copyright ©
Latarnia Morska 2011
Po lekturze najnowszej książki Bogusława Kierca nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że autor realizuje w niej podobny model projektowania czytelnika, jaki znamy z
Prób Michela de Montaigne’a. Już sam tytuł kokieteryjnie wartościuje całą książkę – „bazgroły” to raczej określenie nacechowane negatywną semantyką. Bazgrać, czyli pisać niewyraźnie, nieczytelnie, byle jak, prowadzić pismo własnym, charakterystycznym tylko dla siebie duktem. To brzmi jak ostrzeżenie i straszak dla potencjalnego czytelnika, który z reguły w książkach szuka łatwej i przyjemnej lektury, obfitującej w wartką akcję i tzw. momenty. Z drugiej strony, takie określenie zawarte w tytule intryguje i jest jak wyzwanie – umieć odczytać i zrozumieć cudze „bazgroły”, potrafić wgryźć się w ich sens, to jakby odszyfrować zapis myśli ich autora, poznać jego osobiste notatki. Skusiłem się...
Bogusław Kierc – aktor, reżyser, edytor i krytyk literacki, dramaturg – jest przede wszystkim poetą, poetą szczególnie wyczulonym na formę. Również
Bazgroły… mają osobliwą strukturę, oto obok tekstu prozatorskiego – z charakterystycznymi dla eseistyki wtrętami z innych tekstów – mamy do czynienia z autorską poezją, w całej książce jest prawie czterdzieści wierszy. Zostały one w taki sposób wkomponowane w tok narracji, aby jednocześnie być jej elementem składowym (dopowiadać ją) i autonomiczną antologią liryków. W tekście wygląda to z grubsza tak, że jakiś fragment wypowiedzi, zdawałoby się swobodnej i niezamierzonej, zostaje graficznie wyróżniony tłustą czcionką, wyodrębniony w osobny wers i otoczony obwódką, która z kolei prowadzi na sąsiednią stronę, gdzie odnajdujemy skojarzony z tym fragmentem/urywkiem zdania – wiersz. Zmusza to czytelnika, nawet nie lubującego się w poezji, do zatrzymania się, przerwania lektury tekstu prozatorskiego i skupieniu uwagi na poezji. Można pokusić się o konstatację, że Kierc w ten oryginalny sposób realizuje coś, co bywa nazywane istotą eseju – refleksyjność.
Nie jest to jedyny zabieg wpływający na czytelniczą percepcję
Bazgrołów... Odnajdujemy bowiem tam rozmaite intertekstualne wstawki: dokładne cytaty wyodrębniane kursywą i opatrzone adresem bibliograficznym (najobficiej występują cytaty z różnych wydań
Biblii, ale jest też sporo odwołań do tekstów literackich), tekst rozstrzelony, tekst w cudzysłowie wskazujące na przenośny charakter sformułowań, bardzo dużo wypowiedzi nawiasowych, określeń alternatywnych poprzedzielanych ukośnikami itp. Autor zmaga się z materią słów, poszukuje tych najbardziej adekwatnych do nazwania własnych myśli. Chociaż tekst nie został pokawałkowany na rozdziały w tradycyjny sposób, to pewną organizację wewnętrzną tego eseju nadają wytłuszczone fragmenty początkowych zdań, które pełnią funkcję quasi-tytułów rozdziałów. Ukierunkowuje to czytelnika na problem, który w danym fragmencie tekstu będzie osią narracji, tak jest na przykład we fragmencie „Czerwona wstążka i Manifest”, gdzie Kierc opisując kilka obrazów Wojciecha Weissa i pokazując jego autentyczne inspiracje, wydobywa tego artystę z szuflady z napisem „twórcy socrealistyczni”.
