copyright © https://sztukater.pl 2023
Roman Ciepliński w roli komentatora czasu polskiej transformacji jest znakomity. Ponad 30 lat to dość, by móc spojrzeć na tę ikoniczną przeszłość z odpowiednią dozą dystansu, podsumować, co z marzeń snutych wówczas w chwilach euforii spełniło się, co zaś okazało się naiwną iluzją.
Bystre, ostro taksujące spojrzenie, łagodnieje niekiedy za sprawą porozumiewawczego uśmiechu albo sarkastycznego śmiechu, gorzkiego, a nawet wstydliwego. Przecież autor pisze o nas, o Polakach, zwykłych ludziach, zaskoczonych nowymi możliwościami, którzy zachłysnęli się nagłą wolnością, myląc ją niekiedy z „wolną amerykanką”, wikłając się i gubiąc się gdzieś po drodze.
Jego paryskie doświadczenie pełnej wolności jest dość dziwne i niespodziewane. To przypadkowa gromadka młodych ludzi wegetująca na zaniedbanym squacie, upojona alkoholem i trawą, nie wahająca się żebrać i kraść. Pełną wolność tak łatwo zmarnować. „Ich anarchizm, ich świat „bez Boga i władzy” jest też w jakimś sensie światem bez nich samych”.
Roman Ciepliński przygląda się rzeczywistości, w której niemal wszystko jest pozorne i znaczy mniej niż chciałoby znaczyć. Zmiany, o których mówimy „gruntowne” i „przełomowe”, są w gruncie rzeczy połowiczne i wcześniej zaplanowane tak, aby nie wstrząsnęły za bardzo życiem tych, którzy mienią się „uzdrowicielami systemu”. W obalaniu komunizmu w kraju udział biorą sami obalani, zapewniwszy sobie wcześniej bezbolesną „ewakuację na z góry upatrzone pozycje”. Miłość Alberta okazuje się ukartowana przez jego kolegę, a sam Albert jawi się nagle w zupełnie nowym, lustracyjnym świetle, inną, zakłamaną osobą. Czy w ogóle czemukolwiek i komukolwiek można jeszcze zaufać, a może wszędzie są już tylko maski i faryzeuszowska pozorność, zaś my niepotrzebnie dziwimy się i oburzamy, przekarmieni romantycznymi ideami.
Tymczasem piękno i brzydota, dobro i zło, wielkość i małość pozostają tak blisko siebie, że granice między nimi często ulegają zatarciu. Zaś „Widmo rozkładu, czyli ruchu wstecz, powoduje pragnienie wzbudzenia ruchu w stronę przeciwną”. Wszystko to działa na zasadzie naczyń połączonych, mieszając się i zmieniając.
Wiedząc dobrze, że po latach historycy zweryfikują każdy czas i epokę, zunifikują relacje, dokumenty, dane, tworząc spójny, jednolity obraz, autor postanawia notować swoje osobiste spostrzeżenia, aby później nie zgubić ich w pięknie podanej, idealnie skrojonej, gotowej całości. Zwie te notatki „dziennikiem dziejowego insekta”, jednego z milionów, konkretnego człowieka, żyjącego w tej właśnie chwili i tak, a nie inaczej ją postrzegającego ze swojej niewielkiej perspektywy. Autor robi inwentaryzację także własnej przeszłości, porządkuje bałagan, rozlicza i bilansuje, demitologizuje to, co było.
Spodziewałam się powieści rozliczeniowej z czasem minionym, otwierania ubeckich teczek i wyciągania zgniłych trupów z IPN-owskich archiwów, głosu zawodu i gniewu, że przyjaciele okazali się fałszywą pozłotką. Otrzymałam zaś coś bardzo głębokiego, refleksyjnego i nieoczywistego. Nie jest to z pewnością powieść. Raczej zbiór miniesejów połączonych z fragmentami dziennika i wspomnieniami. Fakty tu opisane, bohaterowie i sytuacje rozpatrywane są jednak w aspekcie nie tylko osobistym, a bardziej ogólnym. Autor, czerpiąc przykłady ze swojego życia, przekłada je na rozważanie kondycji człowieka, złożoności jego psychiki, skłonności do ulegania pokusom, a później do racjonalizowania swoich postępków. Chcąc dobrze, posługujemy się złymi metodami, dając się uwieść, znajdujemy usprawiedliwienia naszej słabości, często irracjonalne, ale przywracające nam spokój. Skomplikowane motywacje, ścieranie się intencji i nasze instynkty, silniejsze od zasad, wiążą nasze życie w zapętlone węzły, których rozmotać nie sposób, a przeciąć się boimy. Nad wszystkim zaś czuwa nieśmiertelny Bosch i Goya ze swymi demonami, które pozostawili nam w spadku, by nas przestrzec – bezskutecznie.
Doris
Roman Ciepliński Ukryte myśli – http://www.wforma.eu/ukryte-mysli.html