Gdybym miał jednym słowem opisać poezję Tomasza Majzela, to bez wahania powiedziałbym „minimalizm”. Źródeł tej strategii lirycznej szczecińskiego poety upatruje autor posłowia, Piotr Michałowski, w idei poetyckiej syntezy (Julian Przyboś) i metafizycznego milczenia (Ryszard Krynicki). A w dalszej perspektywie sięgnąć można do tradycji poetyckich miniatur – haiku, fraszek i limeryków.
Wiersze z tomu „Osiemnasty” (Szczecin, Bezrzecze 2019) są krótkie albo bardzo krótkie i na ogół autotematyczne – o pisaniu, poezji, książkach, literaturze. Ale też o pogodzie, przyrodzie, czasie – i o stanach ducha podmiotu, ułomnej pamięci oraz sprawach ostatecznych. W budowie tych miniaturek wykorzystano całą gamę słownych gier, międzywyrazowych napięć oraz pojemnych semantycznie przerzutni. Ale nade wszystko przestrzeń poezji Majzela tworzą niedopowiedzenia, często urwane w pół myśli, frazy, przekierowujące uwagę czytelnika w obszary, o których się milczy. Bo to, co znajduje się poza zapisem, jest chyba najważniejsze. „Każdy wyraz // jest ważny – milczeć” – precyzuje autor.
Szczególne miejsce zajmuje więc w tych wierszach cisza, bo – jak zauważa poeta – „pomiędzy mną a mną zawsze / coś jest”, nawet gdy nikt o tym nie wie i nikt tego nie widzi. Wrażliwy czytelnik może sobie jedynie wyobrazić, co znajduje się między słowami, w otwartej przez autora strefie. Przemawia on z pozycji nieobecnego (jednocześnie odczuwając „lęk nieobecności”), stąd jego pisanie to wierzchołek góry lodowej. Możemy się tylko domyślać istnienia ukrytego przed światem – drugiego świata „tajnych misji literatury”. A może tak po prostu jest i musimy się z tym pogodzić, że o wiele więcej nie wiemy niż wiemy, i tak już pozostanie.
„Nic mnie nie zaskoczy // Gdybym zaczął mówić o swojej nieobecności” – pisze poeta w przedostatnim w tomie wierszu, by w ostatnim kontynuować tę myśl. Jest to utwór bez tytułu, składający się z samego wielokropka.
© Marek Czuku