copyright ©
www.piotrwiktor.blox.pl 2011
Spisując fikcyjną biografię kapelmajstra Almayera, koncertmistrza Collegium Organum, dyrygenta Filharmoników Dworskch i kantora przy kościele „na Przenajświętszej Krwi”, Andrzej Turczyński jak nowelista skupił fabułę wokół tytułowego wydarzenia; zamknął ją w ciasnym kręgu postaci. Szeroko rozwinął wewnętrzny monolog głównego bohatera. Polifonicznie przydał mu za towarzystwo wyimki z raptularzy, listów, fragmenty snów, przywidzeń. Mniejsza o autentyczność cytatów, skoro harmonijnie zestrajają się one z dygresjami i mniej lub bardziej jawnymi aluzjami do tekstów Mickiewicza, Joyce’a, Tomasza Manna. Efektowne eksperymenty stylistyczne podkreślają doskonałe panowanie autora nad każdym szczegółem narracyjnej materii – wieloskładnikowej, plastycznie posłusznej autorskim zamysłom lub kaprysom. Dlatego jego prozę Turczyńskiego czyta się jak rokokową baśń, prezentującą w całej krasie muzyczne osiemnaste stulecie: wiek Bachów, Haendla, Scarlattiego, Vivaldiego. Epokę zamieszkaną przez kompozytorów, muzykusów primadonny, kastratów oraz ich uprzywilejowanych, groteskowo wytwornych słuchaczy. Wszyscy jednako zawisają nad otchłaniami saksońskich małomiasteczkowych uliczek pełnych późnojesiennego błocka; uliczek prowadzących od książęco-elektorskiego pałacu do dworu arcybiskupa wyniesionego właśnie do kardynalskiej godności. Puprurat-nominat muzykalnością nie grzeszy. Lecz aby uświetnić akt swego mianowania, potrzebuje koncertu. Poprowadzić go ma
właśnie kapelmajster Almayer, człek subtelnego ucha, refleksyjnej duszy. Wiemy o nim ponadto, że
bywa […]
w wielkim świecie, bywa bo tak trzeba, bywa, bo tak wypada, bo musi: mus, przymus, obowiązek, konieczność – to słowa-filary, na których opiera swoją i całej rodziny egzystencję (s. 8). Odrobinę zrezygnowany, acz często zadowolony z małych przyjemności, rad zapobiegliwej małżonce i wdzięcznemu potomstwu, co dziedziczy jego talenta. Pokorny wobec lepiej urodzonych. Jednakże każdym skomponowanym taktem, sublimuje pospolitość żywota w kwartety i
concertina; broni obszaru wewnętrznej swobody, czego świadkiem stary kot Mruczysław rodem z powieści E.T.A. Hoffmanna;
Kater Murr, który w pachnącej jabłeczną zgnilizną
kompozytorni na stryszku znalazł godne przytulisko. Tylko taka wolność, ciasna, szczupła, iluzoryczna, została
kapelmajstrowi dana na życie i na śmierć. Bowiem innej wolności szukać próżno. Liczyć na nią niebezpiecznie, o czym u końca opowiedzianej tutaj historii miał się przekonać pedantyczny prałat Rechtenberg. Gdyż
zmieniają się czasy, zmieniają i obyczaje, ale i jedne, i drugie niezmiennie odrzucają i porzucają ludzi – wszystkich jak leci: szczęśliwych i nieszczęśliwych, mądrych i głupich, wierzących i kacerzy; nienowe to myśli, nawet byle jakie i nieważkie, a że prawdziwe, to inna sprawa (s. 30).
Piotr Wiktor Lorkowski
Andrzej Turczyński
Koncert muzyki dawnej –
http://wforma.eu/157,koncert-muzyki-dawnej.html