copyright © https://sztukater.pl 2024
Wisława Szymborska to Iris Apfel poezji. Kim jest Szymborska, tego nie muszę wyjaśniać. Iris Apfel zaś to 103-latka, projektantka mody i wnętrz oraz kreatorka stylu. Zajmowała się dekoracją, kolekcjonerstwem i sztuką, w tym – co najważniejsze – także gustem, którego uczyła, a którego absolutnie nie narzucała. Wolała być oryginalna i robić interesujące rzeczy niż skupiać się na łapaniu ulatującej urody (której natura jej raczej poskąpiła), czy na operacjach plastycznych, po których większość wyglądała, jak „bohaterowie obrazów Picassa”. Mawiała, że własny styl musi pochodzić z głębi ciebie. „Stylu nie da się kupić, albo nauczyć – on jest w twoim DNA”. Czyż jej osobowość i słowa nie są idealnym wręcz odbiciem Wisławy Szymborskiej? Iris Apfel otworzyła ludziom oczy na tanią modę, pokazała na czym polega styl i dobór dodatków. Wstyd zamieniła w sztukę. Tego samego dokonała Szymborska w poezji. Pisała i zabawnie i poważnie. Docierała do każdego. Ujmowała piękno w poezję, piękno w prostych słowach.
„(...) Poezja jest jak lody waniliowe – musi smakować i pachnieć urokiem lata,
tego, które przeminęło, i tego, które nieuchronnie nadejdzie...”
Taka powinna być poezja, by była czytana. Taka powinna być poezja, by po tomiki wierszy sięgali ludzie – poszukiwacze, smakosze słów, pytający o właściwą drogę, czy choćby zagubieni w tym ogromie zwanym ziemią. Poezja – co w dużej mierze jest zasługą Wisławy Szymborskiej – została odczarowana. To ona dokonała jej przeistoczenia w coś, co może być lekkie, zrozumiałe i wieloznaczne jednocześnie. Jej poezja jest dla każdego. W tomikach wierszy obok prostych rymowanek są utwory, które zmuszają do zadumy i zatrzymania. Są takie, które poprawiają nastrój, jak szybkie recepty i jeszcze szybsze tabletki, ale są i takie, które wrzucają w studnię zadumy, i z których wersów człowiek nie może się uwolnić.
A dlaczego o Szymborskiej i jej poezji piszę, skoro ta publikacja nijak się do nich ma? Piszę o Noblistce, bo autorka, Anna Frajlich była jej bliską znajomą. Regularnie pisywały do siebie, spotykały się, podsyłały sobie własne publikacje w ramach prezentów. Znały się i jako kobiety pracujące literacko, jak i kobiety prywatne, jak kobiety domowe, które ubierały bambosze, zasiadały do domowego obiadu i gadały i gadały bez końca. Gadały o utworach, o znajomych literatach, o smakach, czy przyszłości. Gadały o zdrowiu i o własnych, czasem ciężkich, myślach i o obecnym czasie, którego nie umiały ujarzmić. Wspólnie toczyły rozmowy bez końca...
Szekspir pisał, że „Świat jest teatrem, a teatr światem”. Tak było i w pracy Szymborskiej. Jak jej nie lubić? Zapytasz. Jej nie dało się NIE-LUBIĆ. Ona miała w sobie ciepło, które przyciągało. Miała w sobie spokój i wyciszenie i jaką zgodę na ciszę i uśmiech u pewnie dlatego którego dnia na jej drodze stanęła Anna Frajlich, która u jej boku trwała cały czas.
W „Szymborskiej. Poeta poetów” są słowa:
„Dobre kilka lat temu, kiedy po raz pierwszy czytałam ze studentami „Rzeczywistość wymaga”, musiałam gdzieś w encyklopediach szukać tego Kosowa... Dziś znów jest to jedno z najbardziej tragicznych i najczęściej powtarzanych słów...” A był to rok 1998... Czytam i zatrważam się na myśl, że życie igra sobie z czasem. Trywialne zębate koło historii wróciło do tego, co było. Historia się powtarza, koło się kręci... Niczego nie sposób zatrzymać, niczemu nie sposób zmienić trybu.
Słowa ciągle aktualne. I te pisane w listach i te złapane w poezji. Wszystko było i jest i będzie, myślę podczas lektury. Ludzie będą, po nich inni nastaną. Ktoś żyje, ktoś umrze, ktoś na grobie zaświeci świeczkę, ktoś zatęskni.
Anna Frajlich zaprzyjaźniła się z Wisławą Szymborską. Wysyłały do siebie listy pisząc w nich o sobie, o bliskich, ale i o pracy i myślach pobocznych niemających nic wspólnego z pracą naukową. Pisały o życiu i tym, co im ono serwowało. Jest tu i o wnukach, o zdrowiu coraz bardziej leciwym, o spotkaniach z ludźmi, którzy jednym gestem potrafili zmienić duszę drugiego człowieka. Ich przyjaźń była kobieca, zwyczajna i ciepła. Odnoszę też wrażenie, że była im obu potrzebna. Zwłaszcza po 2001 roku, kiedy to Szymborska przeszła „ni stąd ni zowąd niewielki zawał”, co „trochę ją rozłożyło”.
Publikacja jest podzielona na różne działy. Są teksty naukowych odczytów, jest korespondencja prywatna oraz wyklejanki Szymborskiej i zdjęcia z autorką, bo „Poeta poetów” jest tak naprawdę dla każdego. Może nie tyle, dla chcącego poznać poezję Noblistki, ile dla kogoś, kogo ciekawiła sama jej postać. Dla kogoś, kto lubi ludzi i kto ciekawi się nimi w sposób poza-zawodowy, od strony prywatnej, tej wyciszonej, prawie domowej. Bo Szymborska zwyczajną panią była. Czasem gosposią, czasem poetką, ale najczęściej... zawsze sobą.
Agnesto
Anna Frajlich Szymborska. Poeta poetów – http://www.wforma.eu/szymborska-poeta-poetow.html