copyright © www.latarnia-morska.eu 2021
„Nocny gość” to jeden z tych tekstów literackich, który staje się prowokacją, próbą zrozumienia błędu ludzkiej percepcji, aż w końcu możliwością zrozumienia wieloczynnikowości naszej egzystencji. Pytanie tylko, dlaczego aż tak wielokierunkowo roztacza dialog dwóch postaci jednoaktówki Krzysztof Ćwikliński? Kim jest Nieznajomy, który przybywa do Stratford? A może należy zadać jeszcze inne pytanie, co w naszej świadomości zmienia restytucja mitu Szekspirowskiego, który w tekście trzymuje realny wymiar?
Szeroka konfrontacja z niejednoznacznością przeszłości nabiera na sile, gdy weźmiemy pod uwagę dodatkowo jeszcze biografię artysty znanego w tradycji Europejskiej, samego Williama Szekspira. Wielki twórca i restaurator teatru ma wypisaną na twarzy niespójność wewnętrzną. Sam selektywnie podchodzi do rzeczywistości, wybierając z niej tylko to, co jego zdaniem winno kształtować jej literacki obraz. Czy jednak w taki sposób pojmować należy jego biografię? Jednoznaczne naszkicowanie danego portretu autora sztuk dramatycznych nie zwalnia z pytań o jego jedyność i słuszność.
Ćwikliński okazał się doskonałym naśladowcą nastroju sztuk Szekspirowskich, w których ludzie, otoczeni mrokiem, poszukują się nawzajem, a pukania i hałasy ich otaczające dochodzą nie wiadomo skąd („Kto tu??? Kto tu jest?”). Podkreśla to sceneria burzowa, którą dopełniają odgłosy psiego szczekania. Złowrogie nastroje determinują kształt samego dialogu, który przybiera typowo Szekspirowskie ramy. Czy jednak toczy się on w tym samym uniwersalnym kierunku? Ćwikliński zdaje się dokrajać jego strukturę do własnych wątków światopoglądowych. Zatem, czy dziwny i tajemniczy wędrowiec jest zwykłym włamywaczem? Ćwikliński kształtuje jego osobowość w taki sposób, abyśmy nie potrafili sklasyfikować jego proweniencji i nie byli tego nigdy pewni, co więcej, abyśmy przesuwali jego rysy osobowościowe w przestrzeń nieustannego domysłu i domniemywali, że może być to mroczna postać diabelska.
Ale i ten sam Ćwikliński doskonale wie, że współczesnego czytelnika nie da się zaczarować jedynie chrześcijańską wykładnią rzeczywistości, z tradycyjnym podziałem na niebo, czyściec i piekło, którego prześwity możemy dojrzeć na ziemi. Dlatego decyduje się na formułę wypowiedzi, niezwykle podobną do tej, którą posłużył się w swoich krótkich powieściach Jerzy Andrzejewski. Jaki wymiar otrzyma zatem konwersacja Szekspira z nieznanym gościem, który opisuje mu mechanizm zła, społeczno-politycznych dążeń, budujących od środka ludzkie zbiorowości? Zło jest przecież jedno, zdawał się twierdzić Szekspir – bohater rozmowy nocnej, tęchnącej metafizyką i jej prowokacją – czyli faktycznym jej brakiem. Zło tkwi między wersami, w międzywypowiedzi, okazuje się mieścić nie tylko w człowieku, ale i w kwestiach spornych, relacjach międzyludzkich, do których jesteśmy zdolni i niejako powołani. Zło ludzkiego działania jest tak wielkie, że nie sposób zrozumieć jego szerokiego potencjału różnorodnych oddziaływań. To byłaby strona Szekspira, mocno nieświadomego owej konstrukcji świata człowieczego. Ale czy faktycznie, zdaniem Nieznajomego, znany i sławny dramaturg był aż tak zdezorientowany i nieświadomie pochłonięty jednoznacznością, w którą bezskutecznie wierzył? Jeżeli bezkrytycznie przyjmiemy opowieść milorda o tożsamościowej konstrukcji świata, tworzeniu go w taki sposób jak układa się klocki, po kolei ludzkimi rękami, to zyskuje on jedynie naznaczenie i nieuniknioną determinację, relacyjną przynależność jednego kloca do drugiego. Tymczasem czy tak w istocie jest, pyta Ćwikliński, stawiając przed nami sylwetkę pionka-Szekspira?
