copyright © https://dajprzeczytac.blogspot.com 2023
Inka Timoszyk od początku prowadzi z czytelnikiem pewną grę. Wikła nas w liryczne zależności, obłaskawia poetyckim uśmiechem i buduje więź.
Podoba mi się „Nieskończoność podróży” przede wszystkim za to osobliwe połączenie tego, co nasze, codzienne, wspólne oraz swobodne z tym, co na wskroś literackie, artystyczne, magiczne i wymykające się pewnemu porządkowi (opisowi, klasyfikacji).
Podmiot Timoszyk jest rozgadany, ale w ten ujmujący sposób. W „Inspiracjach” kobieta opowiada głównie poprzez dygresje. Snuje pewne rozważania i nie wiadomo kiedy, one należą już do nas. Chłoniemy te zabawne, niepokojące, inspirujące i poruszające liryczne obrazki. Sporo dowiadujemy się o kobiecym głosie mówiącym. I dość szybko dostrzegamy, że jest do nas niezwykle podobna.
To dzięki kreacji tego wyjątkowego podmiotu książkę Timoszyk czyta się tak dobrze. „Ja” liryczne potrafi nas zaciekawić, rozbawić, sprowokować do myślenia, do obrania stanowiska w jakiejś sprawie.
Przede wszystkim ta kobieta jest szczera. Zwierza nam się z niekiedy dość wstydliwych słabości, np. „nienawidzę nieraz swojego ciała, / próżność jak balon w nim mieszka”. Potrafi także utrzymać naszą uwagę, korzystając z różnych sposobów komunikacji – podsuwa trochę subtelnych żartów, intymnych wyznań, poetyckich scenek z życia czy obrazków z pogranicza rzeczywistości. A gdy już zostajemy wciągnięci w opowieść, podmiot otwiera przed nami prawdy uniwersalne, kreśli różne wizje, przypomina o sprawach mniej lub bardziej ważnych, wskrzesza sentymenty.
Timoszyk jest wrażliwą i uważną obserwatorką świata. Wiele dostrzega m.in. w... rzeczach. „Zasuszony kwiat” staje się u niej pretekstem do rozmowy o czasie, przemijaniu, wspomnieniach, pamięci, śmierci. Podobnie jest z „herbatnikiem”, który kojarzy jej się z „kruszejącym czasem”.
Podmiot jest uwikłany w „nieskończoność podróży”. To wielowymiarowy tytuł. Jednak najważniejszą z metaforycznych podróży jest bez wątpienia życie. Ale ono wcale nie jest ani proste, ani zrozumiałe, ani oczywiste. Kobieta zadaje sobie (a może nam?) ciekawe pytania o naturze metafizycznej. Pyta, czy świat bez niej będzie istniał? I czy „tylko jej się wydawało, że żyła”? Czym zatem jest życie ile znaczy „mały człowiek” dla ogromnego wszechświata?
Wiele rozmyślań o podobnym charakterze odnajdziemy na kartach tego swoistego pamiętnika poetyckiego. Dużo refleksji o istocie relacji międzyludzkich, o zmianach, jakie w nich zachodzą i ich przyczynach. Podmiot właściwie analizuje wszystko, co ją spotyka(ło), a najwięcej uwagi poświęca sobie samej.
Dostrzega własne przeobrażenia, definiując je jako proces dojrzewania („wydoroślałam”). Nadal natomiast pochyla się nad pewnymi wyborami i ich motywacjami. Jest w tych wspomnieniach i rozrachunkach ogromny smutek, żal do siebie, zawód. „W moim sercu sterta kamieni i śmieci” – to gorzkie podsumowanie wyraża potrzebę oczyszczenia się z wszelkich złogów.
Świetnie ten tom charakteryzuje wiersz „***Kolejny raz rozkładam na części”:
Kolejny raz lęk rozkładam na części:
egzystencjalny, neurotyczny...
A co innego to strach.
Moje sny to ostatnio królestwo demona,
a jawa w przerwach przesiąknięta śmiercią.
Wiec – lek?
Bezprzedmiotowy, wpisany w byt.
Obawa?
Przed kimś, przed czymś, przed sobą.
Pojawia się tu kilka powracających motywów. I w zasadzie najczęściej są to pewne kontrasty, pojęcia, które bywają mylone, postawy, na granicy których podmiot lawiruje.
Kobieta wiele mówi o miłości i seksie. Często jednego szukała w drugim. Bez powodzenia. Podobnie jest w kwestii religijności podmiotu – żarliwość nie przyniosła jednak spodziewanej łaski wiary. Nadzieja pokładana w ludziach oraz uczucia w nich lokowane, finalnie przynosiły rozczarowanie, toteż podmiot w dużym stopniu zatracił ufność w drugiego człowieka.
Szczególnie boli tę kobietę konkretna znajomość. Do dziś odczuwa „niespełnienie, czekanie”, mimo że „już przecież nie czeka”. To relacja miłosna, a może raczej: niemiłosna, gdyż w jednym z tekstów podmiot puentuje: „nauczyłeś mnie jeszcze (...) / nie kochać – więc nie kocham”.
Gdzie indziej wspomina m.in. zmarłą babcię, „głos synka zza ściany”, rozmowy z Bogiem (?), koleżanki ze studiów. A zatem tych relacji jest/było w jej życiu wiele. Co zatem sprawia, że ciągle jest tak samotna i poszukująca, stale w podróży do... drugiego człowieka?
„Nieskończoność podróży” to swego rodzaju prośba o wysłuchanie zranionej kobiety, która stale próbuje sobie poukładać swoje sprawy i dookreślić własne miejsce na granicy dwóch światów – tego, który wyśniła, wymarzyła i w jaki uwierzyła oraz tego, który to wszystko boleśnie zweryfikował.
W wierszach nieco bardziej „podróżnych” podmiot zdradza cel swojej wielkiej wyprawy – ten, który sama – świadomie – obrała. „To będzie podróż dla mnie” – a zatem z pełną premedytacją kobieta eksploruje swoje wnętrze, bada co zachowało się w pamięci, co jeszcze siedzi w warstwie uczuciowej, co nie zostało przepracowane, zrozumiane czy zaakceptowane. Równie ważne będzie także to, czego już w niej nie ma.
Łącząc ze sobą poszczególne elementy i przewodnie motywy można się zastanowić, tak na koniec, czy aby nie uczestniczymy już w ostatniej podróży kobiecego podmiotu Timoszyk? Czy te wszystkie rozważania nie są podyktowane właśnie przeczuciem nieuchronnej – i wszechobecnej w zbiorze – śmierci?
I do tej wyjątkowej wędrówki w głąb pamięci, emocji i myśli zaprasza odważny i otwarty podmiot Inki Timoszyk. I nie prosi o nic więcej, poza towarzyszeniem. Niech to połączenie podmiotu i wrażliwego czytelnika uczyni te wiersze poezją bliskości.
Kinga Młynarska
Inka Timoszyk Nieskończoność podróży – http://www.wforma.eu/nieskonczonosc-podrozy.html