copyright © www.nowezaglebie.pl 2014
„Nic bardziej mylącego, niż przyjąć, że poeta tworzy opierając się na tradycyjnym materiale. On raczej czerpie z prażycia, którego ciemna natura wymaga figury mitologicznej i dlatego chciwie przyciąga do siebie to, co pokrewne, by w ten sposób się właśnie wyrazić. Przeżycie jest pozbawione obrazów i słów, jest bowiem wizją w „ciemnym lustrze”. Stanowi jedynie przemożne przeczucie, które dąży do ekspresji. Jest wirem wietrznym który porywa wszystko, co napotka i w ten właśnie sposób zyskuje indywidualną postać” (C.G. Jung: Psychologia i twórczość).
Niewielki tomik poezji Pawła Sarny „Pokój na widoku”, który ukazał się niedawno w szczecińskim wydawnictwie FORMA, może mylić głębokim zanurzeniem w codzienności, skupiać uwagę czytelnika na powszechnym doświadczeniu: dom – żona – dziecko – dzieciństwo. Jest rodzinnie, ale i dziwnie. W wierszach wielokrotnie pojawia się wuj Edward, który przybywa ze świata, aby pokazać piekło, które poznał wraz z markową torbą adidasa. Jest wszechobecny brzuch żony, który przeraża i daje nadzieję. Są skaczące sarny. Jest syn, który krzyknie, kiedy już się narodzi.
Ale przecież: „Nie pisze się wierszy dla siebie. Dla siebie nie pisze się powieści, nie komponuje utworu muzycznego, nie maluje obrazu. Pisze się, maluje, komponuje dla czytelnika (...) Niezupełnie znaczy to, że artysta zwraca się do innych. Słuszniej będzie powiedzieć, że dzieło jego jest ofertą, którą przedkłada nie znanej sobie publiczności, licząc, że przez niektórych będzie przyjęta” (Zbigniew Jarosiński: Postacie poezji).
Dzisiaj oferta poetycka mocno przypomina nagabywanie sprzedawcy lodów zmarzniętych Eskimosów na biegunie północnym. Wiersze się pisze, ale wierszy się nie czyta. Słucha się rapu, który błyskawicznym rymowaniem na zadany temat, zachwyca młodzieżową popkulturę. Słowa proste, przejmujące, dosadne – to jest to, jak coca cola. U Sarny słowa są zamotane, jak on sam. Chłopak z Jaworzna (dawna Małopolska), mieszkający w pokoju na widoku w Katowicach, wykładowca, ale też dziennikarz i sekretarz sosnowieckiego (!) „Nowego Zagłębia” – jak nie popaść w schizofrenię?
Rośnie brzuch żony.
Ten brzuch jest domem.
Kto straszy w tym domu?
I kogo straszy? Ojca oczekującego na syna? Jung z pewnością, wzorem swojego mistrza Freuda, znalazłby głębokie pokłady przerażenia związanego z „patologią zjawisk tajemnych”, wszak nie mam nic bardziej tajemniczego dla ojca niż pojawienie się własnego dziecka. Niezwykle trudno przyszłemu ojcu dostrzec związek działań męsko-damskich z ich efektem.
Co innego matka:
brzuszynka
rozmawia z brzuchem
Matka i brzuch są jednością. Ojciec jest sprawcą, oskarżonym – najpierw za to, że brzuch się wybrzusza:
bo brzuch mojej żony,
który wciąż rośnie,
jest projektorem
a projekt, to wciąż nie dokonane, wciąż nie wiadomo
kim będzie
bez brzucha.
„Artysta nie uzewnętrznia zatem uczuć biernie, lecz je aktywnie kształtuje. Sam fakt reflektowania, czyli nadawania nazwy, zmienia je, podobnie jak obecność badawczego instrumentu zmienia infraatomowe zjawisko. Stąd u artysty poczucie, że przeżycie nie jest mu dane aktualnie, lecz unosi się przed nim w przyszłości jako zadanie, jako coś, co ma dopiero zdobyć” (Artur Sandauer: Pisma o sztuce).
Sarna się boi. I ten tomik jest wypełniony strachem po brzegi. Sarny (z Jeffersa) uciekały przed pożarem, przed gromką falą niskiego pożaru i znikały, ubywały, ale też przybywały. Straszyły ptaki za oknem: Ptaki śpiewały, że wszystko rosło i wszystko w środku stawało się puste. Straszyła codzienna wspinaczka:
Wspinaliśmy się,
a wszystko
stawało się coraz mniej jasne.
A wuj Edward straszył piekłem.
Paweł Sarna się boi. Ze strachem walczy śmiechem – wplata w tekst oswojone dziecinne zagadki: co to jest – czarne po czerwonym jedzie po zielonym? Erotyczny podtekst zamienia się w czarną śmierć. Ale przecież:
Ten śmiech
był zaraźliwy i biegliśmy
aż za Górkę, ze śmiechem,
z latawcem na długim sznurku.
„Co naprawdę siedzi w artyście? Jaki jest na co dzień, o czym myśli na przykład podczas zjadania obiadu? Czy rzeczywiście jest księżycowym facetem?” (Józef Baran: Autor! Autor!).
Pokój na widoku powinien dać odpowiedź na takie pytanie – przecież „na widoku”, więc otwarty na wszystkich i dla wszystkich. Pozwalający się podglądać. Niemal do bólu szczery. I w tej szczerości właśnie niezwykle tajemniczy – tajemnicą uniwersalną. Strachu przed przyszłością. Przed nieznanym, choć przecież banalnym w swojej powtarzalności.
„Oto – moja droga – a gdzież jest wasza? Tak odpowiadam tym wszystkim, którzy mnie ‘o drogę’ pytają. D r o g i ? – nie masz jej zgoła. Tako rzecze Zaratustra” (Fryderyk Nietsche).
Z. Adamczyk
Paweł Sarna Pokój na widoku – http://www.wforma.eu/pokoj-na-widoku.html