copyright © www.latarnia-morska.eu 2015
Uta Przyboś to jedna z córek Wielkiego Juliana. I choć przede wszystkim jest malarką, to w naszym środowisku także poetką. Nie obnosi się ze swoimi wierszami nachalnie, publikuje nie za często, ale jednak w naszej świadomości istnieje. Schedę talentu po ojcu zapewne nie jest łatwo jej dźwigać. Nigdy zresztą nie próbowała „odcinać kuponów” od sławnego nazwiska. Ale też nigdy nie była ignorowana, bowiem abstrahując od powyższych okoliczności ta artystka to artystka prawdziwa i chodząca własnymi ścieżkami.
Jak zwykle, tomik wydany w serii „Tablice” komentuje w posłowiu Piotr Michałowski. Po raz kolejny przytoczę kilka jego zdań zgrabnie punktujących fenomen Pani Uty: Uta Przyboś stanowi w poezji polskiej fenomen niezmiernie rzadki: weszła bowiem do literatury zanim jeszcze zaczęła ja uprawiać samodzielnie i w pełni świadomie. Wielki prawodawca awangardy tworzył bowiem wspólnie z nią rymowanki stanowiące niejako dwugłos – dialog dorosłego wypracowanego języka poetyckiego z mową dziecięcą. Z interferencji dwóch wyobraźni rodziły się więc próby wspólnych interpretacji świata. Dziś, od dawna już samodzielnej i dojrzałej twórczości poetki, nie możemy czytać w oderwaniu od tamtej oddalonej o półwiecze inicjacji artystycznej. Chcielibyśmy odnaleźć najpierw zbieżność obu poetyk, a następnie jakiś dialog z duchem ojca i językiem awangardy, jak i próbę przekroczenia jego granic w poszukiwaniu własnego stylu. Oba te oczekiwania poetka spełnia z nawiązką.
I pozazdrościć, i pożałować takiej koincydencji. Z jednej strony poetka otrzymała dar od losu dorastając w domu Wielkiego Poety. Z drugiej strony to wieczne kojarzenie jej z ojcem chyba jest krępujące i – być może – nadinterpretujące jej wiersze. No cóż, nie ma na to rady... Zdarzały się przypadki „prostsze”. Na przykład Tomasz Jastrun nie wniósł nic do własnych wierszy z twórczości swoich rodziców. Ale ad rem...
Jesteśmy mniej więcej z tej samej grupy pokoleniowej: Pani Uta, Tomasz i ja. I jednak trzeba przyznać, że ona jest najbardziej „awangardowa”. Ale mimo to – uwaga, uwaga! – spadła gruszka z tej jabłoni. To znaczy dorobek Juliana Przybosia nie musiał w żaden sposób rzutować na dorobek Uty Przyboś. To są dwie różne poezje.
Ten obszerny zbiór wierszy podzielony jest na siedem partii. Wymowne są ich tytuły, który przytaczam: Miejsce, Wyrazy, Im, Czas, Człowieczenie, Droga i Zawikłania. I teraz, jak buchalter, sklecę po dwa zdania na temat każdej z tych części.
Miejsce – piękne, czułe wiersze wspominające Gwoźnicę – kołyskę rodzinną Przybosia. Wszystko to w spleenie czasu zaprzeszłego, łącznie z exodusem gwoźnickich Żydów. Awangardyzm, którego odruchowo tak bardzo wypatrujemy, jest tu trzymany na mocnej smyczy. Może w ogóle go nie ma?
Wyrazy – pojawiają się duchy Iwaszkiewicza, Przybosia, Schulza, Słowackiego, ale przede wszystkim „kwestia języka” jako przestrzeni fenomenologicznej dla istoty istnienia. Awangarda znowu drzemie gdzieś na innej półce.
Im – wspominanie osób, które odeszły. Łącznie z kotem. Oraz kilku anonimowych. Memento wiecznej atrofii i mikrozagłady, acz zawsze apokaliptycznej. Refleksje funeralne – nie histeryczne, nie patetyczne, raczej stoickie, acz pełne żalu.
Czas – Przyboś napisał: świat nie jest, świat się wiecznie zaczyna. Pani Uta pisze: Dziś po raz pierwszy tej zimy zaczął padać śnieg. / Dziś trzeba rozebrać choinkę osypaną z życia. / Dziś rocznica urodzin mojej siostry. / Dziś coś będzie się dziać. / Dziś coś się stanie? / Już się stało? / Robi się cicho i biało. Jej Czasowi towarzyszy cisza. Nowemu czasowi, nowemu światu nadzieję jednak daje wiosna. Wiosna to bardzo Przybosiowy topos wiecznego odrodzenia, wiecznej elan vital...
Człowieczenie – ten blok wierszy to afirmacja życia. Życia, do którego prawo ma nawet mucha. Wizja świata, do którego każdy ma swój klucz lub szyfr – i powinien to docenić, o tym pamiętać. Tak, te wiersze to bardzo jasny rozdział tej poezji. Optymistycznej, witalnej, choć przecież znającej także smak smutku i „dwubiegunową rozciągliwość” egzystencjalnej harmonii.
Droga – otwiera tę część wiersz z błyskotliwą pointą: Już od jakiegoś czasu przeczuwam, że jestem myślana. / Komputer ma pamięć w chmurze. / Ja w obłoku? W ogóle teksty z tej partii są chyba najbardziej intelektualne i w dużej mierze metafizyczne. Toczy się w nich bój ciemności ze światłem, pojawiają się obrazy i konstatacje o sile busoli wskazującej drogę.
Zawikłania – to garść wierszy o paradoksach. I o zawikłaniu ludzkich wyborów, rozpoznań, postaw. O źle trawiącym ludzi i hamującym etyczny triumf kolejnych epok. Jest tu ewokowana summa etyki zbiorowej. Potępienie wojen i ludzkiego piekła. Sporo o ludzkim wyścigu szczurów. I jeśli kochacie wiersz Szymborskiej o kocie w pustym mieszkaniu, to koniecznie przeczytajcie wiersz Uty Przyboś pt. Stary kot... I o pani Fidelii, która martwi się tylko tymi, którzy jeszcze się boją, bo nie wiedzą...
Tomik mądry, tomik o fundamentalnych problemach i przesłaniach, tomik o klarownej dykcji, która nie tyle wywija piruety, co przemawia do serca i rozumu w trosce o jasność i dobro tego świata.
Nigdy wcześniej tak pełnej lektury Uty Przyboś nie zaznałem. To automatyczne kojarzenie jej z Ojcem odkładam ad acta. Mamy osobną, samodzielną poetkę, która pisze mądre i czułe wiersze. Czyni to w uniezależnieniu zarówno od tradycji, jaki i awangardy. Znalazła własną aurę w języku i światoobrazie, co powinniśmy smakować w dystansie od „tworzydeł” jej biografii literackiej.
Moja przestroga: nigdy więcej nie kojarzcie wierszy Uty Przyboś z poezją jej Wielkiego Ojca. To dwa różne języki i dwa własne imaginaria. Ale wiadomo: noblesse oblige. I Uta Przyboś zdała ten egzamin.
Leszek Żuliński
Uta Przyboś Prosta – http://www.wforma.eu/prosta.html