1.01.18 Łódź
Nowy rok postanawiamy z Dorotą spędzić aktywnie. Pogoda jest raczej jesienna – za oknem osiem stopni na plusie, a śniegu nie ma za grosz. Jedziemy więc pospacerować do wielokrotnie sprawdzonego Lasu Łagiewnickiego, płucami Łodzi zwanego, z tym że tym razem pójdziemy inną niż zwykle trasą, bo w zachodniej jego części. Dojeżdżamy do popularnego latem kąpieliska – Arturówka z trzema stawami, przez które przepływa Bzura (niedaleko stąd ma swoje źródła). Myśleliśmy, że o tej porze będzie pusto, ale nie – wokół spaceruje sporo osób, a niektórzy nawet biegają, „kijkują” bądź jeżdżą na rowerze. Po stawie pływa kilka kaczek, a my – nie tracąc czasu – trzymamy się żółtego szlaku, którym mamy zamiar przejść przez Rezerwat Las Łagiewnicki. Słynie on z rzadkich gatunków roślin, jak np. pełnik europejski czy listera jajowata, ale nie mam zielonego pojęcia, co to takiego. Planujemy dojść do ulicy Wycieczkowej przy szpitalu chorób płuc. To zasługa dobrego klimatu, że od przedwojnia leczy się tu tego typu schorzenia, a zwłaszcza gruźlicę, która kiedyś dziesiątkowała robotników i ich dzieci.
Za stawami, które są otoczone lasem, mijamy bar oraz podupadłe korty tenisowe. Zaraz jest nasz rezerwat, do którego próbujemy wejść, ale teren jest mocno podmokły, a do tego wąską dróżkę zawalają drzewa, które są pozostałością zeszłorocznych wichur. Szybko więc zmieniamy plany oraz szlak na niebieski. Tutaj droga jest znacznie lepsza, ale tym razem mylimy kierunki (bo zamierzaliśmy dojść do klasztoru i kościoła franciszkanów przy ul. Okólnej). Przy zbiegu ul. Czapli do ul. Łagiewnickiej zawracamy i teraz już wszystko jest ok. Las jest mieszany, początkowo z przewagą sosen i świerków (piękne są te małe chojaczki, wymarzone na święta), ale potem więcej jest dębów i brzóz. Ziemię pokrywają zeschnięte liście w różnorodnych odcieniach brązu i szarości. Za kolejnymi stawami wyłania się już Okólna. Idziemy do barokowego kościoła św. Antoniego, znanego z objawień tego świętego w pobliskim lesie w 1676 r. oraz z działalności błogosławionego Rafała Chylińskiego. Jako że fasada świątyni jest w remoncie, wchodzimy bocznym wejściem, a tam podziwiamy bogate wnętrze w tonacji brązów ze złoceniami, same zaś ściany są kremowo-beżowe.
Do Arturówka, gdzie zaparkowaliśmy samochód, wracamy tą samą trasą, jaką tu doszliśmy. Mijamy bardzo dużo powalonych drzew, a sama droga jest dość szeroka i trochę brukowana. Skądś jeszcze dochodzą dalekie odgłosy spóźnionych sylwestrowych fajerwerków. Odświętnie wystrojony jest też ośrodek drewnianych domków campingowych w Arturówku, chyba ktoś tu wczoraj porządnie balował. Ruch na świeżym powietrzu robi jednak swoje – po powrocie do domu utniemy sobie solidną drzemkę. Przechodziliśmy przecież bite dwie godziny.
© Marek Czuku