copyright © https://e-elewator.org 2024
Recenzja „Części” Tomasza Majzela — zgodnie z formułą tego tomu, będącego zbiorem poetyckich i prozatorskich drobiazgów — powinna być właściwie równie minimalistyczna jak zawarte w nim utwory.
I brzmieć na przykład tak:
„Kolejna, podjęta przez autora próba rozliczenia się — nie ze zdań i wyrazów — a z pustych miejsc między nimi — zapełnionych ciszą — nie jest wprawdzie jeszcze tym rozliczeniem, ale konsekwencja, z jaką jest podejmowana — pozwala sądzić, że do takiego rozliczenia w końcu dojdzie. Może już niedługo. Na pewno kiedyś”.
Na razie jednak to ze słów wiersza „Kiedyś” stworzyłem tę mini-recenzję.
Trochę żartem. Mówiąc zresztą żartem, powinienem był ją skrócić, bo w zestawieniu z tekstami, z których składają się „Części”, może się zdać... zbyt obszerną. Jako że najdłuższe z części „Części”, bliższe prozy, mają nie więcej niż dziesięć wersów, a najkrótsze, bliższe poezji, kilka słów jedynie. A Poecie i tak wydają się przegadane. Czemu wyraz daje w innych, jeszcze krótszych.
Nowy tom Tomasza Majzela ma zresztą w ogóle charakter wyzwania. Rzucanego samemu sobie. Mniej mów, mniej pisz. Bardziej żyj.
Kiedy się jest poetą, trudno pogodzić te zasady, nie popadając w sprzeczność.
A przecież „Kiedyś” ma znaczenie i takie, że: „Kiedyś trzeba będzie się [z tego] rozliczyć...”. Ale co jeszcze tu brzmi, oprócz nakazu? Ironia. Dokładniej: autoironia.
Nie w tym jednym zresztą utworze ujawnia Majzel niepokoje związane z faktem, iż w jego wierszach już nie słów coraz więcej, a przeciwnie — „pustych miejsc”, za którymi kryje się „cisza”.
Czasem przybiera to postać nieco banalną literacko: „Mało słów / dużo »nie wiem«” (wiersz „Mało słów”), częściej zagadkową, ale i programową: „Pojechaliśmy na grzyby / Nie uzbieraliśmy nic // Bo my cały ten czas jak na mszy” („Grzyby las”).
Msza — w ciszy (nie całkiem, wszak jej uczestnicy powtarzają fragmenty liturgii) — jest doznaniem głęboko duchowym, jej największa wartość — w skupieniu. Ale że dosłowność rytuału — symbolicznego z założenia, a zmienianego w cykl rutynowych gestów — umniejsza wagę mszy, Poeta skupia się na ciszy. A w lesie — jak w kościele — cisza — staje się — jest — liturgią.
Dlatego samo znalezienie — nieważne: Boga, grzybów, sensu życia czy doskonałości wiersza — liczy się tu mniej niż szukanie, poszukiwanie.
Czyż nie tym jest życie? A poezja? (kolejność pytań może być odwrotna).
Tak czy owak lubię, kiedy autor pozostawia niedomówienie między tym, co było dla niego poetycką satysfakcją, a tym, co okazało się jej brakiem; na przykład: „Może i to / ale nie te // słowa” („Może i to”). Ile „tych” słów danych odpowiednio (zgodnie z przesłaniem Norwida: „Odpowiednie dać rzeczy — słowo!”) znalazł dla swojego tomu — w swoim tomie — Tomasz Majzel? Nie wiem. A w swoim — tonie? Też nie wiem. Może to i dobrze, bo wiem za to, że lubi „nie wiem”. Ale nie tylko, bo wyznaje też: „Lubię kiedy wiersz urywa się w połowie // Ale on zawsze się kończy”.
Śmiało i mądrze powiedziane.
Zarazem gorzko, choć i przecież bez żalu.
Wygląda na to, iż więcej niż słów „odpowiednich”, znalazł w swoim pisaniu „miejsc pustych", które go od słów — oddzielają, ze słów — strącają. Ale do sensu — przybliżają. A na pewno wiodą. Również poprzez ciszę.
Urywane dystychy, pojedyncze wersy czerpią swą siłę z towarzyszącej im świadomości, iż wszystko, cokolwiek powiemy, będzie i tak niewystarczające. Ale nawet wtedy okazać się może, że jest czymś, czego zbyt wiele.
Dlatego jak przesłanie poetyckie, ale też codzienne, brzmi wiersz zamykający „Części” (jako całość), zacytuję więc go w całości (bo jest tylko częścią):
Balon
Tego wiersza sprzed chwili już tutaj nie ma
napisałem go
I puściłem
Wolno.
Kto zechce, balon schwyta. Warto!
Paweł Albo Poczytalion
Tomasz Majzel Części – http://www.wforma.eu/czesci.html