copyright © http://rozmaitosci.com 2016
Poezja Karola Samsela dla wielu ostrołęczan jest poezją niezrozumiałą. Stawianie pytania „Co autor miał na myśli?” jest w tym wypadku zupełnie bezcelowe, bo bez wyjaśnień na niewiele tropów czytelnik sam by wpadł. Czy zatem najnowszy tomik „Jonestown” traktuje o zbiorowym samobójstwie?
Tak wskazywałby tytuł całego zbioru. Jonestown to osada w Gujanie, gdzie zbiorowe samobójstwo na tle religijnym popełniło 909 członków sekty „Świątynia Ludu”. Według zapewnień przywódcy ruchu Jima Jonesa, miało to być najszczęśliwsze miejsce na ziemi, gdzie żyje się we wspólnocie i równości. Mieszkańcy mieli zakaz opuszczania osady. Kiedy na miejscu zjawił się kalifornijski kongresmen Leo Ryan razem z grupą dziennikarzy, Jones i członkowie jego ruchu zabili ich na lotnisku. Po tym zdarzeniu Jim Jones namówił swoich wyznawców na dokonanie masowego samobójstwa przez wypicie orzeźwiającego napoju Kool-Aid, w którym znajdował się cyjanek potasu.
Jednak stwierdzenie, że najnowszy tomik ostrołęckiego poety o tym właśnie samobójstwie traktuje jest założeniem błędnym. Sam autor podczas spotkania autorskiego w Miejskiej Bibliotece mówił, że nie uznaje on czegoś takiego jak poezja historyczna, która opowiada o tym co się działo:
– Te wydarzenia posłużyły za osnowę tej książki. Być może przybliżą one państwa do zrozumienia tego zbioru wierszy, ale to też nie jest tak, że ja wierze w to, że powiedzenie o Jonestown wprost, napisanie tomiku cokolwiek by załatwiło – mówi Karol Samsel. – Nie wierzę w poezję, która uprawia narrację historyczną, w sposób liryczny usiłuje rozliczać sens wydarzeń, traum historycznych. Nie można skali 1:1 przenosić takich wydarzeń, zwłaszcza jeśli nie uczestniczyło się w nich lub nie żyło się w czasach kiedy się one dokonywały. Toteż Jonestown jest tutaj jedynie narzędziem.
Czym zatem zajął się tym razem Karol Samsel? Na to pytanie trudno jest odpowiedzieć. Pojawia się w wierszach kontekst Enigmy, pojawią się wizyty na cmentarzu, wreszcie odniesienie do twórczości innych poetów – Miłosza, Kochanowskiego. Ale jest to przede wszystkim, jak mówi sam autor tom o literaturze i jej języku. Tak jak dzieje się w wierszu „Małe ręce”, gdzie autor policzył litery, które zapisał.
– Pomyślałem sobie „no co, to że inni nie liczyli liter swoich wierszy nie znaczy, że ja nie mogę. A policzę sobie i pomyślę co z tym zrobić” – wyjaśniał autor. – Bo ten tomik jest także o zwątpieniu w język. A jeśli przyszło mi zwątplić w język to może warto poszukać innej wiary, choćby w liczenie liter. Ta wizja literatury, która mi teraz towarzyszy to krajobraz po bitwie. Kiedy w naszej twórczości zderzamy się z wielkimi narracjami nie pozostaje nam nic innego jak stworzyć dopisek i myśl jak z dopisku stworzyć arcydzieło. Bo to, że powiedzieliśmy wszystko nie znaczy, że nie możemy mówić dalej. W tomiku „Prawdziwie noc” powiedziałem bardzo wiele, choć nie mnie oceniać czy powiedziałem wiele w sensie obiektywnym, uniwersalnym. Dla mnie, osobiście to było bardzo wiele. Tomik „Jonestown” jest takim zapytaniem o to ile więcej można powiedzieć.
Poeta odniósł się podczas spotkania również do swojego miejsca w Ostrołęce. W piękny, bardzo ekspresyjny sposób wyjaśnił swoim czytelnikom dwoistość jaka temu towarzyszy.
