copyright © www.latarnia-morska.eu 2014
Nowy tom Agnieszki Mirahiny pt. Widmowy refren swoją estetyką przypomina zbiór poetycki Tadeusza Gajcego pt. Widma. Są to dwie czasowo odległe wizje poetyckie. Oprócz estetyki, łączą je także użyte słowa-klucze. Należą do nich, przewijające się co jakiś czas, obrazy ziemi, konduktu pogrzebowego oraz liczne ślady niesprecyzowanych odgłosów a także kategoria głodu. Poetka tworzy własny wariant apokalipsy, który w obecnym tomie bardzo konsekwentnie realizuje. Jest to dowód na powiązania „genetyczne” z tekstem Tadeusza Gajcego Widma. Ponadto dominantą tego zbioru jest poetyka nienasycenia. Największym pragnieniem autorki zbioru jest eksponowanie niedosytu wynikającego z obserwacji ginącego świata. Dlatego to, co dotyka człowieka najbardziej, powtarza bohaterka liryczna niemalże do znudzenia: „to refren widmowy retoryka pisma erotyka mowy rytmów albo wierszy polskich / rzeźni albo wyobraźni”. Kategoria „widmowości” staje się niezwykle istotną figurą interpretacyjną.
Zatem, według poetki, widma to projekcje obrazów przesuwające się przed oczami („złe bagna złe piaski ruchome obrazy / to obraz ruchomy na niepodobieństwo / ruchomy obraz ruchome przekleństwo”). Figura ta jest dwuaspektowa, zakłada jednocześnie swoje istnienie i nieistnienie. Jednym słowem, widma pragną być odnośnikiem ludzkiej egzystencji, lecz nigdy nim nie będą („mam refren w zawiasach / mój refren widmowy”). Bo widmowy refren tkwi gdzieś w szczelinie wiedzy o człowieku, w jego niespójności, w jego „przełamaniu na pół”, w „zawiasie”, który umożliwia jego zawieszenie pomiędzy dwiema rzeczywistościami, tą, która jest realna i tą, która tylko realną się zdaje.
Jak już udało się ustalić, wiersze Agnieszki Mirahiny wprowadzają nas w krajobraz widmowy. Na składowisku odpadów stara się autorka tekstu zbudować nową rzeczywistość. Uczynienie ruiny jest dla Mirahiny fenomenem budowania. Ten świat w jej wydaniu jest porozbijany, „poharatany”, niespójny. Istnieje w stanie trwającego długotrwale rozkładu. Przestrzeń w tomie ukazana została we fragmentach, pokrojona na części i częściowo „przetrawiona” przez samą siebie („będziesz rymowany i porysowany / cały wierszowany i poharatany”). Poszczególne elementy w tej przestrzeni są od siebie nawzajem zależne i wzajemnie się znoszą. Przestrzeń samoistnie się redukuje, spontanicznie ulega destrukcji, lecz nie całkowitej. Mamy bowiem ciągle świadomość niedosytu zniszczenia tego świata. Jest to świat nie do końca unicestwiony.
Poetka podaje nam własną wykładnię świata, który jest niezwykle „gorzki” („więc pali się wszystko i nigdy nie płonie”). W tym świecie niszczeje nie tylko nieprzebrana ilość rzeczy, ale i człowiek, który tak jak one „pali się”, lecz nie zamienia się w popiół. Wszystko tutaj znajduje się w stadium upadku, ale nie jest na niego jednoznacznie skazane. To przestrzeń poddawana wielokrotnej i długotrwałej reanimacji oraz równolegle samoistnie spełniającej się apokalipsy, dlatego tak często u Mirahiny spotykamy się z obrazami konduktu pogrzebowego. Poetka nie chowa jednak tego, co martwe, nie spycha niczego do ziemi i nie zakopuje tego głęboko. Wręcz przeciwnie, uzurpuje sobie prawo do dokonania procesu odwrotnego. Poetka przeczesuje ziemię, wykopuje z niej skarby w postaci hałd ziemi i pozostawia je na ubitej powierzchni. Martwotę czyni materią ożywioną a usypane kopce i grudy ziemi jej najcenniejszym artefaktem. Poetka chce po prostu dokopać się do tego, co jest dla niej prawdziwie ważne. Dlatego szuka wszędzie, również tam, gdzie panuje chaos. Bo w zdegradowanym, rozbitym świecie trudniej zauważyć sens istnienia. A to, co jest trudniejsze, jest bardziej wartościowe. Podmiot liryczny wielu wierszy autorki, czego my przecież nigdy nie zrozumiemy, w zdeptanych, rozsypanych rzeczach odnajduje wielkie wartości i się nimi zachwyca. W tekstach Mirahiny niewiele bowiem potrzeba człowiekowi do całkowitego spełnienia. Poetka zaprojektowała radosny obraz człowieka stojącego na gruzach świata, świata, który jest przecież jego odbiciem. Ta entuzjastycznie nastawiona do życia istota to człowiek tekstualny, taki, który jest przesiąknięty tekstem, taki, który dawno się nim stał.
