copyright © www.latarnia-morska.eu 2015
Bogusława Latawiec pojawiła się w naszej literaturze w 1962 roku. Wydała sporo książek, choć chyba jako poetkę najlepiej ją znamy i pamiętamy. Żyła i żyje literaturą, co być może wynikało także z jej długoletniej pracy w kilku periodykach literackich i z jej małżeństwa z Edwardem Balcerzanem. Znałem kilka tego typu domów nasyconych aurą pisania na co dzień. Szczęśliwi chyba ci, którzy zasypiają i budzą się w „przestrzeni twórczej”. Choć – oczywiście – to tylko moje idealistyczne domniemanie...
W internetowym Wielkopolskim Słowniku Pisarek znalazłem takie istotne zdanie: Bogusławę Latawiec można zaliczać do awangardowego skrzydła polskiej poezji współczesnej. Aczkolwiek autorka pochyla się ostatnio coraz częściej w kierunku weryzmu, w stronę mimetycznych technik obrazowania. Uwodzi ją „urok jasnego mówienia o otaczającym świecie”, raz po raz pociąga ją chęć operowania „słowem przejrzystym i potocznym”. Nadaje to jej liryce wymiar nierzadko prawie klasyczny, oczywista w Eliotowskim rozumieniu tego określenia.
Najnowszy tomik Latawiec, zatytułowany Zmowy ukazał się w serii „Tablice” redagowanej w Wydawnictwie FORMA przez Piotra Michałowskiego. Tenże pisze m.in.: „Zmowy" to przenikanie się czasów, ich dialog i zarazem agon. Wznawiane wciąż wojny i efemerycznie pokoju. To negocjacje, zawierane na moment porozumienia i rodzące się z nich kolejne nieporozumienia. Hipotezy integracji i dowody obcości. „Zmowy” pochodzą oczywiście „z mowy”, ale mają również znaczenie „spisku”, który z kolei kojarzy się ze „spisem”, czyli inwentarzem. Ten ostatni może oznaczać żmudny proces porządkowania pamięci...
Tak, to chyba zasadniczy klucz do czytania tych wierszy. Toteż czytałem go w dużej mierze podążając za Michałowskim. Ta dychotomia zgody i niezgody, ta dwubiegunowość sytuowania się poetki pomiędzy językiem a desygnatem (także egzystencjalnym) to clou tej poezji.
Myślę, że podstawową cechą tych wierszy jest „ćwiartowanie języka”, które burząc ład semiotyki z semantyką, słowa z desygnatami, otwiera furtki nowego myślenia. Język sytuuje nas w rzeczywistości, ustala nasze jej postrzeganie. Latawiec, choćby podświadomie, musiała zadać sobie pytanie, czy język nie fałszuje prawdy, tzn. czy można ją rewaloryzować jeśli tylko inaczej „przymierzyć” do niej język. Schopenhauer twierdził, że świat jest naszym wyobrażeniem. To wyobrażenie Latawiec sytuuje w języku. Wyobrażenie w sporej mierze zależy od języka. Ale z kolei mowa potrafi używać języka na różne sposoby. Wszystkie te konfiguracje i zależności formatują nasze postrzeganie doznawanego świata. Uczyła nas tego wszystkiego znana już od sporego czasu poezja lingwistyczna i Latawiec dorzuca do niej swój timbr.
Aczkolwiek nie sytuuję tej poetki w „lingwiźmie ortodoksyjnym”. Raczej nazwałbym go „odmianą soft”. Bowiem istota tych wierszy tkwi w bardzo subiektywnym postrzeganiu świata. W obrazach pamięci, które zderzają się z teraźniejszością i odkładają się w nas jakąś matrycą, którą dźwigamy w sobie niczym tezaurus przeżytych doznań. To mniej więcej tak, jak w jednym z wierszy: Jest więc z wędrowaniem / o czasie po czasie / jak z życiem – wszystko podwojone / raz bliskie, raz obce / pod stopą, w oczach na sercu. Odnosiłem takie wrażenie: najpierw biegamy po życiu, a potem przysiadamy na zydelku i to, co przeżyliśmy biegnie dalej w nas.
Biegną także lektury, jak w tej strofie: Prasuję między dwiema kartami / formatu A4 / z opcją jedwab / stare listy Tymka, Wisławy, Wiktora, / Zbyszka... / niczym białe i cenne koszule / bliskie ciału. Chodzi oczywiście o Karpowicza, Szymborską, Woroszylskiego i Herberta. Jakaś fala zapomnienia kołysze te wiersze, ale ona jest po to, by przypominać. I w końcu za poetką zaczynamy zastanawiać się, co w nas dominuje: teraźniejszość czy przeszłość? Czego jest więcej?
Bardzo uwiodła mnie następująca fraza: niech piszę świat tak jak go mówię. W rzeczy samej: na początku jest słowo. I na końcu. Od naszego języka i mowy zależy meblowanie mieszkania zwanego życiem. A rusztowaniem jest pamięć, która „odpomina”, przebyty czas i drogę. Tak czy owak bałagan straszny w tym odpominaniu, toteż wielce istotny niech będzie kolejny cytat: Wierzyłam, że pisząc wystarczy trwanie / z iluzji trwania powielić / zmieniając życie na piórowe błyski głosek / Ale za każdym razem odbite / pękało mi w wirach i prądach pisanego / raz od dna myślonego czasu / raz od tafli zdarzeń bliskich / to scalając się na moment to wartko pomykając / aby w końcu zostawić mi jedynie / pędzące po papierze cienie słów / do prędkiego ukrycia w miejscu trudno dostępnym.
Tak, byt słowa jest dla Bogusławy Latawiec od lat zjawiskiem fundamentalnym. Nazwałbym to „lingwizmem egzystencjalnym”, który od lat układa tę poezję.
Wielce ciekawy w tym zbiorze jest także rozdzialik zatytułowany Blejtramy następne. To niewielka galeria obrazów, które w autorce od lat budowały to samo, co słowa. Znajdziemy tu odniesienia m.in. do Bosha, Chagalla, Dalego, Caravaggia, Rembrandta, Dalego, van Gogha, Vermeera... Momentami można kojarzyć te utwory z ekfrazami. Oczywiście nie tyle opisującymi ten czy tamten obraz, lecz jego echo, jakie w nas pozostaje i tłucze się jak nietoperz po strychu. Wiersz związany z Chagallem kończy się tak: – Czy to Chagall tak maluje we śnie // czy na jawie? / Czy anioł schowany w jego głowie? // Wciąż pyta Pablo Picasso. Genialna fraza, wskazująca na domniemaną irracjonalność wszystkiego, co postrzegamy. No i mocny sygnał, jaki bardzo wszelka kulturowość staje się równoprawną partnerką biologizmu i jak bardzo te dwie przestrzenie nas konstytuują.
Oryginalna i mądra poezja. Trzymająca na wodzy emocjonalizm, lecz jednak opowiadająca o fenomenie naszego pojmowania świata i istnienia. Piotr Michałowski konkluduje: Zwiedzamy nie tylko muzeum malarstwa, lecz głównie muzeum pamięci, które przechowuje i poddaje bezustannej renowacji przeszłość utrwaloną różnym i sposobami zatrzymywania czasu, choć ostatecznie możemy zaufać słowu.
Leszek Żuliński
Bogusława Latawiec Zmowy – http://www.wforma.eu/zmowy.html