copyright ©
Bernadetta Darska 2009
Niewielką objętościowo (zaledwie 85 stron) książkę Pawła Orła najlepiej czytać fragmentami, na raty, dawkując i starannie odmierzając kolejne odsłony „niców” (o „nicach” przeczytamy w stylizowanym na filozoficzną impresję wstępie) – tak, by stopniowo tytułowe „nic” stawało się „czymś”. Autor chętnie odwołuje się nie tylko do Hrabala (o inspiracji twórczością czeskiego pisarza przeczytamy na okładce), ale zaludnia też strony swojej książki innymi znanymi postaciami ze świata kultury. Poszukujący fabuły wartko zmierzającej od intrygującego początku do równie zaskakującego finału z pewnością rozczarują się „Nic a nic”. Ci jednak, którzy zechcą się zatrzymać, którzy otworzą się na nieśpieszny rytm refleksji autora, którzy skupią się na metaforycznym, tytułowym „nic” z pewnością będą usatysfakcjonowani. Trudno w przypadku tej książki mówić o powieści lub o zbiorze opowiadań. To raczej zbiór impresji powiązanych ze sobą dzięki „nic”. Autor proponuje interesujące rozwinięcie w tytułach kolejnych fragmentów. Najpierw mamy więc dwie przedmowy, z których dość jasno wynika, że „nic” stało się siłą napędową i – paradoksalnie – umożliwia odnalezienie własnego miejsca w świecie z pogranicza snu i jawy. Oniryczna atmosfera będzie zresztą towarzyszyć każdej z odsłon „niców”. Nie bez powodu, oczywiście, wszak narrator wyraźnie sugeruje, iż oprowadza nas po muzeum myśli nieuchwytnych i sztuki. Pojawiające się sławne postaci kultury wchodzą w rolę przewodnika lub też kogoś, kto pod pozorem wskazania właściwej drogi, łatwo może sprowadzić na manowce. Osoby te można także traktować jako personifikację myśli narratora, uosobienie „chcenia” i zmaterializowanie się „życzeniowości”. Skoro jednak wspomnianym postaciom bliżej do świata wyobrażonego, rzeczywistość realna pozostaje nadal niedostępna, ciągle też przynależy do tzw. myśli nieuchwytnych. Pierwsza impresja zatytułowana jest „zupełne nic”, druga „prawie nic”, trzecia „jeszcze nic”, kolejne „wciąż nic”, „to nic”, „zupełnie nic”, „chyba nic”, „znowu nic” i wreszcie na końcu natkniemy się na „już nic”. Dostrzegamy również konsekwencję dedykowania. Każda z części opatrzona jest albo imieniem kobiety albo inicjałem – jak możemy przypuszczać – także żeńskim. W efekcie kolejne „nice” stają się czymś w rodzaju drogi, której celu narrator nie jest w stanie zdefiniować. Można by także mówić tu o poszukiwaniach – miłości, sensu, pewności, bezpieczeństwa, adekwatnego definiowania. Poszukiwaniach, dodajmy, bezskutecznych – nie tylko bowiem myśli zdają się tutaj być nieuchwytne, narratorowi wymyka się wszystko to, co mogłoby być ważne. W efekcie musi ponawiać próby i nieustannie zmierzać do celu, który choć wydaje się być blisko, to jednak ciągle, ze względu na niemożność nazwania, jest daleko. To, co realne, próbuje dogonić obrazy ze snów, projekcje oniryczne usiłują konkurować z rzeczywistością, zaś pomiędzy snem i jawą jest nasz bohater. Cóż mu pozostaje? Jedynie obsesyjne przetwarzanie słowa „nic”, bo właśnie „nic” okazuje się dla niego stałym punktem odniesienia, odmierza kolejne etapy, otwiera na nowe i pieczętuje zawsze nieudane stare. „Nic” zamienia się więc w „coś” – synonim braku, opuszczenia, utraconej nadziei, niespełnionego pożądania, jednocześnie jednak ważne potwierdzenie własnego istnienia.
Paweł Orzeł
Nic a nic –
http://www.wforma.eu/30,nic-a-nic.html