copyright © https://e-elewator.org 2024
Książka poetycka Anny Andrusyszyn „Pytania do artystów malarzy” jest tomem wierszy ułożonych z gazetowych wycinanek. Słów wybranych z pomocą nożyczek. Dosłownie. Również w formie plastycznej; trudno by sobie zresztą wyobrazić, że mogłaby wyglądać inaczej. Bez wizerunku plastycznego — słów „naklejonych” na strony, jak w laurkach, które kiedyś robiliśmy naszym mamom, albo jak w donosach, które niektórzy z nas wysyłali do prasy albo milicji — kto by uwierzył, że to prawdziwy kolaż, a nie wiersz tradycyjny, jak każdy inny, po różne słowa sięgający?
A tymczasem „Pytania...” są kolażem, co się zowie.
A jak „zowią” rzeczywistość? Jacek Dehnel pisze o tym na okładce m.in. tak: „Kolaże Anny Andrusyszyn są dokładnie takie, jakie powinny być: skondensowane, przewrotne, dowcipne, pobudzające do myślenia. Autorka na śmietnisku prasowego żargonu znajduje przypadkowe z pozoru kawałki złomu, które przerabia na jubilerskie cacka. Solidna poezja, patrzcie, jak lśni”.
Ma Dehnel wiele racji, ale porównanie tych wierszy do „cacek” jubilerskich niezbyt mi pasuje. Jeżeli już miałbym tu użyć słowa „cacka”, to tylko w takim zdaniu: Andrusyszyn się ze słowami nie... cacka. Wydobywa ukrytą w nich wieloznaczność, wstydliwe głupstwo, ale i mądrość schowaną za banałem rzeczowników i przymiotników. Które zestawia ze sobą tak, że wydają się być dla siebie stworzone. Nie tyle nawet wbrew pierwotnym sensom, które miały wyrażać, ile właśnie w zgodzie z ich prawdziwym sensem.
Utwory z tomu „Pytania do artystów malarzy” nie mają bowiem — jak mógłby ktoś sądzić, nie znając tych wierszy — nic z eksperymentu plastyczno-lingwistycznego, to nie są zabawki dadaistów, którzy wyciągali kiedyś słowa z kapelusza, żeby w surrealizmie pokazać prawdziwe oblicze rzeczywistości. To wiersze świadome siebie. Zwarte stylistycznie, czyste emocjonalnie. A że czasem zaskakujące — doborem słów, zestawem stałych (na ogół) zwrotów frazeologicznych — tym piękniej!
Tom młodej wciąż (rocznik 1978) — z mojej perspektywy — ale dojrzałej już poetki, znanej jednak dotąd przede wszystkim z książek dla dzieci (m.in.: „Nata i czarownice”, 2022, „Pechowa wiedźma”, 2023, „Zapomniane zaklęcie”, 2024), jako że swoje wiersze ogłasza w mediach społecznościowych pod pseudonimem „zlepki z wewnątrz”, nie jest zresztą popisem literackiej sprawności czy — tym bardziej — zabawy w słowa. To wiersze opowiadające o kimś, kto dokonuje wewnętrznej analizy z pomocą środków zewnętrznych — zdobytych trochę przypadkiem, zebranych po drodze (przy drodze) swojego życia. Trochę tak, jak opadłe z drzew liście — z różnych drzew, w różnych miejscach rosnących. Wkomponowujące się w zaskakująco barwny, ale i usystematyzowany zielnik.
Robiliście taki w latach swoich szkolnych? Ja robiłem i do dziś żałuję, że mi przepadł. Tyle w nim było wiązów, dębów, lip, brzóz, jodeł, jesionów... Ale i mnie — tamtego.
Anna Andrusyszyn zbiera — pisze — swoje. Nie natęża się przy tym poetycko, tak jakby właśnie narzędzie, którym się posługuje — liście — słowa — okruchy gazetowej mowy — swoją błahością narzucały jej dyskrecję, ale i tajemnicę wypowiedzi.
Trudno jej teksty cytować — odarte ze swej plastycznej formy wydadzą się wierszami po prostu, ale — spróbujmy sobie wyobrazić, że to, jak mówiliśmy w dzieciństwie, wydzieranki. W wierszu warstwy czytamy: „moja głowa / bez końca prowadzi / monolog wewnętrzny (...) w najmniej spodziewanym momencie / ma wątpliwości / nie ośmiela się / nie przekomarza // idealne odpowiedzi znajdzie / Parę lat później”. Prawda, jak tu dystans do samej siebie — swojego alter ego — igra ładnie z autoironią, ale i mówi wiele o istocie (sposobie) naszego poznania (a może niepoznania) rzeczywistości? Albo taka puenta z wiersza „wyrzucam dzieła sztuki”: „Nie miałam pojęcia, że / Czujni kupujący / wolą pejzaż”. Surrealizm czy raczej bardzo socjologiczno-psychologiczna obserwacja? Czasem refleksja poetki przybiera zaś wyraźną postać kpiny (inna rzecz, że melancholijniej): „gdy myślimy / zbyt często (...) domowe koty nic sobie / z tego / nie robią” (wiersz „Gdzie są żeberka?”). Ha, może nie trzeba myśleć „zbyt często”, ale myśleć po prostu. Choćby obserwując domowe koty. Już tam one swoje wiedzą!
Zadziwiająco prywatne — choć pisane drukiem przejętym od innych — są te wiersze. Nie stawiają sobie — i nam — wielkich pytań, chwytają chwilę, jej zdumienie samą sobą, jej niezwykłość w codzienności. Urzekająco brzmi ten ostatni w tomie, zatytułowany „szary mary”. Dla ułatwienia lektury podpowiem, że dla podkreślenia różnicy między poszczególnymi wersami spróbowałem zaznaczyć tę różnicę inną czcionką, odpowiednikiem innego kroju liter, ze słów, które poetka wybrała:
Przed zmierzchem
Ogrzej mnie
mów spokojnie
na zamówienie
Pół tonu ciszej
z drugim dnem
jeśli
w nocy nie zmarzną mi stopy
W KOŃCU
się
uśmiechnę.
I jeszcze jedno. Żeby zapoznać się z wierszami Anny Andrusyszyn, nie mając w ręku jej tomiku, warto sięgnąć po jedno z wcześniejszych wydań papierowego „eleWatora”, w którym można cieszyć się nimi w takiej formie, w jakiej czują się najlepiej. A więc jako wydzieranki. Które się wcale nie wydzierają, bo mówią szeptem.
Paweł Albo Poczytalion
Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy – http://www.wforma.eu/pytania-do-artystow-malarzy.html