copyright © https://sztukater.pl 2024
Ma wydawnictwo „Forma” pewną serię, nazwaną ciekawie „szesnaście i pół”, w której mamy okazję spotkać się z twórcami poezji spoza Polski, niszowymi – jak to w „Formie”, i znakomitymi – jak to w „Formie”, którzy uczulą nas na różnorodność poetyckiej wrażliwości, rozpiętość frazy i łączność z krajem pochodzenia, ten bowiem wszczepia w nas pewne, sobie właściwe, pierwiastki, czy tego chcemy, czy też nie.
Tym razem Paol Keineg i jego maleńki zbiorek „Powrót do Bretanii”. Maleńki objętościowo, liczący zaledwie około 70 stron niedużego formatu, ale emocjonalnie i treściowo bogaty nad wyraz. Poeta to Bretończyk... Francuz... sam chciałby to wiedzieć... może wy to ocenicie... Zdaje się jednak, że tymczasowa przeprowadzka (jak na pojęcie „tymczasowa” jednak dość długotrwała, bo 40-letnia) pozwala wyostrzyć spojrzenie, wzbogacić je o nowe wrażenia i ujrzeć problemy w szerszym spektrum, z wielu stron, w oderwaniu od samego centrum, które może przytłaczać.
Czytając Keinega przywołujemy przed oczy surowe piękno Bretanii, gdzie „Kolcolisty i wrzosowiska układają się kolorystycznie z niebem”. To kraj spokoju i prostoty, pracy i natury, gdzie wszystko jakby zastygło, a tylko „Wielkie poruszenie wśród klamerek do bielizny na wietrze”. Takie zapomniane peryferia, na uboczu ważnych spraw. Te rozstrzygają się zupełnie gdzie indziej, a Bretania zdaje się „Nie być niczym więcej jak peryferyjną krainą na wprost centralnych organów Państwa”. Temat odrębności, niezgody na francuskie zawłaszczenie, przewija się co jakiś czas. Jest ważny, łączy się z historyczną ciągłością i tożsamością mieszkańców, z ich dziedzictwem i zatartymi napisami na cmentarzach. Nie sposób więc, by u dojrzałego bretońskiego poety nie wybrzmiał.
Jego urzeka też wszakże chwila, moment dnia, prozaiczne rzeczy, które oznaczają życie, z których je składamy. Krowie placki na ziemi, mucha na szybie, o której można stworzyć poemat, traktor sunący po polu i czarny kot, i to, jak „Na wiszącym moście kruk wysłuchuje ciszy”. I tylko czasem wiatr zaszumi po bretońsku, ktoś o coś zapyta i język zacznie układać się, jak niegdyś, do znajomej odpowiedzi.
Wiersze sprawiają wrażenie myśli rzucanych bezładnie na kartkę, tak jak układają się w głowie, pomieszane, zdyszane. To o kościele i klechach (wychodzi tu lewicowość autora, krytycznie patrzącego na świat i na sprawy wiary, a raczej na tych, którzy ją krzewią), to o krajobrazie czy sylwetkach ludzi, to znów o sobie, ulegającym słabościom ciała i ducha. Rozmowa z samym sobą? W pewnym sensie tak, sprawia bowiem wrażenie spontanicznej szczerości, zwierzenia.
Jedne zdania są proste, zwyczajnie oznajmujące, inne to poetycka ekspresja, spersonifikowana przyroda, zwierzęcość w ludziach i człowieczeństwo w naturze. Wszystko to wszakże blisko ziemi, blisko materii, która trzyma człowieka mocno i nie pozwala mu odlecieć. Za to pozwala szukać. Siebie, swojego miejsca, jak to poeta określa – niszy dla siebie. Autor powrócił do korzeni, na swoją ziemię, otaczają go wspomnienia, lecz mało tu wzniosłości i czułości, więcej zadumy nad zanikaniem, niszczeniem, korozją. Starzy, zmarnowani ludzie, zwietrzały pejzaż, pusty, opuszczony. Narrator też samotny, tkwiący gdzieś „pomiędzy”, pomiędzy światami, językami, niemożnością:
„Można robić z siebie durnia,
kiedy nic nie idzie,
albo rzucić się do łóżka
z jabłkiem i Merleau – Ponty’m”.
I z pisaniem, bo poezja, tworzenie, utrwalanie chwili, staje się bardzo ważne:
„Każdy wiersz wywołuje następny,
a wszystkie chcą naprawiać świat
od góry do dołu”.
Skąd ta nostalgia, te czarne myśli w środku czarnej nocy, zastygnięcie ze wzrokiem zawieszonym na księżycu, przyjacielu poetów i lunatyków? Kolejne „pomiędzy” prozą życia i marzeniami, które się nie spełniły, zawiodły, wpierw jednak zdradziecko uwodząc:
„Mój zdecydowany powrót
jest powrotem do niczego”.
Czujemy rozczarowanie Keinega, jego głęboki zawód. Lata minęły zbyt szybko, a on jest sam, w krainie cieni. Śmierć wyziera z jego strof. Wspomnienie matki, stare kobiety na progu, cmentarze, umarli nawiedzający jego sny... Siłuje się on tutaj z własną starością i niemocą, wmawiając sobie, że to dobra samotność, z wyboru, lepsza niż byle jakie towarzystwo.
„I znów ten silny odruch, aby
wszystko to porzucić:
śmierć wilka
i inne bohaterskie zgony”.
Sporo tu negatywnych emocji, zwątpienia w najprostsze prawdy i uczucia, ironia zdaje się bronią, tarczą, za którą kryje się zranienie, bezsilność, rezygnacja, niekiedy nawet z tego, co stanowi treść życia, pozwala się go uczepić – z pisania.
A jednak jest coś, co wcale niełatwo osiągnąć, szczególnie w obliczu postawienia przed koniecznością wyboru: obcy – swój. To sytuacja traumatyczna, odbierająca nam wolność, swobodę, zmuszająca do jednoznacznego, bezwarunkowego wypowiedzenia się po jednej ze stron. Autor jednak mówi, i może być z tego dumny: „Pozostałem po prostu sobą”.
Doris
Paol Keineg Powrót do Bretanii – http://www.wforma.eu/powrot-do-bretanii.html