copyright © www.latarnia-morska.eu 2015
Marcin Zegadło nie należy do pokolenia poetów czasów drugiej wojny światowej czy tuż powojennych, a jednak tematyka z tamtych czasów jest w jego zbiorze Hermann Brunner i jego rzeźnia nieustannie obecna. Poeta urodził się w latach siedemdziesiątych, więc całkiem inaczej patrzy na przeszłość, świat swoich rodziców i dziadków. Choć jest młodym czytelnikiem świata, nie przeszkadza mu to w zbudowaniu teorii czytania nie tylko szczątków przeszłości, ale i całej pamięci ukrytej w otaczającej go przestrzeni. Ten świat podmiot liryczny wiersza „Pęknięcia” zna na przykład z „dawnych śladów, odbić, fotografii”. Źródłem poznania są utrwalone obrazy rzeczywistości, są też nieusuwalne lęki, które przechodzą z pokolenia na pokolenie, syndromy ukryte w interakcjach międzyludzkich. Na samym początku nasuwa się już pewien wniosek, że Zegadło przedstawił wizję świata nie katastrofy spełnionej w przeszłości, lecz apokalipsy dziejącej się właśnie na naszych oczach.
Regularne wiersze Zegadły są odwieszane poprzez kończącą je nieregularność. Ta nieregularność wynika z powrotów do czasów minionych bądź nagłego opuszczania przeszłości. Nie są to wiersze oparte na rymie. Ale są rytmiczne, dlaczego? Bo zawarte w nich wyobrażenia odwołują się do pewnego logicznego procesu przedstawienia świata. Świat w tych tekstach rozwija się przed oczyma. Nie ma tu zatem rytmizacji tekstu, jest odgórna logika wiersza, jego nadrzędny sens wynikający z kompozycji. W wierszu „Agfa Wolfen. 1980 (pokaz slajdów)” mamy tego najlepszy dowód. Świat przetacza się nam przed oczami w postaci fragmentów, których granice wyznaczają kolejne „klisze i kolory”. Świat obrazkowy według Zegadły to specyficzna ‘biblia pauperum’, szczególnego rodzaju apokryf, który daje się czytać na wiele sposobów. Z jednej strony mamy warstwę dosłowną, z drugiej metaforyczną a na końcu symboliczną. Zegadło chce nauczyć nas patrzeć na rzeczywistość zupełnie inaczej. Musimy oddzielać od siebie to, co prawdziwe („jasnowłosy chłopiec uwięziony / w ścianie, ciepły i pachnący wapnem”) od tego, co puste bądź płytkie („tekturowe gołębie niesione / przez umundurowane dzieci”), pozbawione jakiegokolwiek sensu. To wszystko zamknięte jest w „małych obrazkach”, które zależy jak zinterpretujemy.
Gdybyśmy mieli zapytać, o czym opowiada zbiór poetycki Marcina Zegadły Hermann Brunner i jego rzeźnia, bez wątpienia odpowiedziałabym, że jest to tekst o lęku, o ludzkim spotkaniu z nieoczywistością, która przeraża, stawia człowieka w sytuacji bez wyjścia. Nie poznamy tego, co było za nami, nie wybiegniemy też w przyszłość, możemy tylko leczyć rany po przeszłości, mierząc się z teraźniejszością. Właściwie historia płata tu czytelnikowi figle, nagłe przenoszenie w czasie, niedokończanie jednej opowieści, wchodzenie w kolejną. Są to tylko niektóre z zabiegów stosowanych przez poetę. Zegadło stara się w nas zmienić sposób czytania przeszłości. Ma być odwołanie do koncepcji stworzonej przez samego J.M. Rymkiewicza, idei czytania wspomnień i historii przez pryzmat doświadczeń człowieka. Zatem to człowiek ma być metodą czytania całego świata. Rzeczywistość staje się ludzkim odpowiednikiem, współodczuwającą przestrzenią. Dlatego w tej poezji świat ma skórę, w którą jest odziany, skórę emocji. Świat w wydaniu Zegadły jest popękany, rozkrusza się sam w ludzkich dłoniach, a to dlatego, że poeta zdał sobie sprawę jak nietrwały jest człowiek tkwiący w ciasnym uścisku drugiego człowieka.