Świat zbudowany na rozpadlinach przypomina u Mirahiny przedsionek piekła lub czyściec, jak w wierszu „Głosy 3/4”. Niejednoznaczna przestrzeń uzyskuje taki status poprzez akcentowanie jej iluzoryczności, jej przejrzystości:
ja pójdę w mito ty pójdziesz w leto / i wyjdę z siebie żeby dojść do ciebie (…) / bies będzie zwierzę w tej filmowej klatce / bez ocalenia – z niemożliwością ruchu / w widmie poruszeń / duchu przywidzeń
Przestrzeń zaprojektowana przez poetkę jest przestrzenią majaczeń. To tam jesteśmy w stanie usłyszeć pourywane głosy („Głosy 3/4”). W tym niedopełnieniu rodzi się „nowy język” poetycki, który ma stać się ekwiwalentem nowego świata ukazującego się przed naszymi oczami.
Świat Marihany to świat cienia, który czyha gdzieś za rogiem, który na nas poluje i zarzucając nam na głowę kaptur, wprowadza nas w stan odrętwienia, pozornej martwoty („pochyłe jak cień / który się przesuwa przez głowę jak kaptur / lub okręca jak turban ta noc / (...) / po kolana w wodzie a duch nad wodami”). Nie jest to jednak świat umarły, a świat rozdrażniony swoim własnym umieraniem, świat doświadczony i przepojony bólem, podenerwowany i przejęty swoją własną metamorfozą. To świat samo spełniającej się śmierci podczas uśpienia, śmierci, która ciągle jest elementem aktywnym. Tak scharakteryzowała poetka śmierć, bowiem nie lubi ona bierności. Temat ten doskonale zrealizowała już w utworze otwierającym cały zbiór. Wiersz „Marsz do życia”, składający się z fragmentów jednowersowych i dwuwersowych, oddaje charakter trwającego pochodu. Te naprzemienne strofy to marsz, w którym po przebyciu jednej trasy (strofy dwuwersowe), następują przystanki (strofy jednowersowe).
Marsz to jednak ciąg, proces, którego część integralną stanowi pieśń błagalna, czyli suplikacja „Święty Boże”. „Maszyna do życia”, nie tylko z uwagi na swój procesualny charakter, jest jednocześnie maszyną śmierci. Jak można się przekonać, barokowa idea przyświeca poetce już od pierwszych strof. Jak wynika z tych rozważań, Mirahina zawierza ciągłemu działaniu, sprzecznym emocjom, niesprecyzowanym lękom, daje się zwodzić i kusić ofiarowanym przez tradycję literacką obietnicom okiełznania języka. Zaufała bowiem duchowi, który „unosi się nad wodami”. Bo irracjonalność świata jest dla niej ważniejsza niż cała jego materialna powłoka, czyli stylistyka, w której została utrzymana jej liryka.
W przypadku tego tomiku nie trzeba wspominać o licznych odwołaniach literackich, o odniesieniach do całokształtu tradycji ludzkiej. Te odwołania odbieramy jako naturalne. Tak bowiem tworzy się świat, poprzez używanie starego języka. Strategia, którą obiera autorka zbioru, jest metodą „rozpuszczania” w swoim tekście znanych cytatów. Efekt widmowości, który tworzy się w ten sposób, jest stałą wartością tego zbioru. Nie powinien dziwić czytelnika tytuł zbioru Widmowy refren. Refren to coś, co się powtarza, co oparte jest na nieustannym drążeniu problemu, powtórce. Zacieranie granic między tym, co znane i nieznane, tworzenie trzeciej sfery „wątpliwej” języka, którą określić możemy sferą domniemanego cytatu, to tylko cześć zabiegów, którymi posłużyła się poetka. Wszystko to umieszcza ona w ciągu nieustannego powtórzenia, słyszanego nieprzerwanie głosu, repetycji, która nie jest biernym naśladownictwem, ale twórczą operacją mającą na celu przedstawienie świata w sposób subiektywny.
Wiersz „Język maszynowy” mieści w sobie równocześnie kilka sposobów mówienia o świecie. Mirahina mówi językiem Rafała Wojaczka i jego „Nieskończonej krucjaty”, obok tego, podpinając ramy religijne, zawierza Jerzemu Liebertowi i jego metodzie rozmowy z Absolutem pochodzącej z dwóch jego ostatnich zbiorów poetyckich. Aż w końcu poetka ufa także Władysławowi Sebyle i jego liryce z poematu „Młyny” („koła są młyńskie a ruchy diabelskie”). Poetka buduje swój tom na wzorcu koła młyńskiego, które nieustannie się kręci. Tak też funkcjonuje umysł ludzki. Nieustannie staramy się myśleć i nie zauważamy granic naszego bezmyślenia. W taki stan próbuje nas wprowadzić autorka tekstu, w stan upojenia tekstem samym w sobie. Istota tekstu, według Mirahiny, to jego niekompletność, ale i „nieskrytość”. W samoistnym ujawnianiu się, tkwi najważniejsze znamię jej liryki. Bo tam, gdzie „tkanka tekstu jest martwa”, a „medycyna jest bezradna”, tam też należy inaczej niż racjonalnie dokopywać się do znaczenia. Dlatego znajdujemy się niejednokrotnie na gruzach tekstu, wchodzimy w jego szczeliny „(wyliczanki i szczeliny) / (łamigłówki rozpadliny)”, zaczynamy je obudowywać dawnymi tekstami, które są bardzo znane oraz wypełniać te ubytki samym sobą.
Anna Łozowska-Patynowska
Agnieszka Mirahina Widmowy refren – http://www.wforma.eu/widmowy-refren.html