copyright ©
www.papierowemysli.pl 2011
Na ile nasze życie przeżywamy świadomie, a na ile poruszamy się w nim niczym w korowodzie odzianych w maski twarzy, których nie umiemy rozpoznać? Czy można odkryć pod maskami twarze, czy też kolejne maski, jak w rosyjskiej babce matrioszce? Takie refleksje nasuwały mi się podczas lektury
Zgorszenia Andrzeja Turczyńskiego.
Zgorszenie to cztery opowiadania, bardzo luźno powiązane fabularnie, w których najsilniej do głosy dochodzą oniryczność i metafizyka. Kolejne wydarzenia są maskami innych sytuacji, w tle zaś kipi aż od zmysłowości i siły opisu. To na wskroś poetyckie (nie mylić z „poetyczne”!) utwory, co zresztą nie dziwi, skoro autor jest także poetą. Artur Daniel Liskowacki porównuje prozę Turczyńskiego z dziełami Brunona Schulza. Zastanawiam się, jak silny wpływ na to skojarzenie miały fascynacje Kresami i Rosją, które w
Zgorszeniach niejednokrotnie się ujawniają. Pozostaje wszakże faktem, że w opowieściach autora
Koncertu muzyki dawnej spotkamy wielu specyficznych
schulzowskich bohaterów. To zazwyczaj outsiderzy, dziwacy, ludzie samotni, bytujący gdzieś na pograniczach czasu, życia i śmierci, a czasami wręcz... martwi.
Okazuje się, że w takich okolicznościach przyrody, przy takim, a nie innym bagażu doświadczeń (masek?) możliwe staje się postawienie najbardziej ważkich pytań. O kondycję człowieka, o teologię, o pisanie.
To książka o desperackich próbach dotarcia do istoty rzeczy. I o wysokiej cenie, jaką się za nie płaci. Ale też o nadziei, którą owe próby rodzą – zauważa Artur Daniel Liskowacki.
I jeszcze ten rys wschodni, by nie powiedzieć nawet prawosławny. W utworach Turczyńskiego oprócz wspomnianej fascynacji, na pierwszy plan wybija się jakieś zawieszenie autora w otchłaniach pomiędzy Wschodem i Zachodem. To swoiste rozdarcie, które niesie ze sobą świadomość kulturowych granic, często wytyczonych w powietrzu, nad przepaściami. Pisarz doskonale wydobywa z tego podzielenia sławetne terminus est, a jednocześnie dodaje mu jakiś osobisty rys. To dopowiada treść świata opisanego, dopełnia go, uwielowymiarowuje... I sprawia, że zwyczajne z pozoru wydarzenia nabierają baśniowego charakteru. Jak zauważa jeden z narratorów w
Zgorszeniu:
W realnym życiu częściej we snach niż na jawie, zdarzają się niesamowite wydarzenia, zdumiewające, bez pokrycia w logice przypadki, szalone historie rodem z commedia dell’arte i sploty osobliwych szarad i łamigłówek nie do rozwikłania zwyczajnym trybem, o ile anioł sennych marzeń nie podsunie szczęśliwego, więc tak czy owak cudownego rozwiązania (…).
Język Turczyńskiego jest precyzyjny i misterny – sprawia dużą przyjemność podczas lektury. Chociaż lektura sama w sobie nie jest lekka i przyjemna. Bo w końcu tytułowym „zgorszeniem” jest tak naprawdę człowiek uwięziony w masce, a przecież prawdziwy i rzeczywisty. Proza gęsta, głęboka, którą trzeba smakować w spokoju, pijąc herbatę ze starego samowara...
Krzysztof Maciejewski
Andrzej Turczyński
Zgorszenie –
http://wforma.eu/188,zgorszenie.html