym białym kapeluszu, oraz ze współpracującymi z nim – Heidi Ramlow i torunianką Justyną Fijałkowską, mieszkającą od kilku lat w Poczdamie. Do rozpoczęcia spotkania pozostało jeszcze trochę czasu, poznaję więc innych autorów, m.in. Ewę Sonnenberg z Wrocławia. Jest obecna również znajoma poetka z Nowego Tomyśla, Kinga Weronika de Walla.
Imprezie nadano sporą rangę, biorą w nim udział przedstawiciele lokalnego samorządu, a my – goście z Polski zostajemy obdarowani pokaźnymi albumami mojego ulubionego Hieronima Boscha. Swoje utwory czytamy w grupach, po polsku i niemiecku, a tłumaczkami są Justyna i Bożena. W przerwach zaś umila zgromadzonym czas grą na saksofonie i klarnecie Jacek Faldyna. Okazuje się podczas czytań, że sprawdza się idea antologii, która gromadzi utwory dotyczące dzieciństwa autorów z różnych krajów i pokoleń. Nawiązany zostaje literacki dialog, który podtrzymujemy już na grucie towarzyskim podczas wspólnej kolacji w pobliskiej restauracji i będzie on kontynuowany podczas kolejnych spotkań – w Polsce i w Niemczech. A rano odwozi nas na dworzec Maik Altenburg i daje w prezencie na pożegnanie po płytce ze swoimi zdjęciami z naszej niezapomnianej frankfurckiej gali (chyba mogę tak górnolotnie tę inaugurację określić). To naprawdę miła pamiątka.
18.09.15 Pabianice
Kacper Płusa poprosił mnie, bym poprowadził mu przedpremierowe spotkanie autorskie w miejskiej bibliotece w jego rodzinnych Pabianicach. Robię to z przekonaniem i przyjemnością, bo Kacper mimo młodego wieku (rocznik ’92) pisze już bardzo dobrze, a jego pierwszy tomik Ze skraju i ze światła otrzymał prestiżową Nagrodę im. Kazimiery Iłłakowiczówny za najlepszy debiut poetycki roku 2012 i był nominowany do Nagrody Literackiej Gdynia. Teraz poeta czyta utwory z jeszcze niewydanego zbioru Wiersze na żółtym papierze, który zgłosił do Konkursu na Autorską Książkę Literacką – Świdnica 2015 (jak się później okaże, wygra ten konkurs, w którym nagrodą jest wydanie książki).
Zbiorek został podzielony na trzy części, które hasłowo można tak scharakteryzować: 1. wiersze szpitalne; 2. wiek męski – wiek klęski; 3. eviva l’arte. Poezja Kacpra pełna jest emocji wyrażających „trud istnienia” oraz hołd dla sztuki i artystów. Świat, jaki ona kreuje, to „dom wariatów”, o którym najwięcej mieli do powiedzenia Hieronim Bosch oraz poeci przeklęci. Dominującymi środkami wyrazu są tu: ironia (z autoironią), paradoksy, kalambury, aluzje i odwołania, a także czarny humor. To miejscami erudycyjne wiersze, w których często dochodzi do zderzenia sacrum z profanum (najtrafniej wyraża to fraza: „jeśli pragnę sacrum, to tylko po pijanemu”), a choroba jest uniwersalną synekdochą kondycji i losu człowieka. Ważnym motywem Wierszy na żółtym papierze jest również muzyka jazzowa.
Na wieczór z Kacprem, który studiuje polonistykę na UŁ, przyszło sporo osób, dostrzegam m.in. dwoje profesorów z jego uczelni oraz byłą polonistkę poety wraz z kilkoma obecnymi jej uczniami. A po spotkaniu idziemy z grupą przyjaciół do pizzerii, by zrzucić z siebie ciężar i zmienić nastrój.
22.09.15 Kraków
Dzisiaj mam bardzo pracowity, krakowski dzień. Do miasta nad Wisłą przyjeżdżam poranną koleją, bo w planach mam trzy ważne cele. Pierwszy z nich to zwiedzenie gromadzącego unikatowe zbiory Muzeum Farmacji UJ. Z dworca idę przez chlubę Krakowa – tętniące życiem Planty, które nb. bardzo lubię, mijam pozostałości fortyfikacji z reprezentacyjną Bramą Floriańską, jedną z najstarszych bram miejskich, i dochodzę do ul. Floriańskiej 25. To właśnie tu, w urokliwej kamienicy z XV w., gdzie koegzystują ze sobą różne style – od gotyku i renesansu po barok, mieści się jedno z nielicznych i jednocześnie największych muzeów aptekarstwa na świecie.