Bazgroły..., formalnie rzecz ujmując, są esejem – świadczą o tym wyraźne zarysowane cechy gatunkowe. Narratora możemy bez wątpliwości utożsamiać z autorem, ułatwiają to zarówno liczne wątki autobiograficzne oraz autorska poezja. Dyskurs ma charakter skrajnie subiektywny, czytelna jest także warstwa dialogiczna – całość jest czymś w rodzaju intymnej rozmowy z czytelnikiem-przyjacielem, albo rozmowy z samym sobą w obecności czytelnika; rozważaniem prowadzonym w konfesyjnym tonie. Taki ton wypowiedzi wzmacnia i podkreśla również motto, zaczerpnięte z listu Fryderyka Chopina do Tytusa Wojciechowskiego, przyjaciela i powiernika: ...
ja wiem, że Cię kocham, chciałbym, żebyś Ty mnie także ciągle i coraz więcej kochał, i dlatego bazgrzę tyle. Tok narracji opiera się na swobodnych skojarzeniach, które pozornie mogą sprawiać wrażenie dosyć chaotycznej opowieści. W gruncie rzeczy mamy do czynienia artystyczną, swobodną i nieszablonową kompozycją tekstu, którego wszystkie elementy składają się w spójną całość: refleksji na temat świadomości istnienia. Książka ma kształt palimpsestu, wypowiedzi wieloznacznej i wielowarstwowej, pozbawionej wyraźnej pointy.
To człowiek jest tym tytułowym „modelem latającym”, zdolnym do wznoszenia się ponad dosłowność, ponad biologię, ponad racjonalizm, ponad ograniczenia jakie są jego udziałem. Unoszenie się, wzlot, ekstaza – tymi określeniami Kierc buduje atmosferę swojej książki:
Znasz chyba podobne stany, bo składanie modeli samolotów jest (no jest) cierpliwą kontemplacją. Doprowadzaną (doprowadzającą) do ekstatycznej radości. Jest kontemplacją podobną (kto wie, czy nie pochodną) kontemplacji mapy, którą to kontemplacje kojarzymy zwykle z ruchem poziomym, z wędrówką, podróżą, płynięciem, lotem – „piszącymi” linie na powierzchni ziemi, wody, nieba. (...) A przecież jest to ruch odrywania się od... planety. (...) W mapę wpisane jest wznoszenie się, lot. I właśnie lot nie tylko „pokonujący” przestrzeń poziomą od – do, ale lot „ogarniający”, scalający: uniesienie. (...) Nie wiem czy widziałeś niesamowitą mapę „Góry Doskonałości” świętego Jana od Krzyża, ukazującą sens najgłębszej tęsknoty człowieka: wzbić się ponad siebie, ponad ograniczenia miejsca i czasu, aby objąć i ogarnąć to, co jest całym miejscem i całym czasem [s. 9-10].
Co sprawia, że przeżywamy uniesienie? Odpowiedzi jest wiele, a z ich mnogości w zasadzie wyłania się jedna: człowiek jest obrazem Boga, nosi w sobie odbicie jego natury, świadczy o tym zdolność do przeżywania stanów ekstatycznych. Nie muszą one być powodowane jedynie seksualnym kontekstem, ale ten najprościej (i najpełniej) tłumaczy fenomen uniesienia. Ekstazę o seksualnej proweniencji możemy przeżywać obcując z ukochaną osobą (nie tylko cieleśnie), z Bogiem (patrz przykłady mistyków Jana od Krzyża, św. Teresy z Avila), kontemplując sztukę, naturę itp.
Kluczem do zrozumienia poezji Kierca, ale także tej książki, jest jego erotyczny i zarazem metafizyczny stosunek do ciała/cielesności. Nie jest ono bowiem dla pisarza jednym z elementów dualistycznie pojmowanego bytu człowieka, który można by nazywać „więzieniem duszy” lub gorszą częścią ludzkiej natury. Kierc nie oddziela duszy od ciała, nie wartościuje ich i nie rozpatruje odrębnie – człowieka traktuje całościowo. Bardzo ciekawie brzmią jego przemyślenia na temat zmysłów, z których dotyk wyróżnia pisarz jako kondensację wszystkich pozostałych. Pytanie o seksualność człowieka nie znajduje u Kierca łatwych odpowiedzi, nie stanowią ich bowiem ani koncepcje biologiczne, ani psychologiczne (choćby Freud). Pisarz wychodzi z głębokiego przekonania, że człowiek – istota stworzona przez Boga – jest jego emanacją. Skoro więc wyposażony został przez Stwórcę również, a może przede wszystkim, w ten rodzaj wrażliwości, to nie jest to przypadek.