Faustowskie pytania o granice zła i jego bezskuteczność, za sprawą odwołania do Mefistofelesowskiego wzorca poszukiwacza znaczeń świata – doktora Faustusa, zderzają się z realizmem i indyferentyzmem poznawczym Nieznajomego („Jakie piękne niebo. Gwiaździste”), odsłaniającego przed czytelnikiem rzekomo smutnie prawdziwy wymiar świata, tworzonego przez mechanizm przekupstwa i interesów osób wyżej postawionych. Marionetkowy wymiar losu ludzkiego to jednak to, co odróżnia czciciela wartości, człowieka podejmującego Goethańską spowiedź, od beznamiętnego podróżnika po realnej teraźniejszości z „Nocnego gościa”.
Tekst Cwiklińskiego to przede wszystkim bogactwo interpretacji intertekstualnej, to także jakość sporna w kontekście rozumienia ludzkiej natury, jej naturalnych dążeń, a jednocześnie pytanie o aktualność spadku przeszłości, która przyniosła nam trybiczny mechanizm władzy, istnienia panowania nad konkretną jednostką, obracania człowieka niczym wygodny detal w rękach drugiego okrutnika. Nieznajomy to przecież ten, który „któregoś dnia nadejdzie”. To nie żaden straszak, katolicki zamiennik, którego winniśmy się obawiać, ale ten właśnie, który w konkretnym momencie przedstawi nam rzeczy, jak się mają i jak się miały przez lata naszej działalności. Bo przecież Nocy gość „życie strawił na poznawaniu ludzkiej natury”. Nieznajomy – ni to diabeł, ni to bożek – to zwyczajny śmiertelnik pretendujący do miana drugiego Fausta. Lecz jego portret jest już odwrócony.
Kim jest zatem ten indyferentny Faust? Jego odmienność polega na absolutnej akceptacji faktu, że ani diabeł ani Bóg nie istnieją. Ale, i to różnicuje przekaz Ćwiklińskiego od bogatej tradycji literackiej, ponieważ fasadowość istnienia jest najbardziej eksponowaną cechą rzeczywistości przedstawionej „Nocnego gościa”. Dlatego, jak twierdzi Nieznajomy, „Diabeł nie istnieje” (...) Bóg „nie istnieje. Ale nie mów tego głośno. Cicho też nie mów. Ze wszystkich zbrodni w królestwie ta jest największa. Zowie się ateizmem”. Nieznajomy powtarza więc, ale i restytuuje zasadę myślenia o świecie, której nieświadomy był Szekspir, dlatego „nie trzeba głośno mówić”, wypada milczeć w pewnych kwestiach, w niektórych nie można dopowiedzieć znaczeń, niektóre z nich trzeba absolutnie pominąć. Czy jednak można zaakceptować w pełni słowa Nieznajomego: „Tyle znaczymy, ile o nas powiedzą”? Bezkrytyczne przyjęcie „teraz” z całym bagażem niejednoznaczności może okazać się złudne.
Książka K. Ćwiklińskiego jest bowiem jedną z możliwych interpretacji rzeczywistości, w której autor założył, iż władza oparta jest o system intryg i gier i to na tym bazuje jej całokształt. Motyw szczurołapa ułatwia rozszyfrowanie kierunku rozpoznawania tej rzeczywistości, która mieni się jako nieadekwatna wobec sposobu percepcji świata przez znanego dramaturga. Czy jednak na pewno w tym spojrzeniu na świat Nieznajomy jest odosobniony? Władza to przestrzeń iluzoryczna, ale i motywująca wszystkie postaci powołane do życia i wprowadzone przez Szekspira i późniejszych twórców na scenę literacką. Przez pryzmat władzy postrzegamy relacje międzyludzkie. Ona nas podporządkowuje dopóty, dopóki my sami nie rozpoznamy jej metamorfoz. Konstatacja na ten temat wypowiedziana przez Nieznajomego nie jest bez znaczenia: „Tylko ta władza, którą mamy sami nad sobą coś znaczy”. Jest ona interpretacją rozważań Szekspira w wielu jego dramatach. Nieznajomy mówi także o roli Szekspira, którą miał do odegrania, a w którą wczuł się aż do tego stopnia, że zapomniał o niej samej. Zatem czy „mąż teatru” projektujący pełne dramatyzmu wizje jest osobą ambiwalentną? Refleksją nad jego biografią zmusza do przemyślenia kwestii jej koherentności.