„To jest dom, który Hygieja poświęciła swoim chorym. Gdzie niech zawsze będzie lekarstwo na wszystkie choroby” – głosi stara łacińska inskrypcja nad eksponowanymi w obszernym hallu gablotami z apteki „Pod Złotym Słoniem”. Postać bogini zdrowia, Hygiei, mitycznej córki Eskulapa, często pojawia się w tych zbiorach, w formie posągów, witraży, obrazów czy jako wizerunek na pieczątkach i numizmatach. Mijam zawieszone na ścianach godła własne aptek (Lew, Orzeł, Baranek, Murzyn) oraz te podkreślające podległość – państwowe zaborców z XIX w. Pod sufitem dyndają podwieszone i zasuszone: krokodyl, pancernik, pancerz żółwia i miecz ryby piły. Robią wrażenie swoim dostojeństwem i solidnością ciężkie meble: gotycki regał z szufladami i półkami oraz szafa na trucizny. Zachowały się tu naczynia, jakich już nie ma: renesansowe moździerze, majolikowe wazy, kryształowe puchary, słoiki ze szkła mlecznego, rozmaite flaszki i puszki. Bardzo mi się podoba w piwnicy, opanowanej przez beczki na wina (lecznicze, of course). No i koniecznie musi być laboratorium z piecem, grafitowymi retortami oraz miedzianymi kotłami do destylacji. Natomiast w salach na piętrze panuje szyk, a jednocześnie konkretność dawnych aptek: empirowe meble z apteki Barańskich i Moszczeńskich z Leska, neobarokowe z Częstochowy oraz w stylu biedermeier z Żerkowa. Na ścianach wiszą portrety wybitnych krakowskich farmaceutów (aż czuje się tę ich zacność), a w gablotach oglądam dawne leki pochodzenia zwierzęcego. Są to: mumia, tłuszcz ludzki, czaszka ludzka, żółć wołowa, bycza krew, żołądek cielęcy, sproszkowane karaluchy... brrrrr!... no dobrze, już dalej nie będę wyliczał. Na koniec wchodzę na strych, a właściwie do zielarni, co od razu czuję nosem. A tam: korzeń mandragory, drzewo sandałowe, czarcie łajno, smocza krew itd. itp. Ta wizyta w Muzeum Farmacji trwa znacznie dłużej niż to sobie zaplanowałem, bo rzeczywiście jest co zwiedzać, zwłaszcza że rozmaitych szczegółów do ogarnięcia – multum. I chyba miał sporo racji Paracelsus, który kiedyś powiedział: „Cały świat jest apteką”.
Drugi punkt w moim dzisiejszym programie to promocja tomu wierszy Marzeny Dąbrowy-Szatko Proszę się przygotować w Klubie Dziennikarzy „Pod Gruszką”. Do książki dołączona jest płyta, na której utwory poetki prezentuje Zespół Quasi Una Fantasia (Bożena Boba-Dyga – śpiew, Maciej Zimka – akordeon). Spotkanie prowadzi Magdalena Węgrzynowicz-Plichta, będąca jednocześnie wydawcą tej książki. Wiersze Marzeny dotyczą życia, a więc są wśród nich i zmysłowe, ale subtelne erotyki, i utwory o przemijaniu, także miłości. Czyli to, o czym pisze 99,9% poetów. Symbolika nieodłącznej pary Eros & Tanatos zastąpiona tu zostaje formą archetypu Tezeusz & Ariadna. Zastanawiam się, co jest wyróżnikiem utworów Marzeny? Chyba jest nim tzw. mądrość życiowa, czymkolwiek ona jest. Prezentacji wierszy towarzyszy występ Bożeny z Maćkiem, a także chóru z Laboratorium Głosu Olgi Szwajgier, w którym śpiewa m.in. córka Kai Danczowskiej – Justyna.
No i wreszcie to, po co tu właściwie jestem. Czyli drugi przystanek na trasie promocji antologii Dzieciństwo w Polsce / Kindheit in Deutschland w Instytucie Goethego przy Rynku Głównym. Podziwiam Bożenkę z Maćkiem, że mają jeszcze siłę śpiewać i grać po występie w Klubie „Pod Gruszką”, bo dopiero co się zakończył. Bożenka na dokładkę czyta swoje utwory i służy nam za tłumaczkę. Zawsze mówiłem, że ma dobre geny i jest nie do zdarcia. Natomiast z Niemiec przyjechali Heinrich z Claudią, Heidi i Maik. Austriak Hans Bäck wykłada i rozdaje międzynarodowe czasopismo „Reibeisen”, które współredaguje. Traf chciał, że ja w tym piśmie drukowałem kilka lat temu wiele wierszy. Jednak nikogo z redakcji wtedy nie znałem, wszystko poszło korespondencyjnie, z pomocą pośredników. Okazuje się, że Hans ma i ten numer z moją prezentacją. Mówię, że świat jest mały, a potem czytam wiersze z tomu Forever. Z naszej polskiej grupy występują jeszcze Łucja Dudzińska, Ela Świtalska oraz Michał Stonawski, prezes Polskiego Stowarzyszenia Miłośników Literatury Grozy.
Zaczynam coraz lepiej poznawać Kraków, którego kult uprawiał mój dziadek malarz, bo skończył tu ASP i nie mógł się pogodzić z tym, że musi mieszkać w Łodzi. A w ogóle to pochodził ze Lwowa. Tak, lubię Kraków coraz bardziej, a do Lwowa też muszę kiedyś pojechać. „Nagle wyjechać do / Lwowa, w środku nocy, w dzień, we wrześniu / lub w marcu. (...) / Spakować się i wyjechać, zupełnie / bez pożegnań, w południe, zniknąć / tak jak mdlały panny”.
© Marek Czuku