W wierszu „Pęknięcia” ujawnia się cała tajemnica jego poetyckiego świata, który nie tylko jest niespójny, pofragmentowany („ślady, odbicia. lustra”), ale i przepełniony brakiem wybaczenia dla oprawców tego świata. To właśnie dlatego poeta wykorzystuje znane utwory sakralne – litanie, by uzupełnić w tym świecie jego braki, połączyć jego elementy w taki sposób, by wszystko do siebie pasowało a człowiek miał świadomość wpisywania się w świat, który jest całością, ze swoją własną, wewnętrzną spójnością. Z drugiej strony, Zegadło chce człowieka na nowo wypełnić światem, mówiąc do niego: „podejdź bliżej chłopczyku”, pragnie mu uświadomić, że nawet o okrucieństwie minionego wieku nie można zapomnieć. Świat Zegadły jest naznaczony ludzkim doświadczeniem („bolesny chłopcze z zamazaną twarzą”). To przestrzeń usiana bólem traumatycznych wspomnień odżywającym w następnych pokoleniach (Jak w wierszu „Ligia, Ligia”: „jej głos / ma teraz we mnie zimne gniazdo”). Największym trwałym cierpieniem w tym zbiorze jest z jednej strony brak wybaczenia, z drugiej, niemożliwość ukorzenia się przez czynami okrutnymi. Ten świat pełen jest duchów z przeszłości, które krążą nadal, pragnąc zrozumienia. Zegadło chce pomóc człowiekowi otrzeźwieć, odnaleźć jakiekolwiek wyjście z trudnej sytuacji. Podmiot liryczny wiersza „Pęknięcia” ma świadomość, że tylko konfrontacja z minioną traumą po raz kolejny pozwoli duchom spać spokojnie: „kiedyś wyjdzie z lustra i przemówi. tak będzie / i ona to czuje. w sobie to czuje jak ostrze, miękko wsunięte / pod serce”.
W „Piosence o lataniu. 1988” podmiot liryczny stwierdza, że ludzkie życie jest nieokreślone, że nie sposób pojąć jego sens ani tym bardziej wyznaczyć jego koniec („nic nie wiemy / o śmierci i ciemności. wszystko jest jeszcze światłem jasnym”). W wierszu niewinne spojrzenie na świat zostaje brutalnie przerwane przez obraz znalezionej półmartwej „sówki” rzuconej do zabawy kotu. Człowiek od najmłodszych lat jest okłamywany, że świat jest piękny. Ale taka rzeczywistość wiecznego „światła” jest po prostu nieprawdziwa. To świat fikcyjnego „Hermanna Brunnera”, oszukiwanych emocji, sztucznych rekwizytów, które trzeba zdemaskować. Ponadto przestrzeń w wielu utworach Zegadły została pokaleczona przeszłością. A pamięć w tej liryce została zawieszona w powietrzu, kołysze się w nim chaotycznie, lecz miękko. Dlatego historię przedstawiono w sposób achronologiczny, jako świat wielkiego bólu, który trzeba przeżyć, by zrozumieć jego oczyszczający autentyzm.
To cierpienie ma swoje źródło w nagłym ujawnieniu się prawdy. Dorosłość powoli unicestwia człowieka w człowieku, ponieważ uczy go aprobaty dla niesprawiedliwości, łagodnej zgody na unicestwianie innych bytów. Wyrastanie z pierwotnej moralności postępuje w człowieku gwałtownie: „posłuchaj jak skrzypi nam skóra, rosną kości”. Dzieciństwo pozostaje tylko mitem, w którym zamknięta została nieskazitelna historia człowieka. Prawdę znamy już tylko z opowieści. Teraz zmienia ona swój kształt na rzeczywistość iluzoryczną. Tamten miniony świat jest tylko wypowiadaną przez nasze usta reminiscencją snu: „sen o sowich dzieciach w ślinie i gęstej krwi”. Rzeczywistość realnego socjalizmu (na co wskazuje data w tytule „Agfa Wolfen. 1980 (pokaz slajdów)”) to świat paradoksalny, przestrzeń spłyconej śmierci, ośmieszania wzniosłości („umarli i meblościanki”), czas utraty człowieczeństwa przez człowieka. Ale nie tylko lata osiemdziesiąte są taką przestrzenią.
