copyright ©
www.papierowemysli.pl 2010
Do poezji należy podchodzić z wielką atencją, na ugiętych nogach, a potem drżącymi rękoma chwytać krople słów. By nie uronić niczego. Tak samo w recenzowaniu poezji – które nie ukryje wszak naszego podskórnego niezrozumienia. A jeśli dostajemy w swoje recenzenckie ręce tomik poezji jednego z najwybitniejszych krytyków literackich, a Henryk Bereza bez wątpienia jednym z nich jest, to maluczkich ogarniają pospołu lęk i trwoga. Ale przecież człowiek z niejednego pieca się częstował, zrecenzował setki horrorów, więc czy powinien bać się cieniutkiej książeczki wypełnionej słowami? Na szczęście okazało się, że lektura
Względów – czyli ostatniego tomu wierszy (a precyzyjniej: dwuwierszy) Henryka Berezy przegnała podobne obawy.
Czym właściwie są utwory umieszczone we
Względach (poza tym, że składają się z dwóch wersów, co błyskotliwie natychmiast zauważam, aby nie marnować okazji do pokazania swojej błyskotliwości)? Ich oszczędna forma, jakaś aforystyczna lekkość, a jednocześnie ciężar przekazywanych myśli – wszystko to sprawia, że po przewróceniu ostatniej kartki, zastygamy w zadumie, zmrożeni niezachwianym przeświadczeniem obcowania z Absolutem. Jakbyśmy przeczytali właśnie grubą księgę, a nie 67 dwuwierszy, czyli 67 zdań i równoważników zdań. Pierwsza część tomiku, czyli
Kołomyjki, stanowi swoistą historię życia autora, opisy przeżyć i refleksji, a jednocześnie odpowiedź na pytanie, jak czytać literaturę i ludzi. Jak chociażby w tym utworze:
wszystko słów pragnie słowo wieńczy dzieło
tworzy je człowiek stąd względności słowa
Jak zachować uczciwość krytyka literackiego przy tak Einsteinowskim podejściu do materii języka? Mówi o tym kolejny utwór:
w tysiącach ocen słowa nigdy nie kłamałem
czyż możliwych pomyłek nie przeważa prawda
Część druga – nosząca tytuł
Nagrobki, to z kolei zbiór kilkudziesięciu epitafiów poświęconych konkretnym ludziom, których napotkał poeta na swoich ścieżkach życia. Tu również uderza owa niezwykła gęstość, esencjonalność, z jaką mieliśmy do czynienia już w części pierwszej. Bo nie jest rzeczą łatwą podsumowanie czyjegoś życia tak lapidarne, a przy tym wnikając w samą istotę. Uczcić kogoś nie poematem dygresyjnym, lecz zwięzłym, pozornie tylko pobieżnym spojrzeniem. Ta umiejętność przychodzi zapewne po tysiącach przeczytanych i napisanych zdań, przychodzi w momencie, kiedy w naszych oczach zaczyna przeglądać się wieczność.
Tak czyta się ten niebywały tomik, z pewnego oddalenia ze zdumieniem ogląda jego ażurową monumentalność, jak uważny turysta w świecie, w którym dominują zdania wielokrotnie złożone. A jednak można właśnie tak – długie eseje zamykać w kilku trafnych słowach, wspomnienia z całą ich rozbudowaną scenografią w impresji, oceany w kropli wody spływającej po twarzy. I może, kiedy dotrze do nas, że tak właśnie można, poczujemy się jak podmiot liryczny notujący na strzępku papieru:
niezgoda na terror zdania
prawie łaska epifanii
Krzysztof Maciejewski
Henryk Bereza
Względy –
http://wforma.eu/94,wzgledy.html