– Na każdej ziemi, po której kroczymy znajdujemy się na ziemi obcej, znajdujemy się na ziemi nieznanej, żadna ziemia nie jest naszą, nie ma takiej ziemi, której moglibyśmy powiedzieć „i chcę tej ziemi być wierny” – mówi poeta. – Nawet ziemia rodzinna to jest kwestia pewnej dobrze opowiedzianej opowieści, tego że ktoś w sposób sugestywny dobrze opowiedział nam tą ziemię. To czy jedna jest nam bliższa a druga dalsza to jest kwestia opowieści. Straszne myślenie, ale z drugiej strony takie myślenie, które uczy mnie pokory wobec Klubu Literackiego „Narew”, wobec ostrołęckiej ziemi, które daje mi do myślenia, że to przywiązanie do tej ziemi wiąże się z czymś dla mnie bardzo skomplikowanym filozoficznie. Że nie można być Kupiszewskim, Maliszewskim, że jest to dla mnie część dziedzictwa, którą muszę spłacać redagując np. „Przydroża” czy w jakikolwiek sposób usiłując państwu o Kupiszewskim czy Maliszewskim mówić. Ale jeśli mam być szczery wobec swojej twórczości to muszę powiedzieć jak Norwid, że „Przecież i ja – ziemi tyle mam, / Ile jej stopa ma pokrywa”. To nie jest ekstrawaganckie myślenie, to nie jest jakiś postmodernizm wyjęty z jakiegoś cyrku nowoczesności, który ja tu państwu przynoszę – wyjaśniał.
Poeta, co zauważył na spotkaniu w Bibliotece zdaje sobie doskonale sprawę, że jego wiersze są dla większości niezrozumiałe ale jak twierdzi „rozumienie nie jest obowiązkiem. Jest przywilejem, łaską”. Samsel tłumaczył to zjawiskiem, które dopada niektórych poetów, a mianowicie „paranoją erudycji”. Stąd trudne, nawet do wymówienia a co dopiero zrozumienia słowa, przemycone nazwy wierszy, cytaty nieoczywiste. Pokazuje tym poeta jak zawiłymi ścieżkami krążą jego myśli kiedy tworzy. Niektórzy zapewne oceniliby to jako popis oczytania, wiedzy ale tak naprawdę trudno stwierdzić czy poeta tworząc myśli tymi kategoriami.
– Kiedy państwo słyszą takie rzeczy jak „Dyspareunia, drabina analgetyczna darów troiskich, w tym trzy cnoty boskie, dwie lekcje włoskie” to rzetelnie zastrzegam – nie bierzcie tego na poważnie – apelował doktor Karol. – U Samsela jest też takie coś co się nazywa „Paranoja erudycji”. Są takie momenty, w których w szale twórczym, w ferworze poezji pióro puszcza, poddaje się temu strumieniowi wiedzy. Ja już bardzo wcześnie, pisząc piąty czy szósty tomik przyznawałem się na spotkaniach, że te wszystkie rzeczy poeta wyjmuje z Wikipedii. Żyjemy dzisiaj w epoce pauperyzacji wiedzy i poeta też musi zdawać relację z tego doświadczenia pauperyzacji erudycji.
U Karola Samsela ważne jest jeszcze jedno. Otóż jak wiadomo ukończył on studia filozoficzne, a ta dziedzina wiedzy jest jedną z jego ulubionych (jeśli nie ulubioną). Jego wiersze, w założeniu poety mają przypominać traktat filozoficzny, a jeśli nie poszczególne wiersze to całe tomiki. Stąd częste poprawki, zmiany słów, wersów. Dążenie do perfekcji. Autor twierdzi, że nie lubi on tworzyć utworów przeciętnych.
– To nie są zwykłe wiersze. Tu pomstuje to, że skończyłem studia filozoficzne i daruję swojemu tekstowi póki nie stanie się traktatem – mówił wprost poeta. – Wiersz nie zadowala mnie do momentu dopóki nie wyczerpuje tego zasobu znaczeń jakie wyczerpuje traktat filozoficzny. Wierzę głęboko w to, że wiersz może mieć nieograniczoną pojemność, że pewną sekwencją tekstów ułożonych właściwie w jednym tomiku można powiedzieć tyle ile za pomocą traktatu filozoficznego. To jest to filozoficzne zanieczyszczenie, które sprawia że te wiersze są absolutnie nienaturalne. Ja zdaję sobię z tego sprawę.
„Jonestown” jest więc dla czytelników swego rodzaju Enigmą, której kod możemy próbować złamać, choć nie jest to proste i nikt nie gwarantuje, że to co wyda nam się odpowiedzią będzie prawdą. Próbować można dla własnej intelektualnej przyjemności.
Anna Siudak
Karol Samsel Jonestown – http://www.wforma.eu/jonestown.html