copyright ©
Bernadetta Darska 2009
Zbiór paraopowiadań Łukasza Szopy to zapis codzienności, zapis pozorowania, że o śmierci można zapomnieć, że przeszłość nie wpływa na teraźniejszość. Teksty autora mają wyraźnie autobiograficzny charakter (w latach 1997-1999 Szopa przebywał w Bośni-Hercegowienie). Życie tuż po wojnie ma w sobie coś z rytuału – inaczej smakuje alkohol, inaczej smakuje seks, inaczej smakuje przyjaźń. Wszystkiemu towarzyszy niedosyt – przekonanie, że można nie zdążyć; poczucie, że nie wolno powiedzieć; świadomość, że trudno jest wybaczyć; wreszcie oczywistość ostateczności, doświadczenie, że koniec i początek mogą wydarzyć się nie tylko przypadkiem, ale w każdej chwili, zupełnie bez powodu. Wiele rzeczy musi się rozegrać szybciej niż odbywa się to w świecie nieskażonym wojną, w Sarajewie nie ma czasu na celebrowanie, podchody, rekonesans. Trzeba brać życie takie, jakie jest – przyjmować z radością chwile szczęśliwe, próbować szybko zapomnieć to, co jest złe i co boli. Tak dzieje się z miłością bohatera i Aidy – jedna noc, w trakcie której bez słów powiedzieli sobie wszystko, a następnie informacja, która przecina związek, zanim ten tak naprawdę się zaczął. Rozdział
Ich tłumaczka z niemieckiego to jeden z bardziej przejmujących fragmentów książki. Autorowi – pewnie dzięki wspomnianemu autobiografizmowi – udaje się pokazać, jak łatwo śmierć zadaje cios także tym, którzy zostają, oraz jak pamięć potrafi wyłowić szczegół i nadać jemu wartość (obsesyjne wspominanie zimnego makaronu z majonezem). Tom
Kawa w samo południe otwiera tekst odsłaniający, jak trudno poddać się normalności, mając w zanadrzu wspomnienia. Jedynie obecność obok kogoś, kto też pamięta, pozwala choć trochę oswoić demony przeszłości. Podobny charakter ma tekst zamykający tom. Oto dwójka przyjaciół decyduje się odbyć podróż do miejsca, w którym pochowana jest ta, która jeszcze nie tak dawno była jedną z nich. Grobu nie odnajdują, ale sam fakt bycia tam, gdzie ona przebywała, jest wypełnieniem obietnicy, jest byciem jeszcze raz razem. Nic więc dziwnego, że czytamy: „Właściwie to tak, jakbyśmy ją jednak znaleźli, byli u niej. Tal jak sobie przyrzekliśmy. Co z tego, że nie znaleźliśmy i nie chcieliśmy dalej szukać samego grobu. Co tam grób. Tak, jak przyrzekliśmy sobie wtedy, przyjechaliśmy tu, do niej. O
to chodzi” (s. 85).
Łukasz Szopa
Kawa w samo południe. Opowiadania bośniackie –
http://www.wforma.eu/29,kawa-w-samo-poludnie.-opowiadania-bosniackie.html