Odwołanie do „Burzy” Szekspira również nie jest przypadkowe. Wymowny tytuł koresponduje za równo ze scenerią jednoaktówki, jak i z innymi jakościami wypowiedzi Ćwiklińskiego. Przede wszystkim ‘burza’ to stan emocjonalny, któremu podlega człowiek, nie potrafiący zaakceptować związków i relacji międzyludzkich jako szeregu układów, podporządkowujących ludzi samym interesom. Ta wewnętrzna niezgoda może nosić znamię burzy. Ale i ‘burza’, gwałtowna i nieoczekiwana to polemika z wartościami współczesnej cywilizacji. To gwałtowne ‘wyładowanie’ opiera się na sporze, wyraźnej polemice światopoglądowej Szekspira i Nieznajomego. Mentalna niewspółmierność bohaterów osadza się na różnym podejściu do kondycji człowieka w świecie, o czym świadczy krótki fragment dialogiczny: „Człowieka nie ma, potem jest, potem znów go nie ma. Ot, wszystko. (...) W sumie wszystko to nic nie znaczy (...) A jednak...”. Dostrzeżenie znaczenia jest źródłem konfliktu postaci, ale i czegoś jeszcze, wielokrotnego wycofywania się Nieznajomego z dalszego dialogu. Wiara w sens istnienia okazuje się najważniejszym i jedynym orężem Szekspira.
Rozważania Ćwiklińskiego obracają się także wokół motywu życia-snu znanego a przeszczepionego od hiszpańskiego reprezentanta Złotego wieku, Calderona de la Barki. Ale na plan pierwszy wysuwa się rozpowszechniony nieco później motyw życia, które jest pojmowane jako umieranie: „To, co nazywacie narodzinami, jest początkiem umierania, to, co nazywacie śmiercią, jest końcem umierania, a to, co nazywacie życiem, jest śmiercią za życia”. Wątek Iwaszkiewiczowskich rozważań na gruncie polskiej literatury międzywojennej zaczerpnięty z filozofii europejskiej, okazuje się ważnym miejscem spornym filozofii życiowej bohaterów. Bo przecież w mniemaniu Szekspira, momenty odejścia warunkują nasze dążenia ku powrocie. Barokowy wymiar lęku przed śmiercią kontrastuje z podejściem Szekspira, który jest tropicielem sensów i znaczeń, wielkim kodyfikatorem świata wartości, które ratują człowieka przed nicością. Bo przecież nicość nas zobojętnia i wprowadza w stan bierności, a Szekspirowi nie o to chodzi. Artysta nie zgadza się także ze stwierdzeniem: „pewnego dnia wygra śmierć”, które, jego zdaniem, kłóci się z pełnym nadziei podejściem do istnienia, czyli kategorycznym opowiedzeniem się za wizją paruzji i odrodzenia świata, a w rezultacie użycia mocy sprawczej, dzięki której śmierci już nie będzie.
Głośna polemika, ‘burza’ wewnętrzna pociąga za sobą konsekwencje w samym dialogu. Bo Nieznajomy odbywa nieświadomie spowiedź, i tak samo bierze w niej udział Szekspir. Dwuznaczność losu, który po roku dosięga Szekspira i niesprawiedliwość, iż ów gość-milord przeżywa jeszcze lat piętnaście, to drwina, ale i wskazówka interpretacyjna, którą można dalej podążać. Wizyta Nieznajomego miała kształtować horyzont czytelniczy, wskazując na pragnienie przemiany świata zdewaluowanego, degresywnego, oddalonego od człowieczych odruchów i zorientowanego na materię: „sir Williamie, nie możemy pozostawić świata takim, jakim jest”. Relatywizm świata staje się kolejnym tematem wywołanym w rozmowie. Czyżby zatem Nieznajomy chciał dokonać katharsis świata za pośrednictwem Szekspira? Czyż sam nie jest tak wszechmocny, aby tego dokonać? A może zależy mu na prawdziwej i niezakamuflowanej wierze w to, że aksjologia faktycznie istnieje, bo sam o niej niedawno zapomniał lub nawet o niej nie słyszał. Między postaciami jest cecha wspólna, to, że oboje są „strudzonymi podróżnymi u kresu drogi”. Jednak każda z tych dróg ma swoją cenę, nie tylko materialną, lecz także posiadającą ciężar egzystencjalny.
Anna Łozowska-Patynowska
Krzysztof Ćwikliński Nocny gość – http://www.wforma.eu/nocny-gosc.html