Bóg ma płeć – mówi pisarz. Zastanawianie się nad kategorią cielesności, (płciowości, seksualności) ludzkiego bytu kieruje Kierca w stronę teologiczno-metafizycznych konkluzji, które na pierwszy rzut oka mogą brzmieć heretycko:
Muszę zaryzykować twierdzenie, bez którego nie potrafię dalej mówić o grzechu. Twierdzenie moje może się wydać bluźniercze i heretyckie: żywa relacja człowieka do Boga, albo odważniej – moja życiowa relacja do Boga jest w najwyższym (najżywszym) sensie seksualna [s. 64].
Na marginesie wspomnianych wyżej malarskich odniesień (poza Weissem Kierc odwołuje się także do innych, m.in. do Jacka Waltosia) trzeba zwrócić uwagę na rzecz istotną dla jego filozoficznych rozważań – fakt pojmowania ludzkiego życia jako napięcia między dzieciństwem a starością, tylko te dwa momenty są wyraźne i konkretne, reszta jest teatrem:
Kiedy jako dziecko przypatrywałem się różnym zachowaniom dorosłych (nawet tym tak zwanym praktycznym) uderzała mnie ich teatralność, to znaczy właśnie – ornamentalizacja i rytualizacja czynności i mówienia. A te ich różne krygowania się i wygibasy wobec dzieci, żeby im się przypodobać, albo je przestraszyć czy skarcić – to najpierwotniejszy teatr! [s. 73]. Kierc wydobywa z pamięci bardzo osobiste wrażenia i doświadczenia, które go kształtowały: pierwszą karę cielesną, która uświadomiła mu pojecie winy, nagości i związanego z nią wstydu; dziecięce zabawy lalkami, które doprowadziły go w dorosłym życiu do reżyserii. Uczy z otwartym umysłem czytać
Biblię pokazując jak wiele jest tam odpowiedzi na wszelkie pytania człowieka współczesnego, tak bardzo skupionego na erotyce.
Otwarcie, choć niekonwencjonalnie, mówi o swojej wierze, swoim pojmowaniu Boga. Czerpie obficie z całej tradycji piśmiennictwa polskiego i obcego, nie dla koloryzowania swojej opowieści i nie dla popisów erudyty, ale dla ukazania pewnych uniwersalnych prawd (np. fascynująca dygresja na temat natury śmiechu w kontekście
Sonetów Shakespeare’a).
Bazgroły... to książka niezwykle esencjonalna, skondensowane zostały w niej kluczowe dla autora zagadnienia dotyczące bytu, stale uświadamianego sobie. Wiele tam odniesień autobiograficznych, zarówno dotyczących dzieciństwa jak i pracy zawodowej; wiele refleksów przeczytanych książek, obejrzanych obrazów, zrealizowanych przedstawień, wysłuchanej muzyki. Kierc wymaga od czytelnika uwagi i kontemplacyjnego nastawienia, oczekuje od niego trudu w eksploracji mapy własnej tożsamości. Patrząc na swoje życie z perspektywy starego (jak sam podkreśla) człowieka dostrzega w nim jakiś uniwersalny porządek rzeczy, wszystko ma głębokie uzasadnienie: Bóg, poezja, teatr, sztuka... Właśnie do sztuki wytrwałej kontemplacji życia stara się nas przekonać swoimi „bazgrołami” Bogusław Kierc.
Włodzimierz K. Kowalczyk
Bogusław Kierc
Bazgroły dla składacza modeli latających –
http://wforma.eu/158,bazgroly-dla-skladacza-modeli-latajacych.html