copyright ©
Latarnia Morska 2010
Łodzianin Grzegorz Strumyk (rocznik 1958) bardziej kojarzony bywa z prozą, niźli poezją. Opublikował przecież kilka znaczących książek prozatorskich – w tym
Zagładę fasoli (1992) oraz
Patrzeć i patrzeć (2002). Również powieści
Kino-Lino (1995),
Łzy (2000) – rzecz adaptowaną i wyreżyserowaną przez Filipa Zylberta dla Teatru Telewizji TVP, Pigment (2002) i
Nierozpoznani (2008) – o której pisaliśmy w ostatnim numerze „Latarni Morskiej”. Jednak obok prozy tego autora ważna jest (choć objętościowo nieproporcjonalna) poezja właśnie. Pierwszy tomik wierszy –
Bezspojrzenie – ukazał się jeszcze w 1994 r. Teraz wyszedł drugi, a precyzyjniej mówiąc: drugie wydanie drugiego zbioru pt.
Re _ Le Rutki (wydanie I:
Le Rutki – rok 2009). Wznowienie wzbogaciło się o kilka utworów, dołączono też zdjęcia autora z córką.
Gdybym miała dać osobny tytuł temu omówieniu, przypuszczalnie brzmiałby tak: „Re _ Le Rutki – człek malutki”. Wyjaśniając zaraz, iż wyeksponowana „malutkość” nie ma tu odcieni pejoratywnych, lecz oznacza niewielkość (fizyczną i duchową), początek rozwoju przyszłego dorosłego człowieka. Człek malutki – jednym słowem dziecko. Synonim świeżości, tablicy czystej – którą dopiero czas zapisze trwałymi inskrypcjami.
Bo, jak się zdaje po lekturze zbioru, inspiracją pomieszczonych w nim wierszy jest córka G. Strumyka, Lena. Inspiracją, a także – pośrednio – głównym adresatem. Uwyraźnione zostało to również wysmakowanymi artystycznie fotografiami (autorstwa Doroty Strumyk), które wpleciono między utwory.
Zaraz ktoś prychnie odruchowo (nie znając jeszcze zawartości): ech, znowu jakieś kolejne wierszyki dla dzieciaków, ociekające lukrem infantylizmu! I na starcie się pomyli. To kompletne zaprzeczenie „obowiązującej” produkcji twórczej dla kilkulatków. Zero tu pszczółek, pomysłowych krecików, gadających domków czy tego rodzaju figur. Adresatka tych wierszy jest partnerem poety, partnerem traktowanym poważnie (choć nie bez ojcowskiej troski i czułości – tu akurat okazywanej powściągliwie).
Niezwykle ciekawy jest język tych strof i zredukowany do minimum zasób leksykalny. Ta redukcja jest świadoma, bowiem okrawa język z jego ozdobników i szumów, sprowadzając mowę – chciałoby się rzec – do jej pierwocin, gdzie podstawą porozumienia są proste kody. Jak powiada w posłowiu tego zbioru Henryk Bereza –
Muszą to być słowa najbardziej fundamentalne i najbardziej niezbędne z tych, jakie są w użyciu dzieci i dorosłych.
Tak potraktowany język ujawnia swoje nowe-stare tajemnice, staje się czymś odświętnym (ale nie solennym) i przez prostotę artykulacji uwodzi jasnością obrazu.
Dziecko rozpoznaje świat w zasadzie po omacku, często metodą prób i błędów. Uczy się znaczenia pojęć, przypisywania słów rzeczom, mozolnie „oswaja” przestrzeń. Częściej nie wie, niż wie. A jeśli wie cokolwiek na pierwotnym etapie rozwoju, to intuicyjnie. Tak powiada autor
Bezspojrzenia w utworze „Nie wiadomo”:
Bardzo trudno jest / Kiedy nie wie się nic // A gdy się dużo wie / To bardzo trudno jest // I nie / Wiadomo // To takie słowo / Do zastanowienia
Zwykle zapominamy jak to było z nami wtedy, gdy dziećmi byliśmy. Natomiast G. Strumyk pamięta, a właściwie „odpomina”. Przy czym nie jest to protekcjonalne zniżanie się do poziomu dziecka, lecz udany powrót do źródeł mowy w „embrionalnej” fazie rozpoznawania rzeczywistości. Trochę przywodzić to może na myśl astronomiczną teorię Wielkiego Wybuchu. Wybuchu, który miał być (jest?) początkiem wszechświata. Potem materia rozszerzyła się i skomplikowała. By dalej rozszerzać się i komplikować. Jak życie każdego z nas, jak każdy język żywy.
To jeden ze świeższych tropów we współczesnej poezji. A sama poezja frapująca, choć pozostawia niedosyt. Skąd niedosyt? Ano przez szczupłość tomu. Bo ledwo się rozpędzimy i rozsmakujemy, już szeleści ostatnia kartka. Lecz tak właśnie ma być. Gdyż w ulotności (i prostocie) siła.
Wanda Skalska
Grzegorz Strumyk
Re _ Le Rutki –
http://wforma.eu/156,re-_-le-rutki.html