copyright © http://fundacja-fka.pl 2015
Pisanie o twórczości Henryka Berezy nie należy do najłatwiejszych. Czytając poezję tak zasłużonego krytyka literackiego łatwo zatracić dystans i ślepo zaufać jej filozofii. Szkoda, że nigdy więcej nie będzie można się już tak zgubić.
Henryk Bereza należy do najważniejszych krytyków literackich XX wieku. Wieloletni redaktor „Twórczości”, recenzent. Ten uważny komentator polskiej literatury – również eseista, pisarz, oryginalny „zapisywacz snów” – uważany jest za twórcę nowej szkoły pisarskiej, skupiającej prozaików spod znaku tzw. rewolucji artystycznej (wśród cech charakterystycznych tej prozy: językowe i narracyjne eksperymenty, gry między fikcją a niefikcją, intertekstualność). Zachodzi więc obawa, że pisząc o nim, z łatwością można się ośmieszyć, wyjść na bezrefleksyjnego apologetę jego stosunku do świata literackiego.
Zgrzyty to „niezakończony projekt, urwany”, jak pisze Bohdan Zadura (współredaktor tej książki). Ostatni, niedokończony, nieposkładany, utkany ze zbieraniny rozmaitych kartek i mniej lub bardziej luźnych zapisków. Nie znajdziemy tytułów wierszy, nic tutaj nie wypada, nie ma osób i rzeczy, które wpraszają się do tych tekstów. Trudno szukać nachalnej chronologii, logiki, rozdziałów – to książka z wierszami. Nic tutaj nie będzie pożądane, wyczekiwane ani oczywiste. To precyzyjnie wybrane poematy. Wszystko rozciąga się od uczucia bezsilności po graniczące z beznadzieją poświęcenie. Sprawy osobiste przeplatają się z szyderczym stosunkiem wobec aktualności na mapie społeczno-politycznej głupoty polskiej. Los wojennego Żyda kroczy ramię w ramię z dziecięcą naiwnością. Być może najważniejsze momenty życia zlewają się tu z tymi najbardziej błahymi. Kto to wie?
Można by zaryzykować stwierdzenie, że wszystko tu zaczyna się od zabawy. Od ekspresji gestów, wybuchu naiwności, prostej semantycznej zabawy. Rytm wiersza jest pozbawiony tonu nakazu, czasem swobodnie się rymuje:
szyła baba frak
kombinuje tak
kracze kruk
żaba skacze
Pan Bóg lubi ruch
Poczucie niemocy silnie związało się z Berezą od jego najmłodszych lat. Bezradność wobec faktu dokonanego, śmierć obecna na wyciągnięcie ręki i świadomość siły przypadku wobec ludzkiej egzystencji ugruntowały życiową chronologię. Nic, co było potem, niezależnie od wielkości postaci, ważności dat, bohaterów, nie było w stanie zmienić drogi, którą wówczas szedł czternastolatek. Cierpienie przybiera często maskę śmiechu, śmiech ma bowiem moc uzdrawiającą i oczyszczającą. Pozwala stworzyć dystans wobec trudnej do zniesienia rzeczywistości i odroczyć nieuniknione. W literaturze rzadko mamy jednak do czynienia z sytuacją, w której jego gromkie echo zagnieżdża się w umyśle stojącego nad grobem człowieka. Mimo tego świat, jaki wyłania się z wierszy Berezy, jest światem zgorzkniałem i niesprawiedliwym, a przez to właśnie prawdziwym. Nie ma za grosz wyrozumiałości dla nikogo. Autor przypomina, że w chwilach ostatecznych, decydujących o tym, co będzie dalej, i tak pozostaniemy sami:
Zgrzyty bez zgrzytania
by zgrzytać zębów brak
można puszczać bąki
ale sam na sam
Poeta wyszydza narodowe emblematy, śmieje się ze wszystkich wszywek, które zależnie od momentu wyznaczonej cenzury można przyjąć jako autoidentyfikację. Zgrzyty w pewnym sensie pełnią rolę soczewki pogranicza XX i XXI wieku, ze zmieniającą się co chwila optyką pojmowania najważniejszych spraw/prawd:
lubiła matka
mówić przenośniami
jak psi dziada
w ciasnej ulicy
jakaż to perła
mowy i myślenia
w jej ustach żyje
u mnie dogorywa
Jeszcze jeden wiersz, o najsilniej metafizycznym i symbolicznym charakterze:
czternastolatek
byłem świadkiem
pędzono Żydów
ze Skierniewic
szosą Mszczonowską
w stronę Warszawy
żandarmi z dwóch stron
z bronią i psami
psy większe niż ja
śmierć była szansą
kilkanaście kroków
nie zostałbym świadkiem
przez lata winnym
że nie zginąłem
z ‚obojętności’
(resztę przemilczę
sędzią nie jestem)
U Berezy skazanie na obojętność jest dozgonnym kagańcem. Poczucie bezsilności wobec świata pokutowało w nim do końca życia, z kolei wojna i jej doświadczenia w jakiś sposób ugruntowały kolory, w jakich widział świat. Nie pomagało to jednak w ćwiczeniu wyobraźni, bo zdaje się, że wszystkie były w odcieniach szarości.
Mateusz Dworek
Henryk Bereza Zgrzyty – http://www.wforma.eu/313,zgrzyty.html