Zegadło uważa, że takie miejsca mogą istnieć w każdym czasie, nawet dziś. Wszystko zależy od człowieka, który ten świat kreuje i od systemu, który czuwa nad nami. Niestety, proroctwo świata nadchodzącego nie jest u Zegadły optymistyczne. Fragment „nocą nie potrafiliśmy zasnąć. Pod powiekami mieliśmy / czarno-białe drzewa” niesie ze sobą wieczny niepokój, wizję świata bólu ciągnącą się w nieskończoność.
Umieranie ma szczególny charakter w lirykach Zegadły. Przebiega ono w sposób trwały i właściwie nieskończony. Bohater wiersza „Chowanie. 1989” otrzymuje tego dowód w postaci amuletu – „mam ze sobą garść ziemi. proch”. Umieranie ocala znaczenie życia, dlatego w wielu miejscach poeta woli powrócić do czasu przeszłego, udowodnić nam, że jego przywołanie odsłania nowy wymiar patrzenia na obecny świat. W taki sposób mamy patrzeć na „babkę” z wiersza „Chowanie. 1989”, która żegna zmarłego, „babkę” przywołaną również z przeszłości („dobra z niej była kobieta”).
Wiersz „Chowanie. 1989” to ilustracja wykonania metaforycznego wyroku śmierci, świadectwo aktu zgonu. Jest to nie tylko przedstawienie teatralne imitujące umieranie, ale gra z umieraniem, igranie z losem, konfrontowanie się z obiegowymi sądami i spostrzeżeniami. Zatem utwór nie został zatytułowany „Śmierć” czy „Złożenie do grobu”, ale „Chowanie”, ukrywanie prawdziwego siebie („kobiety wzniosłe jak żałoba”), odganianie przeszłości (najprawdopodobniej historii pewnego alkoholika – „bo wstyd czerwonego panu bogu podrzucić”), oddalanie się od własnej cielesności („ściskam jej dłoń z kości i szarych żył”), patrzenie na czas miniony z dystansu i odczytywanie w ten sposób wielkiego oczyszczenia („pali się kościół i cmentarz (...) powtarzam: „ogień i jego pragnienie”), aż w końcu maskowanie przeszłości, która jest przecież nadal wieczną aktualnością, tej, która dotyczy nas, a dotyka w sposób nieuchronny.
Zegadło nie walczy ze śmiercią, bo jest ona czym naturalnym, ale próbuje spojrzeć jej prosto w oczy, dokonać wiwisekcji czasu, ukazać jej doniosłość w procesie wypaczania człowieczeństwa, dlatego pisze: „wiele widziały. jak prowadzili żydków / przez wieś i jak ich potem palili całych. a teraz jego chowają”. Poeta skontrastował ze sobą dwa diametralnie różne sposoby umierania a obok tego dał nam do myślenia, że istniały dwie inne metody życia. To nie nasza śmierć zaświadcza o życiu, ale życie o śmierci, jak sugeruje nam „babka” przemawiająca w wierszu. Śmierć jest wszechogarniająca („wszędzie groby”), przenika każdego, a właściwie tkwi już w człowieku i czeka na moment ujawnienia.
