copyright ©
www.dwutygodnik.com.pl 2011
Pisanie jest formą przymusu, presji wywieranej na sobie samym. Przymus przybierać może różne postacie, od fizycznego do intelektualnego, może nawet duchowego. Właśnie ten wyraz – „przymus” – przychodzi mi do głowy, gdy wracam do tomiku Henryka Berezy „Miary” (2003). Przez wielu został okrzyknięty niewinną igraszką starszego pana lub nawet „sędziwego krytyka”. Sugerowałbym jednak inny punkt widzenia – pytanie: jak tworzyć literaturę, gdy całe życie było się na usługach literatury? Jak Henryk Bereza, który tyle napisał „o literaturze” ma w ogóle pisać „od siebie”?
„Miary” były czymś w rodzaju autobiografii, którą Bereza z diabelskim i „oulipowskim” błyskiem w oku wpisał w formę haiku, a raczej w jego „literacki odlew” – forma ta sama, lecz masa wypełniająca różna. I chociaż można się pokusić o stwierdzenie, że czytając te teksty odczuwamy
satori (oświecenie), to Henryk Bereza pisząc nie znajdował się na pewno w stanie
mushin (zatracenie siebie)...
„Miary” zachowują spokój, dostojność i zdradzają, że autor czerpał wiele przyjemności z samego faktu życia. Trójwiersze luźno oparte na autorytecie haiku nabierają charakteru niemal klasycznego:
Słoneczna zieleń
liść brzozy pierwszego dnia
światłość na wiosnę
Wydane w 2010 roku „Względy” (FORMA), choć kontynuują oszczędną poetycką formę wyrazu – zaprzeczają ładowi „Miar”. W podtytule zapisano: „66 dwuwierszy plus jeden”. I znów widzę błysk w oku Henryka Berezy. Było 99 trójwierszy, a teraz jest 66 dwuwierszy (pomijając ostatni – „plus jeden” –
post scriptum, nieszczęśliwy „Nagrobek”). To swoiste odliczanie oparte na magii liczb. Czym jest miara? Funkcją, którą określamy pewne wielkości, matematycznym konkretem. Wraz ze zmianą formy, redukcją, z niemal matematycznych trójwierszy na prawie pozbawione rygoru dwuwiersze, zmieniła się też tematyka, której dotykają teksty. To nadal autobiografia, lecz innego rodzaju:
ból daje życie życie zabija
gdzie wybawienie z błędnego koła
„Względy” są rozedrgane, niepewne, raz długie, kiedy indziej bardzo krótkie. Doszukać się można w nich flirtu z tradycją, przywołują skojarzenia z epigramami, lecz nimi nie są... Zdominowane przez takie wyrazy jak lęk, tragedia, gniew, piekło i ból, są o wiele mniej klarowne niż wcześniejsze trójwiersze. To obraz duszy zbolałej, niespokojnej i cierpiącej. Dwa wersy, a właściwie intymna gra-taniec między wersami, stają się symbolicznym utwierdzeniem wobec stanu ducha. Widzę we „Względach” „autobiografię duchową” (i mam nadzieję, że Broch wybaczy mi to zapożyczenie).
„Względy” nie muszą się podobać i mam wrażenie, że będą podobać się mniej niż „Miary”. Być może dlatego, że temat jest trudny, mniej oczywisty, bardzo osobisty, a to coś, co chce się uważać za poezję, nie dzieje się w słowach, lecz gdzieś ponad tekstem.
Być może Henryk Bereza pokusi się o kolejną redukcję w liczbie wersów i wierszy. Ile ich będzie? Między „Miarami” a „Względami” odjął 33 od 99? I jeden wers odjął od trzech. A może 66 dwuwierszy otrzymał wyciągając ułamek, dwie trzecie, z liczby 99? Wyglądając w przyszłość – pierwszym sposobem uzyskamy Chrystusowe 33, drugim również symbolicznie obciążone 44...
Czy to będzie jeszcze poezja?
W ten sposób Bereza osiągnie pełnię: ciało, duch i w końcu – intelekt. Jeśli światło dzienne ujrzy ten trzeci zbiór, to razem będą stanowiły przejmujący portret człowieka, portret trzech jego wzajemnie się przenikających oblicz.
Nie zdziwiłbym się, gdyby Bereza postanowił kiedyś jeszcze wydać książkę bez słów, puste strony. Lub z tylko jednym wyrazem – boję się pomyśleć jakim.
Paweł Orzeł
Henryk Bereza
Względy –
http://wforma.eu/94,wzgledy.html