copyright ©
www.papierowemysli.pl 2010
Ta niezbyt obszerna powieść bierze na swoje barki bardzo ambitne zadanie. Jak rozliczyć się z minionym czasem, jak uchwycić fantastyczny moment przemian ustrojowych, które nigdy wcześniej w historii nie miały miejsca? Alan Sasinowski w niedawno wydanej książce o znamiennym tytule
Rupieć, próbuje opisać społeczne doświadczenie przez pryzmat, ale też i za pomocą metafory, doświadczenia jednostkowego.
Głównym bohaterem powieści jest tytułowy Rupieć, przez przyjaciół nazywany pieszczotliwie Rupim. To imię jest oczywiście symboliczne, zresztą wszyscy drugoplanowi bohaterowie również noszą raczej niespotykane imiona (jako chociażby mój ulubiony Endrju Przecież Mam Fuchę). Poznajemy Rupiego w przełomowym momencie jego życia, na pogrzebie ojca. Ojca, który z pewnością nie zasłużył na T-Shirt z napisem
Najlepszy tata na świecie. Śmierć rodzica, która powinna przynieść Rupieciowi wyzwolenie spod wpływu toksycznego uzależnienia, przecięcie psychicznej pępowiny (wyjście z cienia ojca bywa trudniejsze niż zależność od matki), otóż ta śmierć prowadzi naszego bohatera do refleksji, że jest dokładnie taki sam, jak niechciany wzorzec. Bo nie tylko geny i wychowanie, ale także jakieś tajemnicza siła sprawiają, że naśladujemy zachowanie tych, którzy nas wychowali (nawet jeżeli nie umieli tego robić). Bo okazuje się, że im silniej próbujemy się od kogoś odróżniać, tym bardziej podobną stajemy się jego kopią, nierozróżnialnym odbiciem. Rupieciarnia, w której składamy swoje wspomnienia zostaje w nas, nawet wtedy, gdy już ją opuścimy.
Ojciec Rupiecia był groteskową figurą – niespełnionym artystą bez krzty talentu, niepoprawnym kobieciarzem święcie przekonanym o sile swojego uroku. W miarę rozwoju powieści Rupieć uświadamia sobie, że te wzorce zachowań w niechciany sposób powiela – jako hedonista zaliczający kolejne „jednonocne narzeczone”, czy też jako krytyk literacki, który w swoich tekstach głosi radykalną lewicowość. Ten radykalizm ujawnia się jednak tylko w tworzeniu zjadliwych recenzji, nie przekłada się zupełnie na przekonania głoszone w rozmowach z przyjaciółmi podczas kolejnych alkoholowych współupojeń.
A w tle mamy lata dziewięćdziesiąte poprzedniego stulecia, które jeszcze dobrze pamiętają erę Jaruzelskiego i Rakowskiego. Opisy Szczecina sprzed kilkunastu lat wypełniają relikty minionej epoki, skazane na zapomnienie, a jednak wciąż obecne w umysłach, determinujące zachowania i postawy. Okazuje się, że przeszłości nie można jednak wykorzenić z teraźniejszości. Ten PRL kotłuje się wciąż pod powierzchnią zdarzeń (a w roku 2010 ta obserwacja nadal jest aktualna). Alan Sasinowski kreśli więc dość oczywistą paralelę między zbiorowością a doświadczeniem indywidualnym, lecz czyni to w sposób bardzo przekonujący.
Powieść kipi humorem, lecz w wielu momentach śmiech nie jest dowodem rozbawienia, a raczej bezradności. Bo Rupieć urodzony w schyłkowych latach komunizmu, nie umie uwolnić się od swojego dziedzictwa, mimo wielu prób czynionych w tym właśnie kierunku. Autor nie przekonuje zresztą na siłę, że takie uwolnienie jest czymś koniecznym i pozostawia bardzo otwarte zakończenie. W coraz liczniejszym gronie książek rozliczeniowych
Rupieć jest więc pozycją godną uwagi.
Krzysztof Maciejewski
Alan Sasinowski
Rupieć –
http://wforma.eu/95,rupiec.html