copyright ©
www.madeinbialystok.com 2009
z Miłką O. Malzahn rozmawiają Kamil Dąbrowski i Piotr Werner
Pisarka, wokalistka, dziennikarka. „Zjawisko, jakim jest Malzahn, trudno porównać z jakimkolwiek innym fenomenem. (…) niełatwo znaleźć dla niej w Polsce odpowiedni punkt odniesienia, kogoś, kto równie dobrze śpiewa, jak pisze”.*
madeinbialystok.com: Masz już na swoim koncie pięć książek. Licząc gatunkowo: jedną z poezją, dwie z opowiadaniami oraz kolejne dwie, to powieści. I właśnie nowy tytuł, który niedawno ujrzał światło dzienne, to powieść „Fronasz”, o którym dzisiaj głównie porozmawiamy. Chcę na początku zapytać – dlaczego tak szybko „Fronasz” ukazał się po „Nie ma mono”? Zaledwie niecały rok po tamtej premierze, a mamy kolejne Twoje dzieło. Jak powstawał „Fronasz”?
Miłka O. Malzahn: „Nie ma mono” dość długo czekało na wydanie, bardzo powolna akcja. „Fronasz” już się wówczas pisał, powstawał z opowiadania, które zostało opublikowane bodaj dwa lata temu. Książka powstała w rok, standardowo jak dla mnie. Nie wliczając uprzedniego pęcznienia treści. Potem był rok poszukiwania funduszy (na szczęście Białystok dofinansował publikację), w międzyczasie znalazłam Pawła Nowakowskiego (Forma) i już. „Fronasz” jest. Myślę, że jesień to dobry czas na premierę.
Znawca Twojej twórczości Konrad C. Kęder stwierdził, „że utwory Miłki Malzahn należy czytać w skupieniu, wielokrotnie, ponieważ jest to proza trudna, gęsta, raczej dla konesera”. Czy ma na to jakiś wpływ filozofia, którą ukończyłaś?
Bardzo lubię Cezarego i jestem skłonna się zgadzać, ale w tym wypadku – ewolucja trwa. W moich książkach nie ma filozofii jako takiej. Jest – jako inna. Kęder napisał to zdanie przed wydaniem „Królowej rabarbaru”, moja składnia była wtedy inna, mówiłam gęstym językiem w prozie. Nie zgodzę się, że to rzecz tylko dla konesera, chociaż... na pewno nie dla każdego czytelnika. Ale, powoli lecz zawsze w końcu, trafiam do takiego czytelnika, który sięga po książki ambitne, po polską literaturę młodszą niż Sienkiewicz. W moim języku jest pewien ładunek obrazowości i myślę, że dzięki temu powieść się broni. Często. Zresztą te obrazy przesuwają się we "Fronaszu" na innej zasadzie.
Twoją twórczość można zaliczyć jako niszową. Czy forma promocji może odwrócić ten trend? Jak wygląda sytuacja kiedy Miłka Malzahn chce wydać książkę? Czy można liczyć i na kogo w takiej sytuacji? Jakie są realia?
Co do samej promocji to teoretycznie leży w gestii wydawcy, praktycznie, jeśli się autor nie postara, to ma ciszę. Gdy mieszkałam w Toruniu miałam dobre kontakty w miastem, organizowałam różne rzeczy, nie tylko „swoje” i dostawałam pomoc. Wytworzyła się z tego jakaś taka symbioza z miastem. W Białymstoku jestem jakby „kimś nie stąd”, choć to nieprawda, ale teraz już odbieram pozytywne wibracje, "Fronasz" ma lepiej niż "Nie ma mono". Jestem zadowolona, bo dzięki wsparciu z Urzędu Miasta Białystok nie byłoby „Fronasza” tej jesieni. Promocja trwa, ale wydawca jest w Szczecinie. Zresztą, dotychczasowy był w Warszawie, więc sytuację przetestowałam. Czasy są takie, że coraz nam bliżej do Globalnej wioski, co napawa mnie nadzieją... może "Fronasz" trafi pod strzechy?
Kim jest Fronasz? Skąd się wziął? Zdradź etymologię jego imienia / pseudonimu.
Pojawił się i już był Fronaszem. Po prostu. Tak jak też pojawił się Martyniec i był już Martyńcem. Tak też pojawiła się Chief. Postaci literackie akurat mi się pojawiają i są.
Co mogłabyś sama powiedzieć o „Fronaszu”? Jak ją byś oceniła?
Nie umiem ocenić własnej książki! Nie patrzę na "Fronasza" z dystansu. Jestem w środku, a zważywszy na sens pytania – w kropce jestem.
A co mogłabyś powiedzieć o relacji Fronasza i Chief?
Mogłabym powiedzieć, że to miłość nieoczywista, że to siła sprawcza wielu tajemniczych wydarzeń w tej książce. Podejrzewam (nieśmiało), że każdy z nas ma w życiu moment, gdy uczucia nie wyświetlają się na ekranie naszego życia wyraźnie. Czasem narzucamy tej niewyraźności kształt na siłę, oraz ostrość, a czasem ekran gaśnie. Między ludźmi dzieją się niewysłowione rzeczy i to jest absolutnie fascynujące, choć bywa nieco mroczne, dziwaczne, piękne, subtelne... etc.
Wspomniałaś, że w Twoich książkach nie ma filozofii, jej pierwiastka…
Powiedziałam, że nie ma jej w takiej postaci jaka wynika z uniwersyteckiej edukacji filozoficznej, jest natomiast myśl, pewna wizja świata, którą, jak się zorientowałam, po prostu zawsze mam. Zresztą dlatego wróciłam sobie na studia (Miłka pisze teraz doktorat – przyp. red.), żeby rzecz uporządkować. Ostatnio, przy okazji promocji „Nie ma mono”, ktoś zapytał o pewien motyw metafizyczny, a ja wtedy strzeliłam taki mały wykładzik i poczułam, że nie mogę szarżować bez przygotowania. Teraz będę uważniejsza intelektualnie. Chciałabym, by sięgając po Fronasza czytelnik potraktował to jak wizytę w ciekawym świecie, by spotykał intrygujących ludzi.
Czyli „Fronasza”, jak i poprzednie Twoje książki każdy może odczytać w dowolny sposób.
Tak, jak najbardziej, poza tym składają mi się tak jakby z wątków – fragmentów, a potem płynnie przechodzą w coś zupełnie innego. I mnie to bawi, bo jedna, absolutnie spójna historia, wraz z początkiem, środkiem i końcem, prawdopodobnie by mnie znudziła. Musiałabym wypełniać ramy, a mnie interesuje to, co dzieje się poza obrazem. Np. „Królowa rabarbaru” ma kilka powiastek w powieści. Niektórych nie doceniałam, aż pewnego razu młody, sympatyczny czytelnik napisał do mnie piękny list, z którego wynikało, że po analizie wątku rozumie już swoja dziewczynę! I to było także dla mnie fajne. Zorientowałam się, ze symbole, obrazy, okoliczności, których używam działają na kilku frontach jednocześnie i niektórych frontów nie znam wcale. Niech zatem każdy odbiera "Fronasza po bardzo swojemu". Tylko proszę czasem do mnie napisać – jak przebiega odbiór jestem ciekawa.
Dziękujemy za rozmowę.
* cytat za Martą Mizuro
Miłka O. Malzahn
Fronasz –
http://www.wforma.eu/42,fronasz.html