W „Pocztówkach. 1983” odczytujemy słowa kolejnej modlitwy. Wyznanie ludzkiej wiary to jednak nie wołanie do Boga, potwierdzanie stanu jego istnienia, ale próba zrozumienia filozofii człowieka, tego, który stąpa po ziemi, tego, który w niej tkwi. Człowiek przybiera wiele masek: „zrodzony / a nie stworzony. z nieistotnym ojcem, dla którego / nic się nie stało”. Ale pozostaje tylko kruchym człowiekiem, który cierpi, i z tego bólu umiera („ktoś czekał/ zakopany w piasku”).
Wiersz „Strachy. 1991” to jeden z wielu utworów, które skomponowane zostały na zasadzie podwójnego mówienia-słyszenia. Dwutorowość tekstu docierającego do czytelnika to gra w udawanie: „udajemy, że nie słyszymy”. Świat istnieje obok słowa, a słowo to osąd o rzeczywistości, która go otacza. Życie ludzkie toczy się jakby obok realnych wydarzeń. Proces, który opisuje podmiot liryczny, to pozbawianie echa przeszłości dawnego znaczenia, unieszkodliwianie przeszłości, niedopuszczanie jej do głosu. Bo odgłosy dawnych lat niosą ze sobą śmierć: „wołanie lasu i droga na cmentarz”. Kondukt żałobny kroczy jednak od dnia wczorajszego aż po dziś dzień. Żyjemy w przestrzeni okrutnej rzeźni, przestrzeni niekończącej się agonii psychicznej odziedziczonej po przodkach. Śmierć w pewnym sensie konstytuuje samego człowieka, tkwi w nim uśpiona: „śmierć miały / w brzuchach zamiast dzieci”. Najbardziej sugestywny wiersz, w którym mieści się ten fragment, pochodzi z utworu „Opłatki 1945/1990”. Mamy tu przed sobą obraz nie tylko przepajającej człowieka śmierci, ale i zatruwania człowieka bólem, dawkowania mu trucizny dla ciała i sumienia.
Wiersze Zegadły mają bowiem dwa wymiary, somatyczny, odnoszący się do masowej eksterminacji ludzkiej („latawce ze skóry”), redukowania ludzkiego ciała w „rzeźni” historii, i emocjonalny, przemawiający do ludzkiej wrażliwości artefakt przeszłości, która staje się aktualnością poprzez zaprojektowane misternie ożywienie. Zegadło jest dawcą życia dla śmierci, która nadeszła za wcześnie, wskrzesicielem z martwych idei, które zbyt późno zostały obudzone, czekały w uśpieniu na moment szansy kolejnej inicjacji. Poeta pyta tylko o jedno, kto jest sprawcą tego tragicznego rozkładu świata: „a jeżeli to bóg?”. Zwątpiliśmy nawet w śnieg, który jest przecież prawdziwy. „Otaczała nas biel”, pisze podmiot liryczny, zewsząd osaczał człowieka szpital, który był „nieprawdziwy”, świat udawanej diagnozy, prowokowanej choroby, by odwieść człowieka od wyzdrowienia, wyrwania się z iluzji. Niestety, czas przeszły jest czasem przedłużanym w przyszłość.
Śmiercią przepojony jest każdy wiersz zbioru. Nie tylko umieraniem, ale także jego konsekwencją dla człowieka, który agonię obserwuje: „co czuje się mając przed sobą, / już tylko martwych?”. Sytuacja doświadczenia śmierci, ciągłego oswajania jej, które nie przynosi efektów, to tylko dotykanie kresu po powierzchni, zbliżanie się do niego bez przekraczania jego progu. Bo Zegadło twierdzi, że ludzie nie ocaleli po to, by żyć, ani też po to, by dać świadectwo tamtej śmierci. Człowiek został uratowany przypadkiem i musi teraz stworzyć świat pozorowanego życia, musimy zapomnieć, by paradoksalnie pamięć ocalić. Bo dalsze drążenie przeszłości przynosi tylko śmierć. Trzeba zanurzyć się w „Głęboką wodę”, by przebaczyć innym, całemu światu.
Anna Łozowska-Patynowska
Marcin Zegadło Hermann Brunner i jego rzeźnia – http://www.wforma.eu/hermann-brunner-i-jego-rzeznia.html