copyright © www.latarnia-morska.eu 2014
Andrzeja Turczyńskiego (rocznik 1938 r.), urodzonego w Lublinie, ostatnimi laty mieszkańca Koszalina, znającym literaturę współczesną, bliżej przedstawiać nie trzeba. Jednak rosną i dojrzewają nowe pokolenia odbiorców – przeto kilka słów bliżej o nim. W ogromnym skrócie: poeta, prozaik, autor sztuk scenicznych i słuchowisk, eseista i tłumacz. Autor chyba już blisko pięćdziesięciu książek: poetyckich, prozatorskich, eseistycznych (lub gatunkowo mieszanych). Laureat m. in. Nagrody Fundacji Kultury (1994), Nagrody im. Księcia Konstantego Ostrogskiego, Nagrody im. Świętego Brata Alberta (1999), Nagrody Specjalnej Ministra Kultury (2005, 2010).
Debiutował zbiorem wierszy Źdźbło morza w 1971 roku, wydając później m.in. książki Wypłuczysko (1977 – debiut prozatorski), Fiasko (1986), Chłopiec na czerwonym koniu (1991), Rzeki popiołu (1995), Mistrz Niewidzialnej Strony (1996, 2011), Tryptyk ruski (1998), Znużenie (2000), Ząb mądrości (2001), Święto ikony (2002), Dietdomszczyzna (2005), Latopis. Powieść doroczna (2007), Bezkres. Eseje paradoksalne (2007), Ten szalony pan Puszkin. Słowo o udręce (2008), Uzurpacje. Eseje paraboliczne (2009), Szron. Poezje (2010). A ostatnio, nakładem szczecińskiego Wydawnictwa FORMA, opublikował prozy Koncert muzyki dawnej (2011), Zgorszenie (2011) oraz Żywioły (2012). Również FORMA (w tym przypadku wspólnie z Fundacją Literatury im. Henryka Berezy) wydała (w serii „Kwadrat”) najnowszą rzecz A. Turczyńskiego: Bruliony Starej Ziemi.
Śledzę twórczość A. Turczyńskiego od lat. Po raz trzeci przychodzi mi pochylać się nad prozą autora Kobiety z mieczem w czaszce (1981) na łamach portalu „Latarni Morskiej”. I wciąż mnie zdumiewa kondycja pisarska autora, jego płodność (nie znam pracowitszego pisarza we współczesnej literaturze krajowej) – idąca w parze z wysokimi lotami artystycznymi, a też solidnością merytoryczną (gdy idzie o nurt eseistyczny). Czytanie książek A. Turczyńskiego bywa autentyczną frajdą. Zwłaszcza przez erudycyjność oraz literacką wirtuozerię.
I takie są również Bruliony Starej Ziemi – pełne smaków, wolt, odwołań, cytacji (głównie rosyjskojęzycznych), a także przypisów. A formalnie z czym mamy do czynienia? Z doskonale skonstruowanym tryptykiem prozatorskim.
Oto trzy długie opowiadania, powstałe w latach 2007-2011: „Borzoj albo Motyw z wariacjami”, „Traurnica albo Rusałka żałobnik” i tekst, od którego wzięto tytuł dla całej książki: „Brulion Starej Ziemi”. A wszystko poprzedza poetyckie motto, wprowadzające w klimat, którego autorką jest Lina Kostenko (rzecz zaczerpnięta z „Literatury na Świecie” nr 4/1999 – tłum. Józef Waczków): Planeto, ziemio moja, biały świecie, / gwiazdo płynąca przez czasu głębinę – / mocno nas usidlają twoje sieci, / padole łez – w nich żyję, cierpię, ginę. // Żyję ci cierpię w sidłach twoich sieci / i błogosławię to co wycierpiane: / tę ciepłą garść – człowieka! – we Wszechświecie / i cały Wszechświat ten – akwarium planet.
Bruliony Starej Ziemi – już bez marszu w szczegóły toczonych opowieści (co zmuszałoby do penetracji nadmiernej dla potrzeb ogólnego przybliżenia) niosą ze sobą ładunek emocjonalnie, kulturowo i artystycznie poważny. Bowiem autor, wyborny znawca i miłośnik „ruszczyzny” (czego wyraz dawał i w wielu poprzednich dziełach), admirator historii i literatury w ogóle, snuje opowieści złożone. Mamy tu czasy caratu i bolszewizmu, styk społeczności polskiej z rosyjską, podbijane przywoływanymi postaciami, na rozmaite sposoby znaczącymi. I tak w różnych kontekstach pojawiają się na kartach opowiadań A. Turczyńskiego (wplecione w substancję prozy) – z jednej strony m.in. Hercen, Gogol, Puszkin, Turgieniew, Bunin, Bieły, Dostojewski, Płatonow, Skriabin, Czechow i Jesienin, zaś z drugiej strony Miciński, Żeromski, Schulz, Dąbrowska i Nałkowska. Rzecz jasna nie brak tu też „innostrańców”; przemykają między innymi Heraklit z Efezu, Villon, Dante Alighieri, Mozart, Dickinson, Perec i kto tam jeszcze. Jak na prześwietlonym filmie – że zacytuję zdanie domykające przybliżaną książkę.
Toczone przed oczyma czytelników historie biegną gęsto, a jednocześnie wartko; niosąc niczym ożywcza bryza wciąż nowe doznania węchowe, smakowe – w ogóle działające za pośrednictwem słów chyba na wszystkie zmysły. Oprócz zmysłów poruszając też umysł, zmuszając do koncentracji na figurach tyleż stylistycznych, zabiegach artystycznych i konstrukcyjnych, co z natury filozoficznych – dla ich wykładni.
Zatem jak czytać Bruliony Starej Ziemi A. Turczyńskiego? Podpowiem. To nie rzecz z gatunku fabuł dynamicznie (dla powierzchownej atrakcyjności) zbudowanych i łatwych w odbiorze. Nie jest to też książka niosąca przesłania proste. Należy obcować z nią z namysłem. Smakując. Poddając się rytmowi tej prozy, bez zachłannych przyśpieszeń, spokojnie. Dopiero wtedy odda czytelnikowi to, co w niej najlepsze z bogactwa „szkatułkowego”. Trochę niczym rosyjska baba w babie (sprzedawana na straganach składanka coraz mniejszych figur wzajemnie w sobie ukrytych). Jak to niejednokrotnie bywa z (poplątanymi) losami jednostkowymi i splecionych w historyczno-kulturowych uściskach sąsiadujących narodów.
Wanda Skalska
Andrzej Turczyński Bruliony Starej Ziemi – http://www.wforma.eu/bruliony-starej-